Zakola i meandry. Miód na serce (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Andrzej Flügel: Ludzi, którzy z utęsknieniem czekali na zmiany, denerwuje, kiedy słyszą o wyczynach posła Antoniego i ogromnej skali wszelkich wykroczeń w jego słynnej podkomisji smoleńskiej. A poseł Antoni nie traci rezonu i ciągle ma się dobrze...
Miało być 12-metrowe biurko, wielkie zadania i kolejne rządy dusz. Są relacyjki z powodzi i czasem możliwość pojechania z wrogami w swoim nienawistnym okienku – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan nie jest zwolennikiem niewpuszczania na konferencje prasowe przedstawicieli jakichkolwiek redakcji, także tych trudniących się wyłącznie propagandą, często na pograniczu hejtu. Przedstawiających wszelkie wydarzenia wyłącznie w kontekście zysku dla partii, którą wspierają, udając oczywiście medium obiektywne i niezależne. Atakujących tych, z którymi walczą ich mocodawcy – wcześniej z opozycji, a dziś rządzących. Szukających każdego tematu, wypadku, klęski żywiołowej, jakieś niefortunnej wypowiedzi, żeby tylko dopiec, zaatakować, wyśmiać. Z drugiej strony zamykających oczy na ciemne sprawki partii, którą żarliwie popierają, zamykających uszy na kolejne „trupy” wypadające z jej szafy.

Pan Bogdan myśli, że obecność jednego udającego dziennikarza propagandysty nie zmieniłaby niczego. Najwyżej zadałby jakieś jątrzące pytanie, po którym prawdziwi dziennikarze patrzyliby na niego z politowaniem, a pytani szybciutko ujawnili intencje pytającego. Niemniej scena, kiedy były redaktor naczelny, nominat partii wtedy rządzącej, dziś w bezsilnej złości miota okrzyki na korytarzu, wykrzykując w rozpaczy nazwę swej udającej niezależne medium redakcji, mimo tych zastrzeżeń co do blokady kogokolwiek na konferencje prasowe, była dla pana Bogdana niczym plaster miodu na serce.

Warto przypomnieć, że ów redaktor na polityczne zlecenie zmienił fajną i obiektywną gazetę w ściek propagandowy, z czego będzie się ona bardzo długo wydobywać. Wydawało się, że pod skrzydłami partii, dla której pracował, jeśli tylko wygra wybory, w uznaniu zasług szybko poszybuje w górę, bo przecież ambicje nie sięgały tylko prasy lokalnej. O nie!

Skończyło się jakimś małym poletkiem w jątrzącej telewizji. Miało być 12-metrowe biurko, wielkie zadania i kolejne rządy dusz. Są relacyjki z powodzi i czasem możliwość pojechania z wrogami w swoim nienawistnym okienku. Cóż, życie…

Oczywiście media rodzą pokusę, by chwalić tych, których popieramy, czyli będących przy władzy, a ganić czepiających się. Granica, którą można przekroczyć, jest bardzo cienka i bardzo łatwo wejść w buty poprzedników. Pan Bogdan z niepokojem obserwuje szczególnie prasę lokalną, gdzie ludzie, którzy kiedyś byli marginalizowani, dziś, kiedy są u steru, ich piękne twarze są niemal na każdej stronie. To bardzo niebezpieczne!

Udostępnij:

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content