Archeolodzy odkryli… rondel. Nie ma nic wspólnego z kuchnią, raczej ze Stonehenge

Bodzowskie sanktuarium jest porównywane do Stonehenge. Fot. Pixabay
Bodzowskie sanktuarium jest porównywane do Stonehenge. Fot. Pixabay
To jedno z archeologicznych odkryć wartych naszej uwagi. Oto w Bodzowie w okolicy Bytomia Odrzańskiego odkryto jeden z pięciu znanych w Polsce rondli. Nie, nie jest to artykuł o dawnej sztuce kulinarnej, ale o ludziach, którzy mieszkali tutaj jakieś 7 tys. lat temu, o ich zwyczajach i wierze…

Wdzięczne określenie rondel ukuli czescy naukowcy i zostało ono przyjęte w polskiej nomenklaturze archeologicznej. Oznacza koliste założenia przestrzenne składające się z koncentrycznych rowów i palisad. Do 2017 r. w Europie zaewidencjonowano około 200 założeń tego typu. Pojawiły się one około 4900 r. p.n.e. na terenach objętych osadnictwem społeczności tzw. kultury lendzielskiej na obszarze dzisiejszych Węgier i Słowacji. Idea konstruowania tego typu obiektów rozpowszechniła się następnie na obszar Austrii, Czech, Niemiec oraz Polski. Te „klasyczne” rondle pochodzą z okresu wczesnego neolitu, jednak forma ta, nazywana przez część badaczy już rondeloidami, pojawia się również w późnym neolicie oraz wczesnej i późnej epoce brązu.

To był… kalendarz

Pierwotna funkcja rondli pozostaje dotychczas niewyjaśniona. Przypisuje się im m.in. funkcję gospodarczą, społeczną, refugialną (miejsce schronienia) oraz astronomiczno-religijną. W świetle dotychczasowych badań funkcja związana z astronomią oraz rytuałami i działaniami rolniczymi wydaje się być najbardziej prawdopodobna. I tak w trakcie badań archeologicznych w Goseck w Saksonii-Anhalt ustalono, że do wnętrza okręgów wiodły trzy bramy: jedna wskazywała kierunek północny, natomiast przez dwie pozostałe można było obserwować zachód i wschód słońca w trakcie przesilenia letniego 21 grudnia, który przez wiele ludów uważany był za koniec starego i początek nowego roku. Dotychczas odkryta brama w okręgach w Bodzowie skierowana jest w kierunku północno-zachodnim, co może mieć związek z obrzędowością związana z okresem letnim i żniwami

– Tak, to była świątynia neolityczna, którą, oczywiście w należnych proporcjach, można porównać ze słynnym angielskim Stonehenge – opowiadał mi kilka lat temu archeolog Janusz Budziszewski z warszawskiego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który właśnie sporządzał sprawozdanie z badań na terenie bodzowskiego stanktuarium. – Tutejsi kapłani decydowali kiedy należy zasiać i kiedy w pole powinni wyjść żniwiarze. Aby przebłagać bóstwa, tutaj składano ofiary. Prawdopodobnie także te krwawe. Tutaj wreszcie świątecznie biesiadowano.

Słowem, gdy nadchodził właściwy czas, na niewielkim wzgórzu, kapłan stawał w kręgu, wpatrywał się we wbity w środku bramy słup i czekał… W chwili, gdy dał znak, ludzie rzucali wszystkie prace i ruszali w kierunki kręgu wyznaczonego przez palisadę i rowy. Wtedy rozpoczynała się wielka impreza.

– Pewność co do tego, że jest to unikalna w naszym kraju świątynia solarna, mieliśmy już wcześniej – tłumaczy archeolog. – W ostatnich dwóch sezonach badaliśmy sąsiedztwo najbardziej czytelnej w badaniach geofizycznych bramy, która wychodzi na zachód. Odsłoniliśmy przebieg rowów i mamy pewność, że zostały wykonane według ściśle określonego planu. Niestety ślady niektórych konstrukcji szybko ulegają destrukcji, brakuje nam pozostałości niektórych elementów drewnianych. Wiemy, że były tutaj palisady, ale ich przebiegu nie możemy w pełni odtworzyć, bo pozostałości zniszczyła erozja. Również kości w glebach Bodzowa szybko się rozkładają. A szkoda, gdyż w zasypiskach podobnych rowów znajdujemy zazwyczaj ślady fascynujących rytuałów, świątecznych uczt, ofiar ze zwierząt, a nawet z ludzi.

Z lotu ptaka

Badanie tego miejsce rozpoczęto w 1997 r., gdy Otto Braasch, niemiecki archeolog specjalizujący się w archeologii lotniczej, przeprowadzał na zlecenie  Generalnego Konserwatora Zabytków loty rozpoznawcze. Wówczas z lotu ptaka odkrył w okolicach Bodzowa kręgi kulturowe, które, jak dowiodły kolejne zwiady lotnicze, okazały się być właśnie pozostałościami neolitycznego rondla. W latach 2006 – 2008 przeprowadzono serię nieinwazyjnych badań archeologicznych obejmujące m.in. kolejne zdjęcia lotnicze, prospekcję terenową oraz badania geofizyczne. Ustalono wówczas, że kręgi mają owalną formę i składają się z dwóch pierścieni: węższego, o średnicy wahającej się od 49 do 57 m, oraz większego, którego średnica wynosi od 65,5 do 73,5 metra. Badania nieinwazyjne potwierdziły istnienie przerwy w pierścieniach, określanej przez archeologów jako „brama”, w części północno-wschodniej. Prawdopodobnie dwa kolejne wejścia znajdowały się w części południowej oraz północno-wschodniej jednakże przypuszczenia te dotychczas nie zostały zweryfikowane podczas wykopalisk.

Według najnowszych ustaleń świątynia powstała, wieńcząc okres kilkusetletniego osadnictwa w pierwszej połowie 5. tysiąclecia p.n.e. Jak twierdzą naukowcy, z ich punktu widzenia od samego sanktuarium ważniejsze jest to, co znaleziono wokół. Czytelne ślady kilku faz osadnictwa pierwszych rolników.

Dawno, dawno temu

Kom byli twórcy sanktuarium? W ostatnich stuleciach 6. tysiąclecia p.n.e. z południa Europy na teren naszego kraju, regionu zaczęli przybywać pierwsi rolnicy. Przejście od zbieractwa dzikich roślin, jagód czy grzybów oraz myślistwa do rolniczego trybu życia nazywamy często rewolucją neolityczną. Przybysze wybierali żyzne tereny, na których wypalali lasy, zakładali większe lub mniejsze osady oraz pola… Jak na tamte czasy żyli dostatnio. Na tyle dostatnio, że mogli wyżywić także osoby, które nie były związane bezpośrednio ze zdobywaniem pożywienia… Które mogły patrzeć w niebo.

Zwyczaj budowania tajemniczych, kolistych założeń przestrzennych składających się z koncentrycznych rowów i palisad w młodszej epoce kamienia jest jednym z ciekawszych i do dzisiaj niewyjaśnionych do końca przez archeologię zjawisk. Przez wiele lat sądzono, że na terenie Polski nie występują. Pierwsze odkryto właśnie w okolicy Bodzowa w latach 90. minionego wieku.

– To ciągle w Polsce jest rzadkość – dodał Janusz Budziszewski. – W Polsce znamy dziś może cztery podobne obiekty. Najbardziej podobny do bodzowskiego jest ten odkryty kilka lat temu w Biskupinie. Mamy jeszcze krąg na Górnym Śląsku i jeden niepewny, nad Odrą. Krótko mówiąc, Bodzów to jedno z najciekawszych stanowisk do badania śladów kultu wczesnych kultur rolniczych.

Jak tłumaczył z kolei jeszcze na miejscu wykopalisk prof. Zbigniew Kobyliński bodzowskie sanktuarium powinniśmy raczej nazwać obserwatorium astronomicznym.

– Ludzie tego okresu uzależnieni byli od pór roku, które wyznaczały czas siewu, zabiegów pielęgnacyjnych i zbiorów – tłumaczy archeolog. – Jak wyznaczyć najlepszą porę, skąd wiadomo kiedy należy siać? Dlatego budowano takie właśnie kręgi złożone z rowów i palisad z kilkoma bramami. Były dwie, trzy lub cztery. Gdy Słońce było w takim położeniu, że padając przez z jedną z bram, wskazywało określony punkt, wyznaczało to określoną datę. To był swoisty kalendarz… Obserwowano także inne gwiazdy.

W niemieckim Goseck jedna z bram wskazywała północ, przez dwie pozostałe, osoba stojąca w centrum sanktuarium mogła obserwować wschód i zachód słońca 21 grudnia, czyli podczas przesilenia zimowego. W wielu społecznościach rolniczych był to właśnie koniec starego i początek nowego roku. Z kolei w jednej z takich świątyń na Morawach uroczystości odbywały się o wschodzie słońca 9 kwietnia i 3 września oraz o zachodzie 8 i 9 października

Patrzyli na słup

A jak było w Bodzowie? Jedyna jak dotąd dokładnie zidentyfikowana brama zorientowana jest na zachód. Jej związek z określoną porą roku jest teraz przedmiotem szczegółowych analiz archeoastronomicznych. W przyszłości badacze chcą także ustalić położenie pozostałych bram.

– W bramie znaleźliśmy taki, znany z broni palnej, układ muszka i szczerbinka – dodał archeolog. – Ziemia usypana w wały i palisady, oddzielały człowieka od otoczenia. Zamykały go w świętym kręgu i tylko bramy orientowały go w przestrzeni i okazuje się, że także w czasie. Mógł zobaczyć tylko określone, wyznaczane bramami punkty. W centrum bramy stał słup i jak muszka w szczerbince ułatwiał celowanie, pozwalał idealnie ustalić konkretną równonoc. Bowiem astronomia, w tamtych czasach, to jedyny uniwersalny miernik upływu czasu.

A gdy już ten odpowiedni czas wyznaczono? Jak żartują archeolodzy, wówczas biesiadowano do upadłego. Tak miały wszystkie kultury zwane wczesnorolniczymi. Wymieniano się żonami, słuchano opowieści starców i ucztowano. To było święto całej wspólnoty…

Oczywiście to stanowisko archeologiczna jest wpisane na listę zabytków i zostało otoczone ochroną.

Źródło: m.in. materiały LWKZ. Zdjęcia: LWKZ

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content