Co by było, gdyby nagle zaczęto bombardować nasze miasto? Jak mielibyśmy się zachować, gdzie uciekać, gdzie się schronić? Skoro Wielki Brat mówi, że dzieli go od nas ocean, to kto wie, co się jeszcze wydarzy – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Pan Bogdan, oglądając to, co dzieje się w USA, słysząc teksty wygłaszane przez nowego prezydenta i jego współpracowników, doszedł do wniosku, że naiwnością z jego strony było przekonanie, że w czasie, kiedy jemu przyszło funkcjonować na tym świecie, poza upadkiem komunizmu już nic istotnego się nie zdarzy.
Zawsze kiedy słuchał opowieści swego dziadka, który w czasie długiego życia zaliczył dwie wojny światowe, powstanie wielkopolskie i jeszcze załapał się na upadek komuny, w głębi ducha, nawet wiedząc, co za sobą niosą wojny, zazdrościł, że dziadek żył w ciekawych czasach i historia go w jakiś sposób dotykała.
Kto wie, co będzie teraz, skoro nasz główny sojusznik i gwarant bezpieczeństwa nagle chce zmienić niemal wszystko to, co do tej pory wyglądało na poukładane, przemyślane i gwarantowało nam jakiś spokój. Pan Bogdan, przerażony tym, jak szefowie USA zaczęli traktować Rosję, jak nie widzą w niej agresora, a dyktatorem jest dla nich napadnięty prezydent Ukrainy, a nie Putin, zaczął coraz częściej myśleć, co by to było, gdyby na przykład nagle zaczęto bombardować jego miasto. Jak miałby się zachować, gdzie uciekać, gdzie się schronić? Takie myśli przez tyle lat nie przyszły mu do głowy, a teraz przyszły. Niedawno wraz z żoną podczas spotkania towarzyskiego w gronie przyjaciół doszli wspólnie do takiej konkluzji, że gdyby teraz ktoś zaatakował nasz kraj, to pewnie znów, jak w 1939, panowałby wielki chaos, wszyscy w panice uciekaliby przed siebie, nie wiadomo dokąd i po co. Po prostu jesteśmy kompletnie nieprzygotowani na coś takiego. Tak na marginesie. Kiedyś, gdyby ktoś podczas spotkania towarzyskiego wyskoczył z tematem, jak się zachować w wypadku bombardowania naszego miasta, wszyscy zebrani uznaliby, że oszalał albo przyjął już zbyt wiele „schłodzonej”, a wcześniej obejrzał katastroficzny film i tak go na imprezie wzięło na taki egzotyczny temat. Dziś nikt się nie dziwi, że o czymś takim się rozmawia.
Niestety, to może być w najgorszym scenariuszu rzeczywistość, choć jak się zdaje, dziś to jeszcze chyba trochę czarnowidztwo. Z drugiej strony, skoro Wielki Brat mówi, że dzieli go od nas ocean, to kto wie, co się jeszcze wydarzy. Oby nie!