Waldemar Sadowski nie jest już prezesem Stali Gorzów. O klubie z niemal 80-letnią historią mówi dziś cała żużlowa Polska. I niestety, w tej narracji nie sposób znaleźć cokolwiek pozytywnego. A niebawem dowiemy się, czy zespół w przyszłym sezonie będzie mógł startować w ekstralidze.
„Dzisiaj dotychczasowy prezes klubu Waldemar Sadowski podjął decyzję o zakończeniu swojej misji w Stali Gorzów. Jego obowiązki związane ze skutecznym reprezentowaniem klubu zarówno w Stali Gorzów Wielkopolski S.A. jak i w klubie sportowym Stal Gorzów Wielkopolski przejmuje dotychczasowy pełnomocnik Dariusz Wróbel” – to komunikat ze środowego (23 października) popołudnia. Pod postem na profilu Stali na Facebooku toczy się ożywiona dyskusja, której uczestnicy zastanawiają się, na czym owa „misja” polegała.
Branżowe media piszą o „gigantycznych problemach finansowych” klubu z Gorzowa. Portal „Sportowe Fakty” zakłada także scenariusz, zgodnie z którym Stal nie otrzymałaby licencji na starty w żużlowej ekstralidze w sezonie 2025, a wtedy kontrakty z zawodnikami zostałyby automatycznie rozwiązane. „Wbrew pozorom to dość prawdopodobne rozwiązanie” – czytamy w środowym artykule.
W klubie wybuchała bomba za bombą
– Jedziemy o finał, drużyna jest fajnie zbudowana – przekonywał prezes Sadowski w telewizyjnym studiu Lubuskiego Centrum Informacyjnego w czerwcu, podsumowując pierwszą część sezonu zasadniczego. Całą rozmowę znajdziesz TUTAJ.
Tymczasem ta fajnie zbudowana drużyna do finału nie dojechała. Ba, nawet nie wywalczyła medalu. Żużlowcy Stali zakończyli sezon 2024 poza podium drużynowych mistrzostw Polski. W półfinale dwukrotnie przegrali ze Spartą Wrocław, a w dwumeczu o brąz – z Apatorem Toruń, który to zespół wcześniej odprawili z kwitkiem w ćwierćfinale. Tak, to dość skomplikowane, ale ekstraliga rządzi się osobliwymi prawami.
Po półfinale ze Spartą wybuchła pierwsza bomba – klub zwolnił trenera Stanisława Chomskiego. Wydarzyło się to trzy dni przed rozpoczęciem walki o brązowy medal, czyli w najważniejszym momencie sezonu. Na wybuch drugiej bomby nie trzeba było długo czekać, bo zaledwie cztery dni później Stal oznajmiła, że rozstanie się także z Szymonem Woźniakiem. To działo się już w trakcie rywalizacji z Apatorem.
Stal Gorzów po ostatnim meczu sezonu 2024 przed własną publicznością, przegranym z Apatorem Toruń
Obustronny walkower i straty wizerunkowe
Senator Władysław Komarnicki, honorowy prezes gorzowskiego klubu, uważa, że powodów tego trzęsienia ziemi należy szukać znacznie wcześniej. Konkretnie pod koniec maja. Wtedy właśnie miał miejsce jeden z największych skandali sezonu 2024, czyli pojedynek Stali z GKM Grudziądz, który nie doszedł do skutku, a oba zespoły zostały ukarane walkowerem. Oba kluby, a zwłaszcza gorzowski jako gospodarz i organizator spotkania, poniosły wówczas olbrzymie straty nie tylko sportowe, ale także wizerunkowe.
– Oczywiście bardzo szybko wykonaliśmy ukłon w stronę kibiców, uznaliśmy ten mecz za niebyły, tak że mogli zwracać bilety albo przebukować je na kolejne spotkania, bo jednak nie obejrzeli tego, na co przychodzą, czyli widowiska sportowego. Klub zrobił to, żeby tę sytuację próbować naprawić. Jej się nie da w stu procentach naprawić, bo niesmak pozostaje. Jeśli chodzi o kibiców, na stadionie było wielu debiutantów i jak za pierwszym razem coś takiego zobaczyli, to trudno będzie mi ich przekonywać do tego, żeby przyjechali do nas ponownie. Miałem też potencjalnych sponsorów na sezon 2025 i to też są elementy, które rzutują na to, jak ja mam taki produkt sprzedać – mówił nam wtedy prezes Sadowski.
Marka z prawie 80-letnią historią
Wróćmy jednak do senatora Komarnickiego.
– Wyniki klubu, bez medalu, są dla mnie zaskoczeniem. Ale – a na tym się znam, analizowałem nieraz zwycięstwa i porażki – myślę, że kluczem do tej porażki był cyrk, który został stworzony na meczu z Grudziądzem. Od tego się zaczęło, dlatego że w Stali powstała brzydka atmosfera. Zarząd miał pretensje do obozu szkoleniowego, który – niestety – popełnił kardynalne błędy, przyłączył się niepotrzebnie do Grudziądza i niepotrzebnie powstała duża strata po tym straszliwym wstydzie, jaki został wykonany przez pana Kościechę, menedżera ze strony Grudziądza. Nie wiedzieć dlaczego, nasz obóz szkoleniowy przyłączył się do tej farsy – tłumaczył honorowy prezes Stali w telewizyjnym studiu Lubuskiego Centrum Informacyjnego.
Stal Gorzów jest najważniejsza – uważa Władysław Komarnicki, senator i honorowy prezes klubu
Jak posprzątać mleko, które rozlało się w kluczowym momencie sezonu? Senator Komarnicki nie ma wątpliwości, że w tej chwili najważniejszy jest klub – z przepiękną historią i dziewięcioma tytułami drużynowego mistrza Polski.
– Myślę, że my musimy mówić przede wszystkim nie o zarządzie, tylko o tym, co się nazywa Stal Gorzów – przekonuje. – Stal Gorzów jest marką prawie 80-letnią i my wszystko musimy podporządkować Stali Gorzów. Uważam, że jak te emocje opadną, trzeba się spotkać z panem trenerem Chomskim. To jest mądry człowiek, oddał serce Stali przez tyle lat. Trzeba mu powiedzieć: Stasiu, zakopmy te swoje historie, które miały miejsce. Być może coś w klubie spróbujemy mu zaproponować prestiżowego. Nie musi być trenerem, bo on też nieraz mówił, że się wypalił. I podajmy sobie ręce, bo Stal Gorzów jest najważniejsza.
Kurek z miejskim dofinansowaniem
Tymczasem kondycją klubu zainteresowało się miasto. Kondycją niekoniecznie sportową, tylko finansową. Wiesław Ciepiela, rzecznik prasowy prezydenta Gorzowa Wlkp., twierdzi, że nie do końca powinniśmy mówić o prowadzonym w Stali audycie w klasycznej formule.
– Prezydent i jego współpracownicy wnikliwie obserwują sytuację w klubie – tłumaczy. – Koncentrujemy się na rozmowach z przedstawicielami środowiska związanego z żużlem i ludźmi, którym dobro tego sportu leży na sercu. Dyskusja toczy się również w gronie radnych koalicji.
To pochylenie się nad Stalą, a przede wszystkim nad jej finansami, jest reakcją na powszechne sygnały napływające ze strony opinii publicznej, że w klubie dzieje się coraz gorzej. Tymczasem z drugiej strony, czyli właśnie klubu, napływają sprzeczne informacje dotyczące jego kondycji, które zamiast uspokajać, tylko rozgrzewają dyskusję. Stąd decyzja o powołaniu zespołu audytującego, w którego skład weszli przedstawiciele miasta, rady, a także specjaliści zajmujący się finansami i organizacją sportu. Szukają oni teraz odpowiedzi na pytania, które wydają się oczywistymi: Jak wyglądają finanse klubu? Jakie ma zobowiązania? Z czego one wynikają? Czy klub ma opracowany program naprawczy? Jedno z pytań szczególnie zwraca uwagę: Jaki jest aktualnie skład zarządu?
– Zespół jest już po pierwszym spotkaniu, o którym można powiedzieć, że przebiegało w przyjaznej atmosferze – dodaje rzecznik Ciepiela. – Na razie, dla dobra klubu, nie są jeszcze ferowane opinie, zostaną one zawarte w szerszej opinii. Zespół bazuje raczej na rozmowach o problemach niż na szczegółowych badaniach dokumentów.
Jak słyszymy, w tym przypadku unika się określeń „kontrola”, gdyż miasto nie ma tak do końca możliwości prawnej przeprowadzenia podobnego sprawdzenia, a jedyną konsekwencją może być przykręcenie kurka z dofinansowaniem. Ale jak podkreśla rzecznik Ciepiela, na podobne dywagacje jest stanowczo za wcześnie, a celem całej operacji jest uzdrowienie sytuacji w tak ważnym dla miasta klubie.
Nie wolno tego zmarnować!
– Mnie serce bardzo boli, ja z tym bolącym sercem pójdę na tamten świat – komentuje senator Komarnicki. – Nie ukrywam, że mnie boli, dlatego że tę piękną historię wyrzeźbiło wielu ludzi w Stali Gorzów. I nie można tego zmarnować, nie wolno tego zmarnować! Apeluję do wszystkich radnych, apeluję do pana prezydenta, apeluję do wiceprezydentów, apeluję do wszystkich ludzi dobrej woli. Tu nie powinno być żadnego podziału. Powinniśmy wszyscy usiąść jak biali ludzie i powiedzieć: Jest źle albo jest średnio źle, albo jest ciężko. Władysław Komarnicki swoją osobę daje do dyspozycji, ja nie mam z tym najmniejszego problemu.