In-vitro szansą na nowe życie. Akcja Platformy Obywatelskiej (WIDEO)

Konferencja prasowa w PO w Zielonej Górze
Fot. Konrad Paszkowski
Walka o in-vitro to coś więcej niż światopoglądowy spór. Procedura daje nie tylko szanse na zwiększenie liczby urodzeń, ale także pozwala ludziom spełnić marzenia o rodzinie i uniknąć społecznego wykluczenia. Przekonują o tym politycy Platformy Obywatelskiej, którzy rozpoczęli akcję zbierana podpisów pod projektem ustawy o finansowaniu in-vitro przez państwo.

Najpierw akcja wystartowała na poziomie ogólnopolskim, a następnie przyłączyły się do niej poszczególne regiony. Na tej liście znalazły się oczywiście lubuskie stolice, czyli Zielona Góra i Gorzów. Politycy Platformy Obywatelskiej przekonują, że wychodzą naprzeciw oczekiwaniom młodych Polek i Polaków. – Ok. 15 – 20 proc. młodych osób ma problemy z urodzeniem dzieci. Mówimy o chorobie cywilizacyjnej. Przygotowaliśmy projekt ustawy, który wymusi na rządzie przeznaczanie każdego roku z budżetu 500 mln zł na walkę z niepłodnością – mówi Waldemar Sługocki, poseł i szef PO w Lubuskiem.

Inicjatywa PO nie powinna nikogo dziwić, to w końcu politycy tej formacji wprowadzili w życie program współfinansowania zapłodnienia metodą in-vitro. Od 2013 do 2016 roku na świat dzięki tej metodzie przyszło około 22 tys. dzieci. PiS z tych ustaleń się wycofał. Program obecnie nie jest realizowany, ale obywatelski projekt ustawy ma to zmienić.

Bez dofinansowanie wiele par nie ma szans

Koszt już pojedynczej procedury in-vitro wynosi dziesiątki tysięcy złotych, a nie zawsze udaje się za pierwszym razem. Dla wielu par to zaporowe kwoty, które marzenie o rodzinie czynią niewykonalnym. Po wycofaniu się z programu in-vitro przez rząd ciężar pomocy parom z problemem bezpłodności wzięło na siebie część samorządów.

Jednym z nich jest Urząd Marszałkowski Województwa Lubuskiego. Na ten cel przeznaczył już blisko 2 mln zł, dzięki czemu urodziło się prawie 90 małych obywateli. UMWL ma zamiar kontynuować wspieranie in-vitro. Samorząd na najbliższym Konwencie Marszałków w Lublinie przedstawi projekt stanowiska w sprawie przywrócenia krajowego programu.

Nie we wszystkich samorządach in-vitro ma jednak dobrą passę. Pomimo starań wielu miejskich radnych program nie znalazł uznania np. w Zielonej Górze, gdzie nie udało się do niego przekonać prezydenta Janusza Kubickiego. – Kilkukrotnie staraliśmy się uruchomić program in-vitro, pisaliśmy nawet odpowiednie uchwały w tej sprawie. Niestety cały czas są problemy i niejasności. Nie odpuścimy, będzie się starać nadal – przekonuje Marcin Pabierowski, radny z Zielonej Góry

Bezdzietne pary są wykluczane społeczne

O programie in-vitro najczęściej mówimy w kontekście zwiększenia liczby urodzeń, ale cała sytuacja ma także drugie dno. Pary, które długo i bezskutecznie starają się o dziecko muszą mierzyć się z wieloma problemami. Z jednej strony mowa tu o ich wzajemnej relacji, a drugiej społecznej presji. Gdy wszyscy wkoło mają potomstwo, tych bez dzieci poddaje się pewnemu wykluczeniu.

– Wiele razy widziałam, jak osoby mierzące się z problemem bezpłodności czują się osaczone i wykluczone. W pewnym momencie znajomi mają dzieci i w rodzinie zaczynają się pytania, czemu oni jeszcze nie mają, na co czekają, kiedy zaczniecie się starać? A te osoby wiedzą, ile poniżenia musza znieść, aby mieć upragnione dziecko – mówi Elżbieta Smykał, która przez kilkadziesiąt lat prowadziła szkołę rodzenia.

Podpis pod petycją w sprawie in-vitro można złożyć osobiście w biurach poselskich parlamentarzystów PO w regionie lub pobrać dokument na stronie internetowej.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content