Pomysł na niebanalne walentynki? Proponujemy spacer szlakiem wielkich lubuskich romansów. Na trasie m.in. trzy propozycje, historie, które opisujemy w tekście: parki i pałace w Zatoniu, Żaganiu, Zaborze, Łęknicy i Bad Muskau. Jednak opowieści z sercem w herbie znajdziecie też w Lubniewicach, Sulechowie, Gubinie, Lubnie, Klenicy, Dąbroszynie…
Żagań i Zatonie
Słyszeliście zapewne o księżnie Dino, córce żagańskiego władcy Piotra Birona. Była jedną z najznamienitszych dam XIX-wiecznej Europy. I bohaterką salonowych plotek. Już na starcie jej życie było związane z romansem. Oficjalnie bowiem rodzicami Doroty był Piotr Biron i Dorota von Medem. Jednak publiczną tajemnicą było, że jej prawdziwym ojcem jest polski dyplomata Aleksander Batowski, z którym Dorota Biron miała wieloletni romans.
Pierwszą miłością był książę Adam Czartoryski. Jednak 22 kwietnia 1809 roku we Frankfurcie nad Menem odbył się jej ślub z Edmundem Talleyrand-Perigordem, bratankiem słynnego francuskiego ministra. O tym mariażu zadecydowali rodzice pod namową właśnie wuja oblubieńca.

Nie było to szczęśliwe małżeństwo. To, czego nie znalazła u boku jednego Talleyranda, dał jej drugi. Została wieloletnią towarzyszką stryja jej męża – Karola de Talleyrand-Périgord, księcia Benewentu, ministra spraw zagranicznych Francji. Prawdziwego intelektualnego tuza epoki, który wprowadził ją i to z przytupem na salony Europy. Nawiasem mówiąc, podobno to on był ojcem jej córki. Dorota szybko stała się ozdobą salonów i prawą ręką francuskiego polityka. Do tego stopnia, że aktywnie uczestniczyła nawet w Kongresie Wiedeńskim i podejrzewano, że była szpiegiem wszechwładnego ministra.

Zabór i Trzebiechów
7 stycznia 1907 roku 20-letnia Hermina von Reuss z Trzebiechowa wyszła za mąż za o 10 lat starszego od niej pana na Zaborze Johanna von Schönaich-Carolath. Honorowym gościem weseliska był cesarz Wilhelm. Władca nadskakiwał pięknej pannie młodej, ale nikt się nie spodziewał, że był to początek jednego z najgłośniejszych romansów epoki.
Małżonek Herminy był zagorzałym monarchistą, a ostatni z Hohenzollernów cesarz Wilhelm II zagorzałym… kobieciarzem.Na dworze w sposób niemal manifestacyjny emablował panią na Zaborze. Na tyle skutecznie, że podobno piąte z dzieci Herminy i Johnna – Henrietta – było owocem jej związku z cesarzem. Schönaich-Carolath nie był ani ślepy, ani głupi. Jednak miłość do monarchy była silniejsza niż poczucie honoru.
W 1920 roku Hermina dość niespodziewanie została wdową. Majątek ojciec przekazał pierworodnemu synowi, którego Hermina została opiekunką prawną. W tym czasie Wilhelm był już byłym cesarzem – abdykował dwa lata wcześniej i wyjechał do Holandii. I wówczas stała się rzecz niesłychana. Schorowana cesarzowa Augusta Wiktoria, na łożu śmierci, nakazała mężowi ponowny ożenek. I zasugerowała, że wdowa z Zaboru, księżna Carolath byłaby najlepszym wyborem. Ona także nie była ani ślepa, ani głupia. Był rok 1921.
Rok później w prasie, jakbyśmy to dziś powiedzieli bulwarowej, pojawiły się plotki o romansie i zaręczynach. Jednak narzeczeni strzegli swojej prywatności. Szczęśliwcem, któremu udało się sforsować mur milczenia, okazał się korespondent „International News Service”, który najpierw przeprowadził z Herminą wywiad w uzdrowisku w Wildbad, a później pojawił się, w dramatycznych okolicznościach, w Zaborze. Przyleciał samolotem, który rozbił się podczas lądowania…
W październiku 1922 roku, w Doorn, Hermina została małżonką byłego cesarza. W prasie zielonogórskiej ukazały się rozmowy z mieszkańcami okolicy, w których dziennikarze wydobyć próbowali rozmaite pikantne szczegóły pierwszego małżeństwa nowej żony cesarza. A w holenderskim piśmie dla kobiet ukazał się artykuł przedstawiający Wilhelma II jako ogrodnika i drwala, a Herminę jako idealną żonę kultywującą pamięć po swojej poprzedniczce. Jednak dzieci Wilhelma II nie przepadały za macochą i odmawiały tytułowania jej „cesarzową”, dodając, że przecież wyszła za mąż za ekscesarza.

Łęknica i Bad Muskau
Koszmarną opinię kobieciarza i utracjusza miał również książę Hermann von Puckler. Zła sława nie odstraszyła starszej o dziewięć lat rozwódki Lucie Anny Wilhelminy von Pappenheim, z domu baronowej von Hardenberg-Reventlow, córki kanclerza Niemiec, którą poślubił w 1817 roku. Zresztą, starając się o jej rękę, książę potrafił przejechać główną aleję Berlina powozem zaprzężonym w… jelenie. W ten sposób znalazł kobietę dla niego idealną – piękną, bogatą i mądrą. Na czym polegała owa „mądrość”? Cóż, „wiedziały gały, co brały” i od początku trwania tego związku najważniejszą cnotą młodej żony była daleko posunięta tolerancja. Tak wielka, że Hermann miał opowiadać małżonce o swoich kolejnych podbojach, a nawet radzić się miał, jak sięgnąć po kolejną zdobycz. Nawiasem mówiąc, nowa pani Pueckler miała piękne – córkę Adelajdę i wychowanicę Helminę, co podobno w tej historii nie było bez znaczenia.

Wędrując dziś po parku co i rusz potykamy się o biografię księcia, którego życiorys – estety, poety, podróżnika i… kobieciarza – może posłużyć za kanwę powieści. Oto ścieżka Cary… Książę Pückler w latach 1834-1840 podróżował po Oriencie. Tam na jednym z targów niewolników, w stolicy Sudanu, kupił młodą dziewczynę, której imię brzmiało Machbuba. Urodziła się prawdopodobnie w Etiopii, miała 10 – 12 lat i kosztowała… sto talarów. Razem podróżowali po Oriencie i dotarli do Wiednia, gdzie Machbuba uczyła się manier prawdziwej damy. Nawiasem mówiąc w każdym z miejsc ich wspólny pobyt był źródłem skandalu.
Jeszcze przed przybyciem do Muskau Machbuba, nieprzyzwyczajona do panującego w Europie klimatu, zaczęła chorować. Choroba niewolnicy była dla księcia, który planował wspólną przyszłość z Machbubą, szokiem. Po powrocie do Muskau stchórzył i wyjechał do Berlina, do swojej żony, która na wiadomość o przyjeździe niewolnicy uciekła do rodzinnego domu.

Hermann poświęcił się interesom. Do umierającej Machbuby wysłał jedynie czekoladki i kilka listów. Każdy list zaczynał od sformułowania „Cara mia Machbuba”, czyli „moja kochana Machbubo”…