Przysłuchując się dialogowi Berlina i Warszawy trudno nie odnieść wrażenia, że temperatura uczuć znacznie się obniżyła. Obie strony mają coraz więcej pretensji lub uwag co do polityki sąsiada. Czy w skali regionu i to regionu przygranicznego również zauważamy to ochłodzenie? Pytamy o to marszałka lubuskiego Marcina Jabłońskiego.
Czy nie ma Pana wrażenia, że tak nasza współpraca z naszymi zachodnimi sąsiadami spowolniła?
Nie, tak nie jest. Przykładem jest nasza reakcja na graniczne korki, które są wynikiem zaostrzenia kontroli na granicy. Właśnie w tym tygodniu poprosiłem o przygotowanie projektu pisma skierowanego jeśli nie do rządu federalnego, to przynajmniej do któregoś z ministerstw w sprawie tych utrudnień. Wydawało mi się już, że nasze zdecydowane reakcje na to, co się dzieje zaczynają przynosić rezultaty, ale w okolicach Bożego Narodzenia i Nowego Roku, okazało się, że była to przedwczesna radość. Sytuacja jest bardzo zła. Mam bardzo poważne pretensje do naszych partnerów.
„Obecna sytuacja przeszkadza nam i egzystować, i realizować różnego rodzaju wspólne przedsięwzięcia”.
– Niemcy zawsze mogą powiedzieć, że zamordowali ruch graniczny w… obronie własnej.
– Uważam, że zachowali się w tej kwestii nieodpowiedzialnie. Nawet jeśli mieli taki zamiar oraz mają swoje argumenty za wprowadzeniem kontroli granicznych, to ich obowiązkiem i to takim moim zdaniem absolutnie niebudzącym żadnych wątpliwości, było zorganizowanie i przygotowanie tej operacji w taki sposób, żeby nie dewastować kilkudziesięcioletniej pracy na pograniczu. Obecna sytuacja przeszkadza nam i egzystować, i realizować różnego rodzaju wspólne przedsięwzięcia. To, że nie możemy normalnie funkcjonować, mieszkać, pracować, poruszać się w ramach mieszanych rodzin, które powstały na polsko-niemieckim pograniczu, jest winą naszych sąsiadów i zamierzam im na to zwrócić uwagę.
– Czy to znaczy, że przestaliśmy być troszkę takim młodszym bratem, który toleruje wszelkie kaprysy starszego i rozmaite gorzkie pigułki przełyka bez grymasu niezadowolenia?
– Sądzę, że dawno tak jest. Po prostu jestem absolutnie pewien, że Niemcy powinni byli już dawno to zauważyć i traktować nas jako równoprawnego partnera. I nie ma tutaj żadnego znaczenia, że były jakieś komplikacje na styku polityki ogólnopolskiej i ogólnoniemieckiej, czy tego, że te kontakty nie wyglądały najlepiej przed wyborami.
„Po prostu jestem absolutnie pewien, że Niemcy powinni byli już dawno to zauważyć i traktować nas jako równoprawnego partnera”.
Myślę, że te relacje powinny się poprawiać, bo mają przecież świetną tradycję. Mam też tutaj swoje kilkudziesięcioletnie doświadczenia i jakieś zasługi w tym wszystkim, co się na pograniczu podziało. Absolutnie nie chcę negatywnie mówić o naszych relacjach i podejmować żadnych działań, które miałyby im zaszkodzić, co nie zmienia faktu, że czuję się uprawniony do tego, żeby zwrócić im uwagę na rzeczy, które w moim odczuciu niosą problemy zarówno Polakom, jak i Niemcom, mieszkającym na polsko-niemieckim pograniczu.
– Niektórzy polscy politycy zdają się czerpać satysfakcję z problemów sąsiadów.
– Oczywiście inną rzeczą są jakieś zachowania i wypowiedzi polskich polityków. Można by powiedzieć pół żartem, że to przejaw schadenfreude, czyli radości z tego, że Niemcom gorzej idzie rozwój gospodarki niż Polakom. Jednak pamiętajmy, z jakiego poziomu startowaliśmy i jak daleko zaszli Niemcy znacznie wcześniej. To wciąż jest jedna z największych globalnych gospodarek i jakieś problemy wcale nie powodują, że są słabszym partnerem, słabszym państwem, słabszą gospodarką. W procentach ich wzrost gospodarczy, inne parametry statystyczne są gorsze, ale to nie zmienia ogólnego obrazu. Długo jeszcze Niemcy będą jednym z naszych kluczowych partnerów.
– Czy przyglądając się temu, co się dzieje w niemieckiej polityce, nie boi się pan, że wrócimy do czasów, gdy Niemcy szukali winnych własnych problemów na zewnątrz. Te ograniczenia na granicy wydają się trochę ruchem pod publiczkę.
– Powiedziałem o tym wprost na posiedzeniu Polsko-Niemieckiej Komisji Rządowej. Mieszanie spraw polityki wewnętrznej i kontaktów międzynarodowych tak właśnie działa, zwłaszcza na styku z sąsiadami i jest przeciwskuteczne, niczego dobrego nie przyniesie i nic tego nie usprawiedliwia. Chcąc pokazać się w pozytywnym świetle wewnątrz Niemiec, obecny, upadający rząd próbuje podejmować działania, które mogą się wydawać opinii publicznej atrakcyjne. Uważam, że nie ma prawa robić tego kosztem Polaków i Niemców, żyjących na polsko-niemieckim pograniczu i temu chcę się przeciwstawić.
„Chcąc pokazać się w pozytywnym świetle wewnątrz Niemiec, obecny, upadający rząd próbuje podejmować działania, które mogą się wydawać opinii publicznej atrakcyjne”.
– Niestety obserwując to, co dzieje się na świecie, takie odwracanie uwagi od problemów wewnętrznych jest normą.
– Oczywiście mam swoje obawy związane z tym, co się dzieje globalnie. Mamy jakieś plany podejmowania rozmów przez jednego z kluczowych graczy w polityce globalnej, obecnie przyjaciela przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Elona Muska, który chce się spotkać z szefową AfD i opowiadać, że kanclerz Niemiec jest głupi. To są bardzo niepokojące rzeczy. Przyznaję, że w ciągu mojego długiego życia nigdy nie czułem się tak niepewnie i nie miałem takiego poczucia zagrożenia. Z jednej strony wojna, z drugiej strony dosyć kontrowersyjny, barwny prezydent USA, który, mam nadzieję, się wyszumi i uspokoi. Do tego nieobliczalny, najbogatszy człowiek na świecie, który ma swoją specyfikę i wtrąca się bardzo nieładnie w sprawy europejskie.
– Pana oczekiwania wobec naszych zachodnich sąsiadów?
– Trzymam oczywiście kciuki, aby w takiej niekomfortowej sytuacji Niemcy zachowali się odpowiedzialnie, mądrze, żeby nie dopuścili do władzy skrajnych nacjonalistów, radykałów i żeby rządy tworzyły partie, które dają jakąś rękojmię dobrej dalszej współpracy z Polską. Ale wracając na nasze podwórko… To wcale nie usprawiedliwia tego, co się dzieje na granicy. Jeśli musicie wprowadzić kontrole, zróbcie to, ale nie w taki sposób, że musimy rezygnować ze wszystkiego, co na polsko-niemieckim pograniczu osiągnęliśmy przez te ostatnich kilkadziesiąt lat
– Użył pan słowa „dewastacja”…
– Tak, bowiem odczuwam to bardzo bezpośrednio. Mieszkam na granicy, mam sąsiadów Niemców, mam ludzi wokół siebie, którzy są Polakami, Niemcami, wspólnie stworzyli rodziny. Jedni pracują po polskiej, inni po niemieckiej stronie granicy. Dzieci chodzą raz do przedszkola, szkoły podstawowej, średniej w Polsce, studiują później w Niemczech bądź odwrotnie. Po tym, co się dzieje na granicy, będzie musiało upłynąć wiele, wiele lat, zanim kolejni mieszkańcy pogranicza podejmą świadomą, przemyślaną decyzję, o budowie domu i przyszłości na granicy. Dlatego mówię o dewastacji. Zrealizowaliśmy superprojekt, zbudowaliśmy wspólny uniwersytet, polsko-niemieckie przedszkola, szkoły. Robimy różne wspaniałe rzeczy, ale one wkrótce staną się niemożliwe do kontynuowania, bo nie możemy się swobodnie poruszać. To jest coś, czego ja nie mogę Niemcom wybaczyć i zamierzam niestety trochę na nich, przepraszam za wyrażenie, nawrzeszczeć w tym piśmie. Postaram się to zrobić w miarę dyplomatycznie, ale zrobię to.
16 stycznia w odpowiedzi na wciąż uciążliwą sytuację na polsko-niemieckiej granicy, m.in. w Słubicach i Kostrzynie nad Odrą, marszałek Marcin Jabłoński wystosował pismo do minister spraw zagranicznych Nancy Faeser z prośbą o pilne działania.
Pełna treść listu do pobrania: