O sytuacji w lubuskim sejmiku pół roku od rozpoczęcia kadencji, przygotowaniach budżetu województwa na 2025 rok, wsłuchiwaniu się w głos mieszkańców, a także o sytuacji w Polsce 2050 i potencjalnym rozpadzie Trzeciej Drogi.
Goście „Rozmowy dnia” LCI był Tomasz Siemiński – sejmikowy radny Polski 2050.
Pierwsze półrocze nowej koalicji w lubuskim sejmiku za nami. Jest pan zadowolony, jako nowy radny, z tego jak to wszystko funkcjonuje?
Z perspektywy radnego, który startował z Polski 2050, ale w ramach komitetu Trzeciej Drogi, to nie mogę być usatysfakcjonowany, ponieważ my, jako przedstawiciele partii Polska 2050 Szymona Hołowni, w zasadzie nie partycypujemy w zarządzaniu województwem. Pomimo, że koalicja składa się z dwóch podmiotów, czyli z klubu Trzeciej Drogi i Koalicji Obywatelskiej, ale my, jako przedstawiciele Polski 2050, a jest nas dwóch, czyli ja i radny Edward Fedko, nie mamy tutaj żadnej mocy sprawczej do zarządzania.
Edward Fedko jest przecież wiceprzewodniczącym sejmiku.
Tak, ale to były uzgodnienia centralne. Dwoje wiceprzewodniczących należało do Trzeciej Drogi. W ten sposób to zostało zaplanowane i zrealizowane.
Od czasu tworzenia się koalicji, nie da się ukryć, że jako Polska 2050 macie dużo uwag i żalu, co do tego jak jesteście traktowani.
Nie mam goryczy i nie mam żalu. Ja to traktuję jako zwykły mechanizm polityczny. To jest po prostu praktyczne i pragmatyczne dla Platformy i PSL-u. Oni nie potrzebują nowego partnera, który zresztą wniósłby z pewnością coś świeżego i innego… Natomiast, to by zaburzyło pewien proces pracy. Traktuję to bardziej w szerszym kontekście, w kontekście koalicji 15 października, która nami zarządza, bo odczuwam, co zresztą się powtarza w mediach ogólnopolskich, brak partnerstwa. W tej koalicji nie ma partnerstwa.
Podobne mechanizmy wewnątrzkoalicyjne działają na szczeblu krajowym i centralnym?
Tu w zasadzie wygląda na to, że wszystkie te ugrupowania, które tworzą koalicję 15 października, licytują się na własne projekty i pomysły, ale mało tego, nie przestrzegają również umów. Ta nasza umowa koalicyjna na poziomie województwa jest napisana na dużym stole i ona ma wady i zalety. Z tego powodu, po pierwsze, nie trzeba realizować tego, co jest w umowie, bo po prostu nie ma szczegółów, więc można tak trwać bez końca i z partnerem nie rozmawiać, nie uzgadniać pewnych rzeczy.
Na przykładzie forsowanego Centrum Neuropsychiatrii w Zielonej Górze wspomina pan o tym, że brakuje odpowiedniego przepływu informacji.
Jestem w koalicji rządzącej, a nie mam żadnej wiedzy na temat tego, co planuje koalicja rządząca, co planuje zarząd. Dowiaduje się o tym z mediów, dowiaduję się o tym z przekazów, dowiaduję się o tym z telefonów mieszkańców, którzy są, pewnie słusznie, zaniepokojeni takim obrotem sprawy, więc nie mam dostępu do informacji. Jeżeli potrzebuję ten dostęp, no to, niestety, muszę zachowywać się jak zwykły radny opozycyjny.
Pan ma swoje obiekcje w kwestii pomysłu budowy tego szpitala i jego lokalizacji?
Tu nawet nie chodzi o wycinkę drzew, bo to jest temat poboczny i to, czy tam pięć drzew będzie wyciętych, bo to faktycznie nie stanowi problemu. Problem jest inny. Ta lokalizacja nie jest rozwojowa, jest pewnym uwstecznieniem trendów urbanistycznych. Mało tego, pokazuje również brak pomysłu na rozwój Zielonej Góry, która przecież jest miastem dość sporym po połączeniu w 2015 roku.
Panu bliżej jest do mieszkańców, którzy protestują?
Oni potrzebują tego parku, nieważne czy on jest zadbany, czy niezadbany, uregulowany czy też nie. Nieważne, jak słyszałem też od niektórych radnych, że tam ci mieszkańcy wychodzą z psami. Tak, mają wychodzić z psami, bo ten park do tego służy. Ten park jest ich i nikt nie chce, żeby przestrzeń zewnętrzną zmieniać.
Cała rozmowa: