Wielka woda opuściła już województwo lubuskie. Na szczęście obyło się bez apokaliptycznych obrazków, jak choćby na Dolnym śląsku, ale swoje szkody woda zdążyła uczynić. Jak wyglądają straty popowodziowe na drogach wojewódzkich? Czy było lepiej niż podczas powodzi w 2010 roku? Kto będzie oceniał ich stan?
– Gdy przechodziła fala kulminacyjna przez Lubuskie, byliśmy zmuszeni do okresowego zamknięcia lub całkowitego zamknięcia odcinków dróg, które znalazły się, kolokwialnie mówiąc, pod wodą. To była droga 315 na odcinku od Nowej Soli do Przyborowa, droga 321 od Przyborowa do Siedliska oraz drogi 325, 292 i 324 na granicy z województwem dolnośląskim. W chwili obecnej woda opadła i od kilku dni jest na poziomie już bezpiecznym – mówi Marcin Ogorzałek, dyrektor Zarządu Dróg Wojewódzkich w Zielonej Górze.
ZDW stopniowo przywraca drogi do użytku, ale robi to dość asekuracyjnie, bo większość z dróg potrzebuje fachowej oceny ekspertów, by np. móc przywrócić ruch ciężarówek.
– Przystąpiliśmy do ocen technicznych stanu tych dróg po zejściu wody. Udało nam się w bieżącym tygodniu częściowo dla ruchu otworzyć drogę 315. Realizujemy tam ruch do 3,5 tony oraz przewozy komunikacji związanej z dowozem do szkół. Otworzyliśmy też drogę 321 od Przyborowa do Siedliska, a także drogę 292. To są wszystko częściowe dopuszczenia do ruchu. Koncentrujemy się na tym ruchu lokalnym samochodów osobowych, pojazdów do trzech i pół tony. Nie możemy pozwolić na przejazd ruchu ciężkiego, ponieważ te korpusy drogowe były przez długi okres pod wodą i obecność tej wody w korpusie mógł znacząco wpłynąć na nośność trwałość tych dróg, więc nie możemy ryzykować – podkreśla dyrektor ZDW.
Woda odpłynęła, problemy zostały?
Ogorzałek podkreśla, że drogi były częściowo przygotowywane na zalanie przez następne fale powodziowe, co nastąpiło po powodzi w 2010 roku, jednak tylko jedna z nich została zaprojektowana od zera.
– Tylko droga nr 315 została po powodzi w 2010 roku zaprojektowana na nowo ze wzmocnieniem, z założeniami technologicznymi, które miały pozwolić na bezpieczne przejście wody w miejscu, w którym zostało to wykonane. Założeniem było, że fala kulminacyjna będzie miała naturalny przepływ przez drogę – wskazuje.
Jak mówi dyrektor ZDW, ta funkcja została spełniona i dzięki temu fala powodziowa, która dotarła do Nowej Soli była mniejsza, więc jednoznacznie można stwierdzić, że działania na drodze 315 poprawiły bezpieczeństwo przeciwpowodziowe.
– Ta droga przetrwała. To nie jest sytuacja taka jak w 2010 roku, kiedy to droga zniknęła z powierzchni ziemi. Droga przetrwała, natomiast jest dosyć sporo istotnych uszkodzeń – dodaje.

Przyjadą eksperci i ocenią
Jakie w takim razie kroki przed ZDW, by ostatecznie ocenić stan uszkodzonych przez wielką wodę dróg i móc szybko i sprawnie przystąpić do niezbędnych prac modernizacyjnych? Ogorzałem mówi, że wszystko jest na dobrej, nomen omen, drodze, by sytuację rozwiązać.
– Od poniedziałku spotykamy się ze specjalistami, m.in. nadzorem budowlanym. Spotkamy się z przedstawicielami naszego uniwersytetu, którzy deklarują wsparcie. To są przedstawiciele, którzy są również związani z Lubuską Izbą Inżynierów Budownictwa. To jest wsparcie techniczne, z którego korzystamy, żeby ocenić stan techniczny tych dróg – zaznacza.
Jak się okazuje nie będzie to jedyne wsparcie w ocenianiu skutków powodzi, na które liczyć może ZDW.
– Wystosowaliśmy również pismo do Instytutu Badawczego Dróg i Mostów, żeby Instytut jako jednostka wyspecjalizowana, posiadająca odpowiedni potencjał, również techniczny, wsparła nas w ocenie technicznej tych dróg. Oczekujemy na przyjazd specjalistycznej jednostki badawczej, która dokona oceny nośności wszystkich tych odcinków drogowych, które stały pod wodą, żebyśmy mieli przekonanie, że można bezpiecznie w całości ten ruch puścić lub też wykluczyć taką ewentualność – podkreśla Marcin Ogorzałek.