Do sera trzeba mówić, aby dojrzewał piękniej. Najbardziej lubi… komplementy

Sery państwa Pozdrowskich. Fot. zrzut z ekranu
Lubuskie jest smaczne. Udowadniają to kolejne odsłony autorskiego cyklu Joanna Brodzik „Lubuskie od kuchni”. Tym razem w roli głównej wystąpili Jolanta i Paweł Pazdrowscy, a raczej ich sery i ich kozy.

Lista lubuskich produktów regionalnych stopniowo się wydłuża, coraz liczniej lokalni producenci pojawiają się podczas rozmaitych jarmarków i targów. Bo i z tych produktów i potraw można ułożyć całkiem smakowite menu. Dowodem na to są kolejne odcinki cyklu filmowego realizowanego wspólnie z popularną aktorką i ambasadorką województwa lubuskiego, Joanną Brodzik oraz Lubuskim Centrum Produktu Regionalnego, w ramach projektu „Lubuskie od kuchni”. Dzięki kolejnym odsłonom cyklu poznajemy lubuskie smaki, ale i niezwykłych ludzi oraz ich pasje. Tym razem w roli głównej sery i to te kozie.

Początek tej serowarskiej pasji był niezwykły. Najpierw była przeprowadzka rodziny mieszczuchów do podnowosolskiej wsi. Później zaaferowany głos syna, Michała, ogłaszającego, że sąsiadka, pani Krysia, ma do oddania dwie kózki.

– Pomyśleliśmy wówczas: dlaczego nie, niech będą i kozy – uśmiecha się Jolanta Pazdrowska, która dziś ma pod opieką 120 kóz. Z kolei pan Paweł przypomina trudne lekcje dojenia, których również musiała udzielać sąsiadka.

Bo mleka było za dużo

– Najpierw zachwycaliśmy się kozim mlekiem – dodaje. – Później, wraz z kolejnymi pokoleniami kózek, tego mleka zaczęło być coraz więcej. W 2007 rozpoczęliśmy wytwarzanie serów, tak po harcersku, w jakichś garnuszkach. Po drodze jeszcze jakiś serowarski kurs oraz mnóstwo prób i błędów.

– Ale pierwszą recepturę mieliśmy od mojej babci, rodowitej Wielkopolanki – dodaje pani Jolanta.

Dziś po sery Pazdrowskich ustawia się kolejka i bardzo często są już zarezerwowane zanim jeszcze trafią do suszarni.

Przed Joanną Brodzik i serowarami na stole królowały kozie specjały. Oto ser typu gouda, dojrzewający minimum trzy miesiące.  Wymaga codziennego doglądania, solenia, osuszania, pielęgnacji.

– I trzeba z nim rozmawiać – dodaje pan Paweł.

– A czego lubią słuchać – dopytuje Joanna Brodzik.

– Komplementów z reguły mówię im, że są piękne.

I Pazdrowcy tłumaczą, że sery wymagają spokoju, cierpliwości, zwracania uwagi na niuanse i umiejętności przekuwania porażek w sukces. Gdy okazuje się, że skórka nie jest dosuszona można przerobić na bryndzę. Gdy twarożek pracuje trzeba wspomóc go odpowiednimi bakteriami. Dziełem przypadku są nawet ich słynne kulki serowe.

Aktorka sięgnęła po plaster goudy. Jedna strona to smak, druga walory zdrowotne. Wyroby z mleka koziego, a szczególnie sery kozie, dostarczają wapnia, który jest dużo zdrowszy i łatwiej przyswajalny niż masowo stosowane suplementy. Jogurty powstające z mleka koziego są naturalnym probiotykiem, który odbudowuje florę bakteryjną zwłaszcza po kuracjach z użyciem antybiotyków. Kozie wyroby wykazują odczyn zasadowy, dlatego nie wywołują efektu zakwaszenia organizmu,  ograniczają występowanie stanów zapalnych w układzie pokarmowym. Wreszcie są hipoalergiczne. Mleko kozie ma też mniej kazeiny niż krowie. Wśród osób, które wykazują nadwrażliwość na białka mleka krowiego aż 60-70 proc. nie ma alergii na mleko i sery kozie.

Pasja i satysfakcja

W każdym słowie, zdaniu Pazdrowskich czuć pasję i miłość do tego co robią. Teraz starają się przenieść te uczucia na syna Michała, tego samego, który „załatwił” pierwsze kózki, a dziś chętnie zajmuje się serem. A każda ze 120 brodatych „producentek” ma swoje imię, a ich właściciele żyją ich problemami zdrowotnymi. Słowem wielka rodzina. Przy okazji łatwo przekonać się, że zarówno hodowla tych zwierząt, jak i produkcja serów to ciężka, wymagająca praca obfitująca w z pozoru banalne, ale i kluczowe czynności, jak chorobliwa wręcz dbałość o czystość. Mimo to pani Jolanta deklaruje, że do końca swoich chce pracować w serowarni. Z kolei pan Paweł myśli raczej o handlu.

– Zobaczmy Ochlę i imprezy tutaj organizowane. Sprzedajemy tu ogromne ilości naszych serów – tłumaczy. – Mam wrażenie, że wiele osób przychodzi nie tylko coś kupić, ale właśnie porozmawiać z producentami, poczuć klimat i rozpocząć niedzielę ze smakiem.

– Też chciałam o tym porozmawiać, gdyż żywność, jedzenie to niezwykła okazja do rozmowy z drugim człowiekiem, o tym co naprawdę ważne – dodaje Joanna Brodzik.

Pazdrowscy nie pamiętają ile rodzajów sera mają w repertuarze. Wszystko, receptury, detale produkcji i przemyślenia mają spisane w „księdze z prawdami”.

 A jaki jest specjał na Boże Narodzenie? Kozia krówka, czyli kajmak. To dla pana Pawła oznacza sześć godzin stania przy garnku i mieszanie, mieszanie, mieszanie… To podobno uspokaja.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content