Już pierwsze dni stycznia dostarczyły cały zestaw głupawek. Oto premier po przepchnięciu z pomocą opozycji ustawy o zmianie w sądownictwie podziękował… koalicyjnej partyjce, która sabotuje jego wnioski – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Pan Bogdan cieszy się, że minął już okres świąteczno-noworoczny, wzmocniony jeszcze Trzema Królami, które kiedyś Sejm z niewiadomych przyczyn uczynił dniem wolnym, jakby ich z okazji różnych świąt było w kalendarzu mało.
Pan Bogdan zawsze, a szczególnie jeszcze w grudniu, przed Bożym Narodzeniem, zastanawia się, dlaczego ludzie wszystko zostawiają na „po świętach”. To funkcjonuje u nas od lat. Jeśli człowiek chce coś załatwić w urzędzie, przeważnie odchodzi z kwitkiem, słysząc tę słynną formułę. Fachowiec proszony o naprawienie czegokolwiek niemal zawsze odpowiada: „Kochany! Wszystko zrobię, będzie pan zadowolony, ale po świętach, po świętach!”. Co najciekawsze, ta formuła nie działa, jeśli chodzi o domowe porządki. Tu musi być wszystko zrobione, to znaczy wyczyszczone i umyte, ale przed świętami. Pan Bogdan zawsze zastanawiał się, dlaczego na przełom grudnia i stycznia oraz na Wielkanoc wszystko musi być wyczyszczone, odpicowane i świecące. W inne miesiące oczywiście też, bo chyba nikt nie lubi siedzieć w brudzie, ale wówczas nie ma takiej paniki, doczyszczania, żeby wszystko lśniło, i nikogo nie wkurza jakiś pyłek czy drobina kurzu gdzieś tam. Ale cóż, tak to już jest…
Pan Bogdan postanowił w 2023 roku postarać się jakoś mniej denerwować się tym, co robi i mówi władza i jej akolici. Z tym może być problem, bo już pierwsze dni stycznia dostarczyły cały zestaw głupawek i śmiesznych decyzji rządzących. Oto premier po przepchnięciu z pomocą opozycji ustawy o zmianie w sądownictwie, czego domagała się Unia Europejska, podziękował… koalicyjnej partyjce, która sabotuje jego wnioski, a jej szef obraża go bezustannie. Gdyby w najmniejszej firmie podwładny tak mówił o przełożonym, z mety wyleciałby na zbity pysk z wilczym biletem. U nas premier udaje, że nie słyszy i jeszcze dziękuje za sabotowanie jego wniosków!
Takich jaj nie było nawet w komunie, która była przecież przaśna, a niektórzy działacze oraz „dyrektorzy i prezesi od wszystkiego” mimo wszystko tak o swoich szefach nie mówili.
Ale cóż, doczekaliśmy się naczelnika, który rządzi wszystkimi i wszystkim. Może zrobić, co chce. Desygnować do rady nadzorczej znajomą starszą panią, szefową trybunału zrobić sędzię, która nie ma dobrych wyników, ale fajnie gotuje, a do szefowania największej firmy skierować gościa, który nie wyróżniał się niczym w urzędzie gminy. Może też nakazać premierowi nadstawianie drugiego policzka, kiedy od podwładnego dostał, i to ostro, w pierwszy.
Takie czasy. Jaki kraj, tacy przywódcy…