Dziś 80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

Fot. Wikipedia, domena publiczna
Od wybuchu Powstania Warszawskiego mija właśnie 80 lat. Od kilku dekad jest ono przedmiotem jednego z najbardziej zagorzałych sporów historyków i instrumentem polityki nie tylko historycznej. Heroiczny zryw warszawiaków i nie tylko warszawiaków był dla komentujących albo lekcją patriotyzmu, albo romantyczną głupotą, albo przejawem walki o niezależność Polski, albo wykorzystaniem przez siedzących w Londynie polityków skłonności do bohaterszczyzny Polaków.

Oczywiście było to powstanie antyniemieckie, ale z silnymi wątkami antyrosyjskimi. Dowództwo AK planowało samodzielnie wyzwolić stolicę jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej, licząc, że uda się w ten sposób wzmocnić międzynarodową pozycję rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie oraz powstrzymać realizowany przez Stalina proces podporządkowywania i sowietyzacji Polski. Jednak po wybuchu powstania Armia Czerwona wstrzymała ofensywę na kierunku warszawskim, a radziecki dyktator konsekwentnie odmawiał udzielenia powstaniu poważniejszej pomocy.

Nasz obraz powstania w dużej mierze ukształtował film „Kanał” i powieść „Kolumbowie rocznik 20.” I pewnie dlatego w powszechnym postrzeganiu tego wydarzenia niewiele jest, i słusznie, heroizmu, znacznie więcej tragedii. I pytań o sens tego jednego z najbardziej traumatycznych wydarzeń w historii naszego narodu. Nawet jeśli w wątpliwość poddajemy intencje organizatorów akcji „Burza”, o tyle pobudki kierujące młodymi z reguły i bardzo młodymi ludźmi były czyste z głębokim rytem czystego patriotyzmu w romantycznej wersji „Choć na tygrysy mamy visy”. Ta konfrontacja tego właśnie podejścia do wojny z bezwzględną i nadal sprawną hitlerowską machiną musiała skończyć się w taki, a nie inny sposób, zwłaszcza wymieniając galerię błędów popełnionych przez dowództwo.

Swoim maksymalnym zasięgiem powstanie objęło część lewobrzeżnych dzielnic miasta, niewielki obszar prawobrzeżnej Warszawy, a także Puszczę Kampinoską, Legionowo i okolice Marek. Do wyzwolenia stolicy droga okazała się daleka. Za daleka. W rezultacie słabo uzbrojone oddziały powstańcze przez 63 dni prowadziły samotną walkę z przeważającymi siłami niemieckimi, zakończoną kapitulacją 3 października 1944. W trakcie dwumiesięcznych walk straty polskich wojsk wyniosły około 16 tysięcy zabitych i zaginionych, 20 tysięcy rannych i 15 tysięcy wziętych do niewoli. W wyniku nalotów, ostrzału artyleryjskiego, ciężkich warunków bytowych oraz masakr urządzanych przez oddziały niemieckie zginęło od 150 tysięcy do 200 tysięcy cywilnych mieszkańców stolicy. I tak naprawdę to są cisi bohaterowie tamtych wydarzeń. Bo jak zwykle o tych cichych bohaterach się zapomina.

„To warszawiaki, fajne chłopaki są”. Raczej były… Z tych czasów pozostały z nami obrazki: barykad, kilkuletnich łączników z opaskami, sanitariuszek, już nie chłopców, a jeszcze nie mężczyzn obwieszonych bronią i błyskających białymi zębami. I oczywiście obraz zrujnowanej Warszawy. Co nam zostało? Także wynaturzone sposoby wykorzystywania dramatu powstania przy okazji rozmaitych marszów i parad w blasku krwistych rac, dymu i często faszyzujących haseł. Ci młodzi ludzie wyglądają, jakby żałowali, że nie żyją w tamtych, ciekawych czasach.

Ja nie żałuję i za to jestem wdzięczny powstańcom. Za świadomość, że to jest ekstremalna, ale niekoniecznie warta naśladowania formuła patriotyzmu.

Udostępnij:

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content