Arctic Circle Trail – podróż przez Grenlandię

plakat promujący imprezę

W minionym tygodniu mieliśmy okazję uczestniczyć w spotkaniu podróżniczym z Jędrzejem Józefowiczem. W zielonogórskim Centrum Przyrodniczym słuchaliśmy pasjonującej opowieści.

Józefowicz jest absolwentem dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz pedagogiki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jest dziennikarzem, podróżnikiem i autorem dwóch książek. W 2017 raz z dwoma przyjaciółmi wędrował przez 35 dni szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela i Fisterry. W lipcu 2019 r. wyruszył w samotną pieszą drogę ze Środy Wielkopolskiej do Rzymu, a w marcu 2023 roku przeszedł szlak Arctic Circle Trail na Grenlandii. Jego reportaż z wyprawy ukazał się w magazynie „Kontynenty”. 

Arctic Circle Trail to szlak turystyczny na Grenlandii. Trasa obejmuje 160-165 kilometrów od Kangerlussuaq do Sisimiut. Cały szlak biegnie na północ od koła podbiegunowego, stąd jego nazwa.

Razem z Piotrem Kilianem z Istebnej, w marcu 2023 r. wylecieli z Kopenhagi na Grenlandię. Ich celem było zmierzenie się zimą ze szlakiem Arctic Circle Trail. Na Grenlandii spędzili miesiąc, przechodząc w tym czasie szlak w dwie strony. Łącznie ponad 400 km. Jak wspomniał Jędrzej Józefowicz: – Przede wszystkim najwięcej czasu zabrało szukanie towarzysza wyprawy. Później same przygotowania do wyprawy to tylko rok.

Mieli ze sobą najważniejszy sprzęt, tj. termoaktywne śpiwory, namioty, termoaktywne ubrania (np. czerwona kurtka, która wg producenta była do -30oC (dłuższe przerwy np. rozbijanie namiotu); żółtą kurtkę, która według producenta była do -5 stopni (marsz); łapawice ponoś do -30o. Mieli także ze sobą dwie pary sanek, tzw. pulki. Obaj wędrowcy zainwestowali sporo pieniędzy: linka, uprząż za 600 zł za sztukę, bukłaki, czekan, dwie kuchenki: jedna na gaz, druga na benzynę, okulary przeciwsłoneczne.

W pierwszych dniach wyprawy robili zbyt długie przerwy, lecz w kolejnych dniach zdecydowali się na krótkie przerwy, aby wyjąć jedzenie typu czekolada, kabanosy i chałwa, które jedli w czasie wędrówki. Decyzję tę podjęli ze względu na to, że przy długich przerwach marzli. Przez większość całej podróży przez szlak topili śnieg, aby móc podgrzać sobie ciepły posiłek czy zaparzyć ciepły napój, korzystali – jak było to możliwe – z wód jezior. 

Po wylądowaniu w Kangerlussuaq Jędrzej Józefowicz i Piotr Kilian będąc w jednym z tamtejszych marketów, aby kupić sobie coś na ząb, przypadkowo spotkali Australijkę Lizę, która dowiedziała się z mediów o polskich wędrowcach. Jędrzej Józefowicz mówi: – Liza jest doktorem astronomii i astrofizyki, pracowała kiedyś w Europejskim Obserwatorium Astronomicznym w Chile. Rzuciła to wszystko w cholerę, że się tak wyrażę, ponieważ kochała zawsze podróżować. Podczas tych swoich licznych podróży kilkukrotnie wylądowała na Grenlandii. No i za kolejny raz zaskoczyła, że ona chce tu, na tej wyspie zamieszkać. Na Grenlandii mieszka, opiekuje się tym szlakiem, promuje go, prowadzi stronę internetową ze wskazówkami dla wędrowców, grupę na Facebooku, z wolontariuszami na wiosnę sprzątają ten szlak. 

Wracając do Kangerlussuaq, zahaczyli o lądolód, który znajduje się na dodatkowej części szlaku. Lądolód ten stanowi 80% Grenlandii. 

Co ciekawe, w Kangerlussuaq poznali Adama Predkiela, który jest jedynym Polakiem pracującym w Air Greenland, który lata helikopterem. W ciągu roku spędza max. 120 dnia na Grenlandii (w kilku seriach). Jak wspominał Jędrzej Józefowicz, Adam Predkiel od dziecka marzył o lataniu helikopterem i spełnił to marzenie po 30. roku życia, sprzedając swe udziały w dobrze prosperującej firmie.

Przed powrotem do Polski Jędrzej Józefowicz i Piotr Kilian spotkali Adama Jarniewskiego, który od kilkunastu lat na stałe mieszka na największej wyspie świata. Uczy niemieckiego i angielskiego. Jarniewski prowadzi bloga poznajgrenlandie.pl i napisał dwie książki. 

W czasie wyprawy przeszli przez 24 jeziora oraz fiord.

Za czasów kolonialnych Duńczycy przywieźli kolorowe budynki. Jak powiedział Jędrzej Józefowicz: – To właśnie kolory wyjaśniały ludziom, gdzie co jest. Szpitale i szkoły były żółtego koloru, kościoły koloru czerwonego, policja czarnego, miejsca związane z komunikacją ciemnozielone. W tym momencie każdy może mieć budynek w dowolnym kolorze. Tradycyjne barwy zachowały tylko szpitale i szkoły.

Autor: Maja Zawieja

Udostępnij:

Więcej artykułów

MOVEMBER: Świadomość nosi wąs

Październik minął pod znakiem różowej wstążki i zdrowia kobiet. Teraz pora na panów i wąsaty listopad. Symbol, który dosłownie mamy pod nosem, ma przypominać o

Człowiek człowiekowi darem (GALERIA)

Medycyna przekracza kolejne granice, ale niektóre rzeczy wciąż pozostają poza jej zasięgiem. Dlatego tak ważne są wydarzenia takie jak konferencja „Człowiek człowiekowi darem”, która obala

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści