Zastanawia to, że ogarnięty nienawiścią starszy pan znajduje ciągle posłuch i akceptację, bo przecież jego odklejenie jest już nie tylko chwilowe. Ciągle wierna gwardia jest wpatrzona w prezesa, akceptuje i tłumaczy jego nawet najbardziej idiotyczne tezy – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Pan Bogdan kolejny raz przekonał się, że w naszym kraju nie ma tematu czy wydarzenia, nawet dramatycznego, które powinno zjednoczyć wszystkich, niezależnie od sporów toczonych na co dzień, żeby nie wlazła do niego polityka.
Oto kiedy w południowo-zachodniej Polsce nadszedł armagedon i wielka woda niszczyła dobytek wielu ludzi, partia do niedawna rządząca, a dziś opozycyjna zwołała wiec przeciwko sprawującym władzę. Mamy demokrację, więc oni mają prawo wyrażać swoje opinie także na ulicy. Jednak to, co w przemówieniu do swoich wyznawców (swoją drogą jest ich coraz mniej, na tle wieców organizowanych przez poprzednią opozycję można ich określić jako garstkę) wygadywał prezes, było już kompletnym odlotem, wleceniem nie na drugi, ale nawet na trzeci krąg.
Nie ma sensu powtarzać głupich tez o tym, że dzisiejsza władza jest gorsza niż reżim stalinowski i działa na obstalunek Berlina i Moskwy. Zastanawia jednak to, że ogarnięty nienawiścią starszy pan znajduje ciągle posłuch i akceptację, bo przecież jego odklejenie jest już nie tylko chwilowe. Ciągle wierna gwardia jest wpatrzona w prezesa, akceptuje i tłumaczy jego nawet najbardziej idiotyczne tezy. Ciekawe, jak długo jeszcze.
Pan Bogdan, oglądając migawki z owego wiecu i wspomniane głupawki prezesa, myślał jednak, że w obliczu ogromnego zagrożenia, wielkiej klęski żywiołowej politycy PiS wyłączą na chwilę „tryb atakujący”, będą chociaż do zakończenia pierwszych zmagań z powodzią powściągliwi. Nic z tego. Natychmiast wyczuli kolejny temat, żeby zaatakować, to – jak kiedyś mawiał premier Morawiecki – ich „polityczne złoto”. I pojechali, krytykując działania rządu, czepiając się jakiejś wypowiedzi premiera przed spodziewaną powodzią – jak się okazało, zbyt optymistyczną. Najwięksi fighterzy byli o krok od stwierdzenia, że to Donald Tusk sprowadził deszcz na Austrię, Czechy i Polskę.
I tak to jest w naszym kraju. Każda okazja jest dobra, by zaatakować przeciwnika politycznego, każde zdarzenie, nawet takie, które powinno odsuwać na bok spory i różnice, to „polityczne złoto”. Niestety…