Do przerwy Lechia prowadziła z Lechią 2:0. I przegrała 4:5 (ZDJĘCIA)

Dziesięciu chłopców na boisku
Zamieszanie pod bramką Lechii Gdańsk
Lechia Zielona Góra, która występuje w Centralnej Lidze Juniorów U-17, jest nieobliczalna i nieprzewidywalna. To zespół, którego nie można zamknąć w żadnych ramach. W niedzielę do przerwy prowadził z Lechią Gdańsk 2:0, by przegrać 4:5.

Niedzielne (29 października) spotkanie w Zielonej Górze układało się po myśli miejscowej Lechii. W 4 minucie Marcel Kurek po podaniu od Bartłomieja Różyckiego kropnął nie do obrony sprzed pola karnego. Później inicjatywę przejęła przyjezdna Lechia, ale nie potrafiła wykorzystać swoich sytuacji. A w piłce często bywa tak, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Dlatego też w 23 minucie Dawid Dębski wprawdzie na raty, ale koniec końców podwyższył na 2:0.

Drugą połowę Lechia Zielona Góra przegrywa 2:5

Tymczasem po przerwie goście potrzebowali zaledwie dwóch minut, żeby wyrównać. W 52 minucie trafił Maciej Zając, a w 53… No właśnie. Wydawało się, że z bardzo ostrego kąta piłkę do bramki wkręcił Bartosz Pieczka, ale według sędziów był to gol samobójczy Olafa Górniaka. Wtedy jednak zielonogórzanie podnieśli się po raz pierwszy. W 58 minucie Dębski wykorzystał świetne prostopadłe podanie, wjechał w pole karne i było 3:2. Tylko co z tego, skoro tuż po wznowieniu gry wyrównał Pieczka. Ale minęło 10 minut i gospodarze znów prowadzili, tym razem po strzale Franciszka Majchrzaka. Niestety, chwilę później koszmar powrócił i goście ponownie zdobyli dwie bramki w ciągu dwóch minut. W 74 minucie trafił Jakub Richert, a w 75 Pieczka.

Miejscowi kończyli mecz w osłabieniu po drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartce dla Górniaka w 84 minucie.

Michał Grzelczyk: Nie potrafiliśmy być zwierzakami

– Rozwaliliśmy sobie spotkanie głupotami, które cały czas wynikają z tego, że nie wyciągamy wniosków po poprzednich spotkaniach. Czy to jest kwestia treningów, czy głów i nerwowości, kiedy wszystko jest na spokoju… – skomentował Michał Grzelczyk, trener Lechii Zielona Góra. – 2:0, mecz się układa nieźle. Wiedzieliśmy, że warunki atmosferyczne będą trudne, że boisko nie nadaje się do tego, żeby trochę więcej operować piłką, choć Lechia nam pokazała, że jednak można coś stworzyć po ziemi. Natomiast mamy 2:0, mamy spokój, prowadzimy do przerwy. Tracimy w głupi sposób jedną bramkę i zaczynają nam się kolana uginać, zaczyna nam się wkradać prąd.

– To powoduje, że sytuacja się odwraca. I każda kolejna akcja to jest cios za cios – analizował trener Grzelczyk. – Wychodzimy na prowadzenie 4:3 i uważamy, że mecz wraca do kontroli. Szybko – przez głupotę, przez nieruchliwość, brak pazura, młodzieńczy moment zawahania – przy stałym fragmencie gry tracimy bramkę na 4:4. Potem w jeszcze głupszy sposób na 4:5 i mecz nam się wymyka spod kontroli. Długo, długo musiałbym grzebać w pamięci, czy kiedykolwiek przeżyłem takie spotkanie, ale w piłce młodzieżowej – jak widać – można szybko dojrzeć i przeżyć takie pokojowe mecze. Trzeba teraz się pozbierać, przeanalizować materiał, który mamy nagrany, i kolejny raz próbować młodych chłopców podnieść.

– Nie potrafimy – i to jest różnica – jak Lechia Gdańsk odwrócić tego spotkania na zasadach, że jeszcze bardziej otrzepać się, jeszcze bardziej podnieść czoło i gonić, być takim zwierzakiem na boisku. Oni byli zwierzakami i stąd wygrali ten hokejowy mecz. A my, niestety, przez własne głupoty i przez to, że nie potrafiliśmy tej lepy przyjąć i być zwierzakami, przegrywamy i teraz trzeba znowu te rany łatać, lizać, podnosić się – dodał trener Grzelczyk.

Fotogaleria z meczu Lechia Zielona Góra – Lechia Gdańsk

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content