Dariusz Maciejewski: Mamy dużo argumentów (ROZMOWA)

Uśmiechnięty mężczyzna w marynarce
Byłem gorącym zwolennikiem, żeby wszedł przepis zawodniczki do 23. roku życia, grającej przez 40 minut – mówi Dariusz Maciejewski Fot. Piotr Kaczmarek
Chcemy utrzymać pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. Jesteśmy dobrym zespołem. Najistotniejsze będą fazy play off i tam trzeba będzie pokazać swoją siłę. Na pewno nie jesteśmy na straconej pozycji – mówi Dariusz Maciejewski, trener koszykarek AZS AJP Gorzów.

Do końca sezonu jeszcze daleko, ale jedną rzecz możemy już podsumować. W EuroCup Women znaleźliście się w Top 16. Dla klubu to chyba duża sprawa.

Na pewno. To potwierdzenie, że w tym roku mamy dobry zespół, który powalczył bardzo mocno, i myślę, że wszyscy w klubie są zadowoleni. Pewnie wygraliśmy grupę, jedynej i minimalnej porażki doznaliśmy z bardzo silnym Galatasaray, który przeszedł teraz do następnej rundy. A pojedynek z Ramlą [w 1/8 finału – red.] myślę, że potoczyłby się całkiem inaczej, gdybyśmy zagrali w optymalnym składzie. Szczególnie pierwszy mecz zaważył na wyniku, bo bez Alanny Smith, naszego zdecydowanego lidera i defensywy, i ofensywy, było nam ciężko. Aczkolwiek trzymaliśmy się przez dwadzieścia parę minut. Myślę, że z Alanną przywieźlibyśmy korzystniejszy wynik i całkiem inaczej mógłby się potoczyć rewanż w Gorzowie. Ramla jednak pokazała, że jest zespołem bardzo mocnym, ma szeroki skład i dwie zawodniczki, które grają tylko w pucharach, także przyjechały świeże, naładowane, pewne siebie.

Na horyzoncie kolejne wyzwanie, czyli finałowy turniej Pucharu Polski. Stawiacie sobie jakiś cel?

Na razie myślimy o tym, żeby zagrać dobry mecz i wygrać w Toruniu [20 lutego – red.]. To jest nasz priorytet. Polska liga jest dla nas bardzo ważna. Chcemy utrzymać pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. Ale żeby to zrobić, nie możemy przegrać w tych ostatnich meczach, bo Polkowice cały czas siedzą nam na ogonie. Po meczu w Toruniu będziemy już myśleć o Pucharze Polski. Ale w tej chwili priorytetem jest, żeby się nie potknąć w lidze.

W ekstraklasie przegraliście tylko raz, w Polkowicach. Rozpamiętuje pan tę porażkę, zastanawia się, co i jak można jeszcze poprawić?

Przegraliśmy tam – nie ma co ukrywać – bardzo mocno. Polkowice u siebie nie przegrały od kilku lat i na pewno priorytetem jest doprowadzić do sytuacji, żeby wyjść z pierwszego miejsca i mieć handicap własnej hali. I na tym się koncentrujemy. A tamten mecz był właściwie jednostronny. Polkowice są bardzo silnym zespołem, co pokazują w Eurolidze. Po dojściu Amerykanki Wheeler – jednej z najlepszych, jak nie najlepszej zawodniczki na pozycji numer 1, która w tej chwili dzieli i rządzi w polskiej lidze, jeżeli chodzi o rozegranie – one jeszcze meczu nie przegrały. My też jesteśmy dobrym zespołem. Najistotniejsze będą fazy play off i tam trzeba będzie pokazać swoją siłę. Na pewno nie jesteśmy na straconej pozycji. Ale mimo że prowadzimy w tabeli, to wszyscy upatrują głównego faworyta do złotego medalu w Polkowicach.

Jakie trzeba mieć argumenty, żeby namówić na grę w Gorzowie tak znakomitą koszykarkę, jak Alanna Smith?

My mamy dużo argumentów. Na pewno jednym z minusów jest to, że nie jesteśmy jakąś metropolią, nie mamy blisko lotniska. Nie jesteśmy też krajem bardzo atrakcyjnym turystycznie. Ale jesteśmy bardzo solidnym zespołem. Kontraktujemy nie ponad stan, tylko na realne możliwości klubu. Nie mamy żadnych problemów z VAT-em. Wszystkim – czy menedżerom, czy zawodniczkom – zawsze wypłacamy pieniądze i to jest jeden z najważniejszych argumentów. Drugim jest to, że od siedmiu lat gramy nieprzerwanie w EuroCupie, jesteśmy znaną marką w Europie i myślę, że po wybudowaniu nowoczesnej hali będziemy jeszcze bardziej atrakcyjni. To nie jest zasługa jednej osoby, tylko wielu lat pracy. Nawet dzisiaj miałem już dwa telefony od menedżerów, kogo potrzebujemy na następny sezon, jakim będziemy dysponować budżetem. Już powoli zaczyna się cała układanka…

Żeby namówić Alannę czy naszą Lindsay [Allen – red.] do gry w Gorzowie – a to zawodniczki z pozycji WNBA – to trzeba mieć dużo argumentów. Ale przede wszystkim musisz być wiarygodny finansowo, z kontraktu musisz się wywiązać, nie mieć żadnych opóźnień w wypłatach. I tak my klub w Gorzowie prowadzimy, dlatego też mamy takie możliwości. Było u nas już kilka Australijek, Alanna bardzo przyjaźni się ze Stephanie Talbot, która bardzo mocno poleciła nasz klub. To są takie sytuacje, że jak kogoś w życiu oszukasz czy jak będziesz lawirował, to to jest tylko na krótką metę. Na dłuższą metę nie masz szans, żeby funkcjonować w zawodowym sporcie.

Zbudował pan piekielnie silny zespół, w którym jednak jest miejsce dla zdolnych wychowanek. Coraz śmielej poczyna sobie Wiktoria Keller, debiutują młodziutkie zawodniczki… To pana wymarzony model?

Między innymi ja byłem gorącym zwolennikiem, żeby wszedł przepis zawodniczki do 23. roku życia, grającej przez 40 minut. Bez tego przepisu młodym, utalentowanym zawodniczkom w Gorzowie bardzo ciężko było się przebić, dlatego że musiały rywalizować o miejsce w składzie. A my ściągamy tylko reprezentantki swoich krajów, jeżeli chodzi o Europejki, lub zawodniczki z poziomu WNBA, więc takim młodym dziewczynom bardzo ciężko jest się przebić. Dlatego wiele osób zrezygnowało z koszykówki – nie oszukujmy się – ich kariera nie potoczyła się tak, jak one czy my byśmy chcieli, bo była za duża konkurencja. Fizyczność tej ligi jest bardzo duża. Ta liga jest – w przeciwieństwie do męskiej – bardzo wysoko ceniona w Europie. Tutaj jest duża konkurencja, dużo zawodniczek jakościowych. A wspomniany przepis powoduje, że możesz przez dłuższy okres przyjrzeć się młodej zawodniczce. Dając jej zadania, patrzysz, czy faktycznie nadaje się na ten poziom. I każdy mecz, a nie tylko jakieś sporadyczne minuty, pokazuje, w którym kierunku taka osoba ma pójść lub ty masz ją poprowadzić. Myślę, że to idealny przepis na ten moment, taki przejściowy w polskiej żeńskiej koszykówce.

Jest kilka fajnych dziewczyn, które tutaj się pokazały. Do nich należy Wiki Keller, ale też Julia Bazan, po słabszym początku, bardzo pewnie porusza się już po treningu i w momentach meczowych również nie mam problemu, żeby ją wpuścić, żeby pokierowała grą zespołu. Na każdym treningu to powolutku widać, że to jest dobra droga do rozwoju poszczególnych zawodniczek. Jak będzie dalej, to już tylko od nich zależy – od ich wyborów, od tego, w jaki sposób będą pracować. I nie ukrywajmy, od zdrowia. Myślę, że Wiki byłaby w troszeczkę wyższym momencie, gdyby nie ponad rok, który straciła z powodu kontuzji stawu skokowego.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content