Chociaż Andrzej Duda w popłochu próbował złagodzić skutki swego podpisu pod pisowską niekonstytucyjną ustawą Lex Tusk, to na Marsz Wolności zwołany przez Donalda Tuska na 4 czerwca w Warszawie – według wyliczeń organizatorów – przyszło protestować blisko pół miliona ludzi.
– Przyszliśmy tu po to, by wyrazić swoją złość, ale i nadzieję, że razem zmienimy Polskę! – mówił Tusk do zgromadzonych tłumów. Towarzyszyli mu m.in. Lech Wałęsa i gospodarz stolicy Rafał Trzaskowski. – Obronimy Polskę i obronimy wolność. Wolność od tych, którzy chcą nam mówić jak mamy żyć – wołał Trzaskowski. A Polacy skandowali: – Mamy dość!
Marsz Wolności miał się zacząć w samo południe, ale tłumy zebrane na warszawskich ulicach były tak wielkie, że powstał gigantyczny korek. W chwili, kiedy czoło pochodu dotarło do docelowego Placu Zamkowego, na odległym o 7 km Placu Na Rozdrożu, gdzie rozpoczynał się przemarsz, wciąż stały jeszcze tłumy, zasilane potokami ludzi z przyległych ulic. Uczestnicy marszu, którym nie udało się przecisnąć głównymi arteriami, docierali w okolice Placu Zamkowego, bocznymi, równoległymi ulicami. Warszawa pękała w szwach od ludzi z biało-czerwonymi flagami i europejskimi sztandarami.
– Udowodniliśmy, że ludzi dobrej woli jest więcej, że zwyciężymy, że pokonamy propagandę, pokonamy kłamstwo. Razem doprowadzimy do tego, że prawda będzie nazywana prawdą, a kłamstwo kłamstwem, a nie odwrotnie – komentował Donald Tusk.
Z województwa lubuskiego na marsz do Warszawy dotarła liczna reprezentacja mieszkańców regionu. Do udziału w marszu nawoływał od dwóch tygodni lider lubuskiej Platformy Obywatelskiej Waldemar Sługocki. Marsz miał charakter pokojowy, nie odnotowano poważnych incydentów.



Według doniesień Onetu, telewizja publiczna nie relacjonowała na żywo obrazów z marszu. W trakcie pochodu emitowała rozmowy w studiu z wynajętymi propagandystami, którzy oskarżali uczestników wydarzenia o sianie nienawiści i obronę procesu “derusyfikacji”, nie precyzując o co chodzi. Później TVP przerzuciła się m.in. na relację ze zjazdu kół gospodyń wiejskich w Opocznie. Z kolei Jarosław Kaczyński w weekend pojawił się jedynie w sobotę na Podkarpaciu w ramach tzw. trasy dotrzymanego słowa, gdzie chwalił się budową dróg, a politycy partii rządzącej powtarzali ustalony przekaz o “marszu nienawiści” w Warszawie.
Donald Tusk tuż po marszu zamieścił tweeta ze zdjęciem obrazującym skalę manifestu. – Bez słów – skomentował krótko.


Jak podało Radio ZET, w niedzielę późnym popołudniem warszawski ratusz przedstawił oficjalne dane dotyczące manifestacji. – Na marsz ponad 200 tys. osób przyjechało metrem, a około 50 tys. autokarami. Pełne były autobusy i tramwaje oraz pociągi PKP, SKM i KM. Mnóstwo osób z Warszawy przybyło pieszo – przekazała rzeczniczka stołecznego ratusza Monika Beuth. Zaznaczyła, że powierzchnia samej trasy to ponad 170 tys. metrów kwadratowych, a ludzie się na niej nie mieścili i szli bocznymi ciągami. – Na podstawie zdjęć z monitoringu, Stołeczne Centrum Bezpieczeństwa szacuje, że w marszu wzięło udział około 500 tys. osób – podkreśliła rzeczniczka ratusza.



