Graniczne korki dewastują polsko-niemiecką współpracę

Fot. HTS
Bywają dni, że na przejścia w Słubicach i Świecku zajeżdża kilkanaście tysięcy samochodów. Jeszcze niedawno przekroczenie granicy zajmowało około trzech minut. Dziś zajmuje to… No właśnie, nikt nie wie, ile bowiem nasi zachodni sąsiedzi wprowadzili zaostrzone kontrole graniczne. Berlin argumentuje tę decyzję troską o bezpieczeństwo oraz próbą powstrzymania zmierzających do Niemiec nielegalnych emigrantów. Jednak coraz częściej krok ten jest interpretowany jako gest polityczny mający wesprzeć rządzących w zbliżających się w Niemczech wyborach. Zdaniem marszałka województwa lubuskiego, Marcina Jabłońskiego, podobna strategia dewastuje polsko-niemiecką współpracę nie tylko na pograniczu.

Na polsko-niemieckiej granicy w Słubicach tworzą się gigantyczne korki. Bywają dni, że kontrole są tak drobiazgowe, że kierowcy muszą czekać nawet kilka godzin, aby przekroczyć most łączący Słubice z Frankfurtem. Na dodatek całe miasto jest oplecione sznurami samochodów ciężarowych, jak ramionami ośmiornicy. Podobne problemy, chociaż często w mniejszej skali, występują na całej polskiej granicy zachodniej.

– Najgorsze jest to, że dziś trudno jest cokolwiek zaplanować – słyszymy od mieszkanki Słubic. – Jednego dnia na moście w mieście ruch jest płynny, innego dnia trzeba swoje odstać. I te zatory blokujące ruch w całym mieście…

Zaciskanie pasów

Kontrole na granicy polsko-niemieckiej wprowadzone zostały 16 października 2023 r. We wrześniu ubiegłego roku rząd w Bonn podjął decyzję, że na kolejne 6 miesięcy przywrócono wszystkie kontrole graniczne. Niemcy uzasadniają kontrole graniczne bezpieczeństwem państwa i koniecznością kontrolowania nielegalnej migracji oraz przeciwdziałaniem przemytowi.

I zaczął się horror. Najtrudniejsza sytuacja jest na tzw. przejściach autostradowych. Kontrole oznaczają zwężenie autostrad tuż za granicą z Polską do jednego pasa. Autobusy i wyrywkowo niektóre samochody są zatrzymywane i sprawdzane.

– Uważam, że nasi sąsiedzi zachowali się w tej kwestii nieodpowiedzialnie – uważa marszałek województwa lubuskiego Marcin Jabłoński. – Nawet jeśli mieli taki zamiar oraz mają swoje argumenty za wprowadzeniem kontroli granicznych, to ich obowiązkiem i to takim moim zdaniem absolutnie niebudzącym żadnych wątpliwości, było zorganizowanie i przygotowanie tej operacji w taki sposób, żeby nie dewastować kilkudziesięcioletniej pracy na pograniczu. Obecna sytuacja przeszkadza nam i egzystować, i realizować różnego rodzaju wspólne przedsięwzięcia. To, że nie możemy normalnie funkcjonować, mieszkać, pracować, poruszać się w ramach mieszanych rodzin, które powstały na polsko-niemieckim pograniczu, jest winą naszych sąsiadów i zwracam im na to uwagę.

Marszałek mówi wprost o dewastacji polsko-niemieckiej współpracy i odczuwa to bezpośrednio. Jest mieszkańcem Słubic.

– Mam sąsiadów Niemców, mam ludzi wokół siebie, którzy są Polakami, Niemcami, wspólnie stworzyli rodziny, biznesy – tłumaczy Marcin Jabłoński. – Jedni pracują po polskiej, inni po niemieckiej stronie granicy. Dzieci chodzą do przedszkola, szkoły podstawowej, średniej w Polsce, studiują później w Niemczech bądź odwrotnie. Po tym, co się dzieje na granicy, będzie musiało upłynąć wiele, wiele lat, zanim kolejni mieszkańcy pogranicza podejmą świadomą, przemyślaną decyzję, o budowie domu i przyszłości na granicy. Dlatego mówię o dewastacji. Zrealizowaliśmy superprojekt, zbudowaliśmy wspólny uniwersytet, polsko-niemieckie przedszkola, szkoły. Robimy różne wspaniałe rzeczy, ale te inicjatywy wkrótce staną się niemożliwe do kontynuacji, bo nie możemy się swobodnie poruszać.

Polacy pracujący w Niemczech muszą wyjeżdżać wcześniej, aby zdążyć do pracy, a Niemcy – co potwierdzają handlowcy nie tylko na słubickim bazarze – coraz częściej rezygnują z zakupów w Polsce. Tracą firmy transportowe, których samochody tkwią w korkach. Trudno zaplanować podstawową działalność, kiedy nie wiadomo, czy partnerzy zdążą na czas z dostawą materiałów lub towarów. Jakub Woliński, mieszkaniec Zgorzelca, pozwał nawet Niemcy, argumentując, że te działania łamią europejskie prawo o strefie Schengen.

Problem wyborczy


Niestety kryzys na granicy nałożył się nieco na kryzys naszych stosunków z zachodnim sąsiadem, na który zapracowała obecna opozycja podczas ośmiu lat swoich rzędów. Dziś zdaje się, że wychodzą z szafy trupy, które dawno zamknęliśmy, a część polityków odczuwa dziką satysfakcję z kryzysu gospodarczego i politycznego za Odrą i Nysą. Tam z kolei, na podobnej zasadzie, wśród winnych kłopotów wskazuje się wschodniego sąsiada.

– Niewątpliwie w Niemczech mamy do czynienia z kryzysem głównych dwóch trzonów partyjnych, SPD i CDU, które były osnowami większych relacji, a kanclerze wywodzili się z jednej lub drugiej strony – przybliża sytuację Czesław Fiedorowicz, przewodniczący zarządu Federacji Euroregionów Rzeczypospolitej Polskiej. – I jedna, i druga partia rozmaite problemy. Ostatnio SPD, mam wrażenie, źle wybrało swojego lidera i Scholz zdołował SPD. Friedrich Merz, mimo że był blokowany wcześniej przez Angelę Merkel, teraz wyrósł na lidera i CDU ma szansę wygrać. Ale w międzyczasie powstały co najmniej dwa ważne, trudne ugrupowania polityczne, mianowicie Sojusz Sahry Wagenknecht oraz Alternatywa dla Niemiec, popularnie znana jako AfD, typowa populistyczna partia nacjonalistyczna, która krytykując wszystko i wszystkich, obiecuje wszystko wszystkim, bo nigdy i nigdzie nie rządziła.

Czy grozi nam to ochłodzenie? Fiedorowicz mówi, że przypominają mu się czasy, gdy robiącym zakupy w NRD Polakom Niemcy wyjmowali z koszyków bułki, mówiąc, że to oni winni są brakom w zaopatrzeniu.
– Podobnie jak niemal cała Europa, świat Berlin przespał nie tylko groźbę wojny, ale sumienną, solidną, oddolną pracą, zapomniał o podlewaniu, pielęgnowaniu demokracji, o danie polityce i politykom szans na zachowanie świeżości przez wprowadzanie nowych ludzi – dodaje Fiedorowicz. – I w Niemczech nastąpiło pewnego rodzaju zużycie, co przyniosło porażki i rozczarowanie. Zjednoczenie Niemiec nie jest już ani przez mieszkańców dawnych zachodnich Niemiec, ani przez tych ze wschodu, traktowane jako sukces. Jedni uważają, że dostali za mało, a musieli zamknąć wiele enerdowskich linii rozwojowych. Drudzy są przekonani, że zbyt wiele płacą na utrzymanie wschodu.

I z perspektywy naszego kraju trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co dzieje się na naszej granicy to efekt szukania winnych niemieckich problemów poza granicami kraju. Zawsze łatwiej jest szukać winnych wśród sąsiadów niż we własnym domu.

– Powiedziałem o tym wprost na posiedzeniu Polsko-Niemieckiej Komisji Rządowej – pointuje marszałek Marcin Jabłoński. – Mieszanie spraw polityki wewnętrznej i kontaktów międzynarodowych tak właśnie działa, zwłaszcza na styku z sąsiadami i jest przeciwskuteczne, niczego dobrego nie przyniesie i nic takiego postępowania nie usprawiedliwia. Chcąc pokazać się w pozytywnym świetle wewnątrz Niemiec, obecny, upadający rząd próbuje podejmować działania, które mogą się wydawać opinii publicznej atrakcyjne. Uważam, że nie ma prawa robić tego kosztem Polaków i Niemców, żyjących na polsko-niemieckim pograniczu i temu chcę się przeciwstawić.

Słowa, słowa…


I tak jesteśmy po iluś tam dwustronnych spotkaniach, konferencjach, burzach mózgów. Padły deklaracje i obietnice.

– Niestety niewiele, a raczej nic konkretnego z tego nie wynika – mówi wiceburmistrz Słubic Tomasz Stefański. – Nieustannie apelujemy, wraz z burmistrzem Frankfurtu, do władz Brandenburgii. Jeśli nawet nie o zaprzestanie kontroli, to chociaż o przygotowanie przy autostradzie odpowiedniej infrastruktury do prowadzenia podobnych działań. Nasze próby kanalizacji ruchu, przestawianie znaków drogowych to nie jest nawet kosmetyka i pomaga jedynie w normalne dni. Ale wystarczy spiętrzenie, jak chociażby po świętach, a północna część miasta jest odcięta. Wówczas mamy do czynienia z kilkunastoma tysiącami pojazdów. Kiedy to się skończy? Zapewne po wyborach w Niemczech.

Jeszcze niedawno Słubice i Frankfurt uchodziły za przykład euromiasta, w którym granica istnieje tylko na papierze. Gdy wprowadzano kontrole na granicy, mówiono o tymczasowości i prowizorce. Dziś nie tylko mieszkańcy tych dwóch miast przekonują się, że nie tylko w Polsce nie ma niczego trwalszego niż prowizorka. Smutne, bo nasi zachodni sąsiedzi już podczas epidemii Covid mieli okazję przekonać się, że tutaj, na granicy, jesteśmy wzajemnie od siebie uzależnieni i trudno tutaj mówić o interesie którejś ze stron. Niestety, nie wyciągnęli z tego wniosków.

Udostępnij:

Więcej artykułów

marszałek Grzegorz Potęga na konferencji

Czy powstanie lubuski szlak kulinarny?

O wyjątkowym smaku Lubuskiego nie trzeba nikogo przekonywać. Nasz region jest bogaty w kulinarne tradycje. W ubiegłym tygodniu w Urzędzie Marszałkowskim odbyło się spotkanie, w

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content