Pan Stanisław od sześciu lat walczy z ministerstwem o emeryturę. Ma 97 lat!

Stanisław Krok. 97-letni emeryt wyliczył, że w wyniku niesprawiedliwej decyzji ministerstwa stracił już ponad 150 tys. zł. / Fot. Filip Pobihuszka, LCI
– Źle trafili, bo jestem jeszcze przy zmysłach. I po prawie – mówi 97-letni Stanisław Krok z Zielonej Góry, który od blisko sześciu lat walczy z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji o swoją emeryturę. Jego świadczenie zostało drastycznie obniżone, gdy w 2017 roku w życie weszła ustawa deubekizacyjna. Ustawa, która pana Stanisława nie powinna w ogóle objąć. I jest to zdanie nie tylko samego zainteresowanego, ale też sądu okręgowego w Zielonej Górze. Jednak pieniędzy jak nie było, tak nie ma.

– Zabrali mi jakieś 2,3 tys. zł z emerytury, ponad połowę. Teraz, po waloryzacji, to byłoby pewnie jakieś 2,5 tys. zł. Przez te wszystkie lata straciłem, lekko licząc, ponad 150 tys. zł – mówi pochodzący z Podkarpacia zielonogórzanin, który skontaktował się z naszą redakcją i poprosił o opisanie sprawy.

– Nie stać mnie na leki, na ogrzewanie, nie mówiąc już o jakichś przyjemnościach. Zostaje mi tylko trochę pieniędzy na jakieś cienkie wyżywienie – narzeka. Same lekarstwa to miesięczny koszt sięgający aż 600 zł.

– To był dla mnie duży szok. Słyszałem o tej ustawie, ale zakładałem, że jeśli ktoś przeczyta moje akta, to sam dojdzie do tego, że nie podlegam pod te zapisy. Bo faktycznie nie podlegam – komentuje. – Ale źle trafili. Bo ja jestem jeszcze przy zmysłach. I po prawie – kwituje 97-latek.

Krzywdzącą pana Stanisława Decyzję wydał Dyrektor Zakładu Emerytalno-Rentowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, na podstawie informacji otrzymanej z Instytutu Pamięci Narodowej.

Sporny okres, o którego reinterpretację walczy pan Stanisław, to nieco ponad trzy lata w pierwszej połowie lat 50., konkretniej czas od 15 listopada 1951 roku do 14 grudnia 1954 roku.

Pan Stanisław co prawda przepracował ten czas na rzecz Komendy MO, ale jako pracownik cywilny, zajmujący się wypisywaniem dowodów osobistych.

Ministerstwo odpisywało, ale nie na temat

Po kilku latach sądowych przepychanek, 12 maja 2021 Sąd Okręgowy w Zielonej Górze uznał, że panu Stanisławowi należy się wyższa emerytura i nakazał ponowne jej wyliczenie. Nie poprawiło to jednak sytuacji finansowej emeryta. Ministerialny Zakład Emerytalno-Rentowy odwołał się od wyroku, a sprawa już prawie dwa lata leży w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu.

Pan Stanisław zapytany o ocenę sytuacji, nie przebiera w słowach. – W tym ministerstwie pracują debile. Ale wierni. I dlatego pracują – mówi.

Kilka miesięcy po tym, jak emerytura pana Stanisława została bezceremonialnie obcięta, 91-letni wówczas mężczyzna, rozpoczął korespondencję z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji, domagając się od dyrektora Zakładu Emerytalno-Rentowego MSWiA anulowania krzywdzącej decyzji.

Informacje przekazane resortowi przez IPN nazwał „karygodnym sfałszowaniem” i stanowczo zaprzeczył by miał cokolwiek wspólnego z szerzeniem totalitaryzmu. – To raczej Zakład Emerytalno-Rentowy dopuścił się na mojej osobie rażącego totalitaryzmu i oszczerstw, noszących znamiona czynów karalnych, pozbawiając mnie – 91-letniego starca – na utrzymanie i leczenie oraz opiekę niezbędnych środków, dopuszczając się pozbawienia mnie ponad 50 proc. zasłużonej emerytury”.

Pan Stanisław postarał się o kopię akt osobowych z IPN. Z całego pliku dokumentów wybrał szesnaście, które przesłał do MSWiA. Każdy z nich dowodził jego słów, że był pracownikiem cywilnym.

Czy i jak ministerstwo odpowiadało panu Stanisławowi? – Odpisywali. Ale zupełnie nie na temat. W żadnym piśmie nie ustosunkowują się do moich zarzutów – mówi 97-latek.

Pan Stanisław, nie czekając na rozstrzygnięcia sądu,
w 2017 rozpoczął korespondencję z MSWiA.

Sąd: nie pełnił służby na rzecz totalitarnego państwa

We wspomnianym wyroku sądu okręgowego w Zielonej Górze czytamy, że pan Stanisław, we wspomnianym okresie, „jako instruktor w referacie Ewidencji Ludności i Dowodów Osobistych, a od 1 lipca 1954 referent w tym referacie, pracował na rzecz Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Żarach jako pracownik cywilny. Nie przysługiwały mu mundur ani uzbrojenie. Nie był uznawany za funkcjonariusza mundurowego, nie miał przyznanego stopnia w ramach służby mundurowej”.

W dalszej części uzasadnienia wyroku można znaleźć m.in. zapisy mówiące o tym, że praca pana Stanisława „nie wchodzi w zakres hipotezy art. 15c ust 1, który przewiduje, że emeryturę obniża się w przypadku funkcjonariusza pełniącego służbę”.

I dalej: „W niniejszej sprawie kluczowe znaczenie ma to, że w aktach personalnych ubezpieczonego nie ma jakichkolwiek śladów po mianowaniu go na osobę pełniącą służbę w Milicji Obywatelskiej w spornym okresie”.

W uzasadnieniu czytamy też, że w pismach z tamtego okresu, pan Stanisław tytułowany był jako „obywatel” bez użycia stopnia służbowego. Zresztą, w innych dokumentach pojawia się wielokrotnie informacja „bez stopnia”, co również powinno rozwiewać wszelkie wątpliwości w tym zakresie.

„Wszystkie powyższe argumenty świadczą o tym, że ubezpieczony w spornym okresie był pracownikiem cywilnym zatrudnionym na etacie cywilnym, pracującym przy wypisywaniu dowodów osobistych, a zatem nie pełnił służby na rzecz organu totalitarnego państwa” – czytamy w jednym z ostatnich akapitów uzasadnienia wyroku.

– Byłem swego czasu atakowany przez UB, namawiali mnie. Ale ja nie potrafiłbym stać pod oknami i sprawdzać, kto słucha Radia Wolna Europa. A już tym bardziej nie potrafiłbym uderzyć kogoś pałą. Nie mam charakteru do represji – wyjaśnia.

Fragment uzasadnienia wyroku sądu okręgowego z maja 2021.

Jak sprawa trafi do Strasburga to przegrają

Pan Stanisław jest przekonany, że zachowanie urzędników to jawne łamanie prawa. I nie dziwi się, że sprawa ciągnie się tak długo. – Oni już tam nie mają żadnych możliwości. Odwlekają to jak mogą, bo wiedzą, że jak sprawa trafi ewentualnie do Strasburga, to przegrają. Bezwzględnie – mówi. – Ustawa mnie nie obejmuje – dodaje.

Pan Stanisław przyznaje, że kwestię swojej obciętej emerytury uwzględnił już nawet w testamencie. – Mój syn zostanie spadkobiercą tych zawłaszczonych pieniędzy – wyjaśnia.

O komentarz w sprawie poprosiliśmy MSWiA. Do tematu wrócimy w momencie otrzymania odpowiedzi.

KOMENTARZ

W teorii najpierw jesteśmy ludźmi, dopiero potem urzędnikami czy pracownikami organów państwowych. Praktyka pokazuje jednak zupełnie co innego, a sprawa pana Stanisława jest tego żywym dowodem. Ślepe podążanie za przepisami i odrzucanie każdej, nawet popartej dowodami argumentacji, skrzywdziło już niejednego. A wrzucanie wszystkich do jednego worka to chyba jedno z najbardziej niesprawiedliwych zachowań, jakie może mieć na koncie urzędnik państwowy.

Upór prezentowany w sprawie pana Stanisława z jednej z strony dziwi, bo mimo dokumentów, jest niezmienny od blisko sześciu lat. Z drugiej strony – to nic nadzwyczajnego. Zmiana optyki byłaby przyznaniem się do błędu, a tego nasze państwo raczej nie ma w zwyczaju.

Pracownikom IPN i MSWiA można w tej sytuacji zaproponować jedynie eksperyment myślowy: jak czuliby się, gdyby to oni, już po kolejnych wyborach, zostali oskarżeni o służbę na rzecz totalitarnego reżimu?

Filip Pobihuszka

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content