Siedem chudych lat (FELIETON)

Fot. Pixabay
PiS rządzi już siedem lat, ale wciąż nie rozumie dwóch prostych rzeczy. Po pierwsze, że są na świecie sprawy, na które Kaczyński nie ma wpływu, choć udaje, że ma. Np. na płodność Polek. Po drugie, że są na świecie sprawy, na które Kaczyński ma wpływ, choć udaje, że nie ma. Np. na biedę i drożyznę.

Rządy PiS to siedem chudych lat, jak w biblijnej przypowieści. Stary Testament opisuje sen faraona o siedmiu tłustych krowach, które wyszły z Nilu i pasły się beztrosko wśród sitowia, dopóki z Nilu nie wyszło siedem brzydkich i chudych krów, które pożarły krowy tłuste. Ale te, które je pożarły były nadal tak samo chude jak wcześniej. Wtedy faraon się przebudził. „Rano faraon, zaniepokojony, rozkazał wezwać wszystkich wróżbitów egipskich oraz wszystkich mędrców i opowiedział im, co mu się śniło. Nie było jednak nikogo, kto by umiał wytłumaczyć faraonowi te sny” (Księga Rodzaju, 41.8). Dopiero Józef wytłumaczył faraonowi, że krowy tłuste to lata obfitości a krowy chude to lata biedy. I że lata chude niszczą dorobek lat poprzednich.

Ta biblijna alegoria ma swój odpowiednik, jako żywo, w polskiej polityce. Faraon Kaczyński śni o potędze i obfitości, ale kiedy na chwilę się budzi, to wokół chude krowy pożerają krowy tłuste. Nad krajem przetaczają się kolejne plagi egipskie: światowa pandemia, wojna na wschodzie, galopująca inflacja i ignorancja rządzących. Krowy chude, mimo że żarłoczne, dalej są chude. Tak jak portfele Polaków: coraz więcej w nich pieniędzy, ale coraz mniej wartych. Lecz nikt z dworu Kaczyńskiego nie śmie mu wytłumaczyć, że źle się dzieje. Dwór woli usypiać Kaczyńskiego jego ulubioną propagandą. Niech dalej śni o tym, na co i tak nie ma wpływu. A krowy chude dalej się sycą, póki czas…

Tyle metafor, teraz konkrety.

Ekonomista prof. Bogusław Grabowski wyliczył, że w roku 2015, przed przejęciem władzy przez PiS, dług publiczny Polski wynosił 950 mld zł, natomiast – na podstawie przedłożonych przez rząd danych do Eurostatu – jesienią 2023 r. dług publiczny będzie wynosił… 1 bln 750 mld zł. „Oznacza to, że w ciągu siedmiu lat PiS zadłużył kraj prawie tak jak wszystkie pozostałe rządy przez 25 lat razem wzięte” – konstatuje Grabowski na łamach Gazety Wyborczej.

Jak to możliwe, że partia, która do tego doprowadziła, nie odchodzi w niebyt, a wręcz bryluje w sondażach? Są różne teorie na ten temat, a jedną z nich jest zasada zbiorowej iluzji nominalnej, której ulegają wyborcy. Przykładem są emeryci – twardy elektorat PiS. Zamiast waloryzować emerytury i zwiększać emerytom świadczenie, PiS wypłaca im trzynaste i czternaste emerytury, a w ramach kampanii wyborczej zapowiada piętnaste…

Emerytom większe świadczenia się należą. I to bez niczyjej łaski, bo sami sobie na nie zapracowali. To oczywiste. Tyle, że otrzymując większe świadczenie co miesiąc, emeryt mógłby zapomnieć kto je zwiększył, dlatego PiS, zamiast waloryzować świadczenia, woli dwa razy w roku dorzucać np. po 1 tys. zł więcej. Emeryt wtedy wie od kogo je dostał, zwłaszcza, że towarzyszy temu propaganda sukcesu w narodowych mediach. Poza tym, raz wypłacona duża suma wydaje się większym świadczeniem niż jeszcze większa, ale wypłacana częściej, po trochu. Iluzja nominalna.

Emeryci to grupa demograficznie rosnąca, wskutek starzenia się społeczeństwa. W związku z tym Polska zderzy się z brakiem zastępowalności pokoleń. Ta sytuacja ma dwa zasadnicze skutki. Pierwszy jest taki, że rosnące wydatki państwa na emerytury (bo składki na ZUS już nie wystarczają) kumulują dług publiczny na niespotykaną dotąd skalę. Drugi skutek jest taki, że emeryci, mimo że całe życie pracowali na swoje świadczenia i powinni żyć za swoje składki, przechodzą na garnuszek państwa i uzależniają się od zagrywek populistycznych partii, które wprowadzają ich w zbiorową iluzję.

Osobnym problemem jest iluzja, w której tkwi Kaczyński. Po pierwsze udaje on, że ma wpływ na depopulację kraju i dzietność Polek, że potrafi temu przeciwdziałać, podczas gdy program socjalny 500+ niczego po siedmiu latach nie zmienił. Po drugie, udaje on, że nie ma wpływu na inflację i drożyznę, że to wina wojny i pandemii, podczas gdy lista jego grzechów przeciw ekonomii nie ma końca: rozdęte wydatki na koszt przyszłych pokoleń (m.in. Polski Ład), marnotrawstwo publicznych pieniędzy (m.in. wybory kopertowe), irracjonalne i drogie inwestycje (m.in. przekop mierzei), do tego niekompetencja Glapińskiego, ignorowanie głosu specjalistów i tłamszenie przedsiębiorczości…

Kaczyński wciąż śni o tłustych krowach. A na jawie chude krowy pożarły tłuste, choć dalej są tak samo chude, a na dodatek – nie mają już czego jeść.

Nie ma co liczyć, że ktoś Kaczyńskiego obudzi. Obudzić się musi suweren.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content