Jeszcze „delfin” prawicy nie ma w składzie człowieka, tak jak prezes Jarosław, strzepującego mu łupież z kołnierza marynarki i podającego usłużnie płaszcz i szalik, ale w przyszłości ktoś taki się pojawi – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Panu Bogdanowi teksty prezydenta Trumpa jawią się jak opowiadanie na weselu albo innej rodzinnej uroczystości podpitego wujaszka, mającego swój dziwny ogląd na rzeczywistość. Ów wujaszek znany jest z „opowieści dziwnej treści” i jak zacznie gadać głupoty podczas zjazdów rodzinnych, to trudno go zatrzymać. Tyle że co u wujaszka jest do akceptacji, a nawet jakiegoś zrozumienia, niezrozumiałe jest, jeśli dziwne teksty wygasza prezydent największego mocarstwa świata!
Najciekawsze, jak na oczywiste nieprawdy, nie do akceptacji dla normalnego człowieka, jak choćby to, że wojnę wywołała Ukraina, reagowała polska prawica. Dla niej obecny prezydent USA to niemal guru, więc usiłowali zmieniać temat, nie odpowiadać wprost, kluczyć. Jak zawsze, kiedy trzeba pokazać klasę i powiedzieć prawdę. W ich stylu!
Pan Bogdan, kiedy patrzył na ekipę sympatyków i wyznawców byłego ministra sprawiedliwości, skupionych wokół swego szefa podczas komisji sejmowej, doszedł do wniosku, że gdyby zdjąć z nich garnitury, a dyskusję przenieść w inne, mniej godne miejsce, to ta ekipa mogłaby spokojnie robić za miejscową mafię. Przecież jest tam odźwierny, który szefowi otwiera drzwi, biegnie przed nim, podsuwa krzesło i jest na każde wezwanie. Jest pani zawsze towarzysząca byłemu ministrowi, która zajmuje się kiwaniem głową podczas przemówień wodza, a kiedy sama zabiera głos, nie ma absolutnie nic do powiedzenia, wygłaszając straszliwe komunały. Jest też poseł niczym consigliere w prawdziwej mafii, który zawsze podsunie szefowi, jak rozegrać rywali, potrafi też słowem czy emocjonalnym wystąpieniem wesprzeć swego wodza. Jest oczywiście kilku akolitów, na razie na dorobku w organizacji. Oni są wpatrzeni w szefa, chłoną każde jego słowo i klaszczą po jakiejś efektownej wypowiedzi.
Jeszcze „delfin” prawicy nie ma w składzie człowieka, tak jak prezes Jarosław, strzepującego mu łupież z kołnierza marynarki i podającego usłużnie płaszcz i szalik, ale w przyszłości ktoś taki się pojawi. Kto wie, czy wśród tych dziś milczących, wpatrzonych w byłego ministra Zbigniewa, ktoś już aspiruje do posady „kapciowego” i przymierza się do tej zaszczytnej funkcji…