PiS przywraca kulturę, czyli śmieci pójdą w płuca (FELIETON)

Tkana mozolnie przez długie lata polityka klimatyczna i antysmogowa, lansowana przez naukowców i rozsądnych polityków, bierze właśnie w łeb z winy PiS. Fot. Pixabay
Trzeba przywrócić „kulturę palenia drewnem” – mówi rzecznik Lasów Państwowych pod dyktando prezesa PiS, który stwierdza, że „Polska musi być ogrzana”. Co jeszcze przyjdzie do głowy pisowskiej władzy? Czy minister kultury posunie się do przywrócenia „kultury palenia książek”, żeby zyskać poparcie nieuków?

Sezon grzewczy za pasem, państwo ma problemy z zaopatrzeniem w opał, a nieudolny rząd boryka się z największym od lat spadkiem popularności, więc politycy rządzący zaczynają schlebiać najniższym instynktom swoich wyborców. I puszczają do nich oko, sugerując, że to, co jeszcze niedawno było zakazane, już jest dozwolone. Koniec z przyzwoitością, koniec z poprawnością polityczną. Hulaj dusza. Nie trzeba już segregować śmieci, nie trzeba nawet ich sprzątać. Wystarczy wrzucić wszystko do pieca razem z resztkami węgla i jeszcze wziąć od rządu dopłatę w nowiutkich, świeżo wydrukowanych banknotach, których wartość notabene zaraz spadnie od puchnącej inflacji (ale to niuans, którym wyborcy nie powinni zaprzątać sobie głowy).

Tkana mozolnie przez długie lata polityka klimatyczna i antysmogowa, lansowana przez naukowców i rozsądnych polityków, bierze właśnie w łeb z winy PiS. Jarosław Kaczyński stwierdził, że “Polska musi być ogrzana”, wobec czego “trzeba w tej chwili palić wszystkim, poza oponami i podobnymi szkodliwymi rzeczami”. W publicznych wypowiedziach kwestionował również zasadność uchwał antysmogowych. Rząd PiS zawiesił normy jakościowe węgla, a na rynku pojawił się miał węglowy, którego sprzedaż odbiorcom indywidualnym była zakazana od 2020 r. Publicyści alarmują, że ta zima będzie nie tylko chłodna, ale i spowita trującymi oparami.

Co na to wszystko rządowa propaganda?

Rządzący Polską narodowi populiści, przyciśnięci do muru przez problemy, które sami stworzyli, zawsze wybierają tę samą metodę obrony: przeinaczyć sens i odwrócić pojęcia. Innymi słowy – stworzyć oksymoron, zestawić pojęcia o przeciwstawnych znaczeniach i w kółko je powtarzać. Drukowanie pustych pieniędzy to „walka z inflacją”, brak reakcji na masowy pomór ryb w Odrze to „ochrona środowiska”, monopolizowanie mediów pod butem rządu to „wolność słowa”, wspólny europejski budżet na odbudowę gospodarek po epidemii to „atak na suwerenność Polski”, a  zatruwanie powietrza palonymi śmieciami to „troska o ogrzanie Polski”.

Putinowska propaganda nazywa wojnę w Ukrainie „operacją specjalną”, lecz gdyby czerpała wzorce z  propagandy PiS, nazywałaby ją zapewne „misją pokojową”. Nieudolna władza zawsze usiłuje tworzyć alternatywną rzeczywistość w umysłach wyborców, by zatuszować swą nieudolność.

Jeśli rzecznik Lasów Państwowych (instytucji powołanej do prowadzenia zrównoważonej gospodarki leśnej w Polsce), mówi o przywracaniu „kultury palenia drewnem”, bo zdaniem Jarosława Kaczyńskiego „jest to szkodliwe tylko dla osób z chorobami płuc”, to jak daleko mogą się posunąć inne rządowe instytucje? Czy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad powie teraz o przywracaniu „kultury jazdy po pijanemu”, ponieważ szkodzi to tylko tym, co staną na drodze pijanemu kierowcy? Czy minister kultury powie o przywracaniu „kultury palenia książek”, ponieważ szkodzi to tylko inteligentom i „wykształciuchom”? Czy minister sprawiedliwości zaapeluje o przywrócenie „kultury publicznych egzekucji”, ponieważ szkodzi to tylko ofiarom egzekucji?

PiS lubi wprowadzać do debaty publicznej rzeczy, które szokują. Przykuwa tym naszą uwagę, narzuca tematy dyskusji, ponieważ media, walcząc o uwagę swoich odbiorców, natychmiast podchwytują wątki szokujące, nawet jeśli niewiele mają wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Skutek jest niestety taki, że PiS oswaja nas z absurdami. Takimi jak wycenianie reparacji wojennych po ponad 70 latach i obwinianie trzeciego pokolenia Niemców za grzechy ich dziadków.

Podejmowanie szokujących tematów odbywa się kosztem tematów użytecznych, konstruktywnych, ale – niestety – nudnych. Takich jak brak należnych Polsce miliardów euro na krajowy plan odbudowy po pandemii, z powodu naruszania praworządności przez rząd PiS.

Prezydent Andrzej Duda został w Gorzowie Wlkp. wygwizdany, kiedy mówił o wolności. Odpowiedział protestującym  – skądinąd słusznie – że to, iż można gwizdać na władzę, jest zdobyczą „Solidarności”. Ale to tylko pół prawdy. Cała prawda jest nieco bardziej złożona. Otóż zdobyczą „Solidarności” i Lecha Wałęsy po 1989 r. było to, że władza nie dawała powodów, by na nią gwizdać. Władza rozwiązywała problemy, zamiast ich dostarczać. To nie jest trudne. Wystarczy nie dyskryminować inaczej myślących, nie szczuć na opozycję, nie przeinaczać faktów, nie robić z rządowych mediów partyjnych propagandówek, nie nazywać kłamstwa prawdą, a podłości szlachetnością.

A kiedy się tego nie robi, to wystarczy odejść.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content