Z zewnątrz kościół w Klępsku wygląda niepozornie. Już wnętrze robi na gościach piorunujące wrażenie za sprawą wspaniałych polichromii. Ale tak naprawdę w prawdziwy zachwyt wpadają tutaj historycy, zwłaszcza architektury, bowiem odtwarzanie dziejów tego zabytku przypomina układanie Kostki Rubika.
Naukowcy nad kościołem w Klępsku pochylają się od niedawna i ich kolejne odkrycia pokazują, jak niewiele wiemy o naszych perełkach. Inicjatorem wzięcia świątyni pod lupę była lubuska wojewódzka konserwator zabytków. W piątek (25 października) w kościele lubuskie służby konserwatorskie spotkały się z naukowcami i gospodarzami obiektu.
– Gdy byłam tu po raz pierwszy, pomyślałam sobie, że ot, mamy tutaj jeszcze jeden obiekt w konstrukcji szkieletowej – przyznaje lubuska wojewódzka konserwator zabytków Barbara Bielinis-Kopeć. – Jednak gdy zobaczyłam wystrój wnętrza… To było coś absolutnie niewiarygodnego na naszym terenie. Ta różnorodność, to bogactwo, od średniowiecza, przez renesansowe elementy wystroju, barokowe, aż po modernistyczne… To naprawdę jest coś rzadko spotykane. Zatem mamy taką perełkę, małą, przytulną, otaczającą nas blaskiem starych złoceń, kolorami, zamykającą niejako tę przestrzeń z oryginalnymi deskami pod nogami. Bo wszystko to sprawia, że człowiek czuje się tutaj tak ciepło, tak dobrze, tak zauroczony, że ma ochotę na chwilę się zatrzymać. Później zaczynamy stawiać sobie pytania. Na przykład: dlaczego ten filar różni się od innych? I tutaj zaczyna się już magia.
Drewno i glina
Wszystko zaczęło się niepozornie – od skromnej, drewnianej, opartej na planie prostokąta katolickiej świątyni w gotyckim stylu. Wapienia i piaskowca w okolicy nie było, więc kamień zastępowano tym, co akurat było pod ręką – powszechnie stosowane konstrukcje szkieletowe wypełniano cegłą, a nawet mieszaniną słomy i gliny. Tak powstałe budynki były niedrogie i niezwykle trwałe, choć z zewnątrz pozbawione wszelkiego splendoru.
– Analizujemy tę konstrukcję pod różnymi aspektami, jak kwestia obróbki budulca, sposób łączenia ze sobą elementów, system zastosowanych ciesielskich znaków montażowych i w wyniku tego jesteśmy w stanie opracować czy ustalić, jakie są kolejne etapy budowy, przebudowy, naprawy – tłumaczy prof. Ulrich Schober z Uniwersytetu Toruńskiego. – Później wchodzimy częściowo w literaturę, współpracujemy z dendrochronologami i na podstawie ich badań jesteśmy w stanie dokładnie datować poszczególne fazy. Jakie są niespodzianki? Szkielet ścian obwodowych, który zastąpił pierwotną konstrukcją wieńcową. Dotychczas był datowany na XVI wiek. Natomiast z naszych badan i to bezspornie wynika, że szkielet pochodzi dopiero z lat 70. i 80. XVIII wieku. Jednak ustaliliśmy też, że więźba dachowa nad nawą i nad prezbiterium pochodzą jeszcze z czternastego wieku. Podobnie jak ta ściana.
W 1576 r. luteranie zaczęli przebudowywać świątynię tak, by jak najlepiej dostosować ją do wymogów swojej wiary. Najpierw zmieniono konstrukcję ścian bocznych z wieńcowej na ryglową. Niezbędne były także empory, więc w elewacji południowej jednopoziomowy układ okien zmieniono na dwupoziomowy. Potem przyszła kolej na kosztowny wystrój wnętrz. Najdłużej trwały prace malarskie. I to nie byle jakie, bo ponad setką wspaniałych biblijnych malowideł (w pięknych, żywych kolorach i z zachowaniem najdrobniejszych detali rysunku) pokryto niemal każdy skrawek świątyni. Kilku bezimiennych artystów wykonało je do tego stopnia starannie, że dziś zadziwia, w jak znakomitym stanie się zachowały.
Sztuka stawiania pytań
– Kiedy odwiedziłem ten kościół pierwszy raz, już mianowany na proboszcza, nie sądziłem, że to będzie początek mojego trwającego ponad 30 lat pobytu – mówi ks. Olgierd Banaś, który zaraził innych pasją w walce o zachowanie i poznanie obiektu. – I wtedy, w pierwszych miesiącach, postanowiłem poznać ten kościół, bo wiedzy na temat tej świątyni mieszkańcy nie mieli żadnej. Pamiętam, zacząłem od oświetlenia, zabezpieczenia przeciwpożarowego. Kilka razy uratowało ono tę świątynię przed ogniem…
Według badaczy zabytek możemy śmiało nazywać „skarbem” i „perłą”. Nie tylko dlatego, że niewiele mamy zachowanych XIV wiecznych konstrukcji wieńcowych. W środku mamy prawdziwą galerię historii sztuki. Znajdziemy średniowieczny ołtarz remontowany na początku siedemnastego wieku, patrzymy na ambonę i jesteśmy w końcu szesnastego wieku. Później wiek XVII, XVIII… I to wszystko przetrwało w tak bogatej formie.
Dominuje styl renesansowy, ale nie brakuje też elementów manierystycznych. Jak mówi ks. Banaś, polichromie stanowiły często kanwę kazań. Nic dziwnego, do odczytania wszystkich scen badacze potrzebowali ponoć aż dziewięciu różnych wydań niemieckiej Biblii, stąd wizyta tutaj to nie tylko przeżycie artystyczne, ale i duchowe.