Dwie strony wojny (KOMENTARZ)

Fot. pixabay

W piątek byłem na rocznicowym spotkaniu przed zielonogórskim teatrem. Mowa oczywiście o roku mijającym od agresji Rosji na Ukrainę. Były łzy, łamiące się głosy i „sława Ukrainie”. Dzień później znalazłem się przed berlińską Bramą Brandenburską. Było też rocznicowo, ale trudno było się zorientować, z kim berlińczycy trzymają. Owszem, były ukraińskie flagi, ale były i rosyjskie oraz sowieckie (w teorii obie zakazane), a klimat był antywojenny, ale bez wskazania, kto w tym wszystkim zawinił. Były też emocje, studzone przez 1,4 tys. policjantów.

Jak podali organizatorzy, protestowano przeciwko zapowiedziom rządu niemieckiego i sojuszników zwiększenia dostaw broni dla Ukrainy i wprowadzenia nowych sankcji. „Wzywamy kanclerza Niemiec do zaprzestania eskalacji dostaw broni. Teraz!… Bo każdy stracony dzień kosztuje nawet tysiąc istnień ludzkich – i przybliża nas do III wojny światowej”. Było o krwi niewinnych, ale i o wojennej inflacji.

Znajomi berlińczycy stwierdzili, że właśnie w tej chwili widać różnicę między ossi i wessi. Ci pierwsi, czyli Niemcy z byłego NRD, darzą Rosjan mieszaniną strachu i szacunku. Tak im zostało. Jak wynika z sondaży, jedna trzecia „enerdowców” nie widzi w Putinie zagrożenia. Połowa z 30 tys. badanych przez stację MDR słuchaczy na wschodzie kraju uważa, że sankcje i środki wobec Kremla idą za daleko. Wielbiciele Putina, którzy nadal forsują rosyjskie interesy bezpieczeństwa, są zwykle co najmniej po czterdziestce, najczęściej po pięćdziesiątce – pisze „Tageszeitung” i pointuje: „Tutaj dawne powiedzenie, że uczyć się od Związku Radzieckiego to uczyć się wygrywać – wciąż ma uwodzicielską moc”.

Wygrywać? W ich głowach żelazna kurtyna jest nadal opuszczona.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content