Jaka jest ta kampania prezydencka? Czy sprowadza się do oczekiwania na drugą turę, która jest nieunikniona? Co może zaważyć na ostatecznym rozstrzygnięciu?
Rozmowa z prof. Lechem Szczegółą – socjologiem z Uniwersytetu Zielonogórskiego, który był gościem środowej „Rozmowy dnia” w LCI.
Podoba się panu ta kampania? Bo, umówmy się, jest raczej mało porywająca.
Mieliśmy długi okres takiego rozbiegu do tej kampanii. Zresztą, ten sezon kampanijny praktycznie się nie skończył w Polsce, nawet na chwilę, po 15 października. Wybory samorządowe, europejskie, prawybory w KO, długie wyłanianie kandydata w PiS. To wygląda cały czas, zresztą jak cała polska polityka, na takie trochę zapasy w błocie. Powoli, powoli… Partie, a raczej kandydaci, szukają cały czas takiego wyrazistego przekazu. Nawrocki miał trudne zadanie, bo musiał stać się rozpoznawalny. Brakuje jakichś efektownych zwrotów, na które czekają przede wszystkim media, ale również wyborcy. Ciągle obracamy się w kręgu tych samych słów i zaklęć tej wojny polsko-polskiej i tego, kto ją lepiej i szybciej zakończy.
Widać jakieś światełko w tunelu, które miałoby wskazywać, że może ta kampania trochę nabierze rumieńców?
Myślę, że sztaby wyborcze kandydatów, tych poważnych, te, które mają środki na ekspertów i specjalistów, na badania, mają rozpisany jakiś harmonogram powolnej kumulacji tego napięcia. Myślę, że dopóki nie mamy tej stawki ostatecznie zamkniętej, bo zgłaszają się ciągle nowe postacie, to nie wykluczałbym jeszcze jakiejś ciekawej kandydatury. I chyba te właściwe pomysły programowe są jeszcze chowane w szufladzie. Taką mam nadzieję, bo żaden z kandydatów, poza ogólnikami, nie sformułował takiego twardego, mocnego planu swojej ewentualnej prezydentury. To jest ciągle powtarzanie pewnych sloganów. Brakuje tych podręcznikowych trzech, czterech punktów, które powinno się stale eksponować – przy każdym spotkaniu, każdym wywiadzie, każdej konferencji prasowej.
Szczerze mówiąc, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszyscy wyczekują już drugiej tury, bo to będzie decydujące, a jest nieuniknione.
Słuszna uwaga. Na pewno dopiero te ostatnie dwa tygodnie maja po pierwszej turze to będzie ten decydujący czas. I wtedy ci niezdecydowani, tacy labilni trochę wyborcy, czy ci, którzy głosowali w pierwszej turze inaczej, będą się decydować i wtedy frekwencja może nas zaskoczyć. Dzisiaj bym się nie zakładał, jaka będzie. Natomiast wynik? Większość sondażowni wskazuje, że ten wynik będzie oscylował wokół remisu.
Rafał Trzaskowski jest liderem sondaży, ale czy to nie jest tak, że to właśnie on ma najtrudniejsze zadanie? Walczyć o głosy konkurentów nie tylko opozycyjnych, ale też wyborców innych formacji Koalicji 15 Października. Musi trochę podobać się każdemu?
Te wybory prezydenckie będą tak naprawdę referendum w sprawie rządów Tuska i to bardzo osłabia perspektywy Trzaskowskiego. Czy czyni ryzykownym jego dzisiejsze nadzieje na zwycięstwo? Ludzie będą głosować „za” albo „przeciw” kandydatowi KO. Patrząc na to, co robi rząd Donalda Tuska, na te tarcia w koalicji, o których coraz więcej wiemy, to to nie służy Trzaskowskiemu. Radziłbym, żeby on jednak się dystansował od rządu. Widać to w przekazie PiS i Telewizji Republika – tam się cały czas powtarza frazę, że Trzaskowski jest zastępcą Tuska. Tu musi sztab i sam kandydat zrozumieć, że ze względu na kiepskie notowania rządu, mimo tych pewnych eventów i prób Donalda Tuska, przywrócenia jakiejś wiary i optymizmu, takich szybko składanych obietnic, to Trzaskowski powinien się prezentować właśnie jako ktoś, kto będzie partnerem, a może nawet takim trudnym partnerem dla rządu. Nie może się wpuścić właśnie w taką etykietę kogoś, kto będzie wykonywał rządowe polecenia.
Cała rozmowa: