Wszyscy wiedzą, że w kalendarzu wiosna zaczyna się 21 marca. Ale czy na pewno? W kwietniu też może sypnąć śniegiem albo przygrzać jak w lipcu. W kalendarzu może się zgadzać, a za oknem nie. Pogoda, klimat, kalendarz, astronomia, fronty, izobary, izohiety, izotermy, wyże, niże… Za głowę można się złapać i nie wiadomo, kiedy topić marzannę.
O te zawiłości pytamy Bartka Jędrzejaka, zielonogórzanina, który od 25 lat przedstawia pogodę na ekranach telewizorów, a od dwudziestu lat w programie „Dzień Dobry TVN”.

– Wiosen jest tak naprawdę kilka. W meteorologii 1 marca jest pierwszym dniem wiosny meteorologicznej i tak też wygląda sytuacja z innymi porami roku. Jeżeli marzec, kwiecień i maj to są trzy miesiące wiosenne, to dalej czerwiec, lipiec i sierpień będą miesiącami letnimi i 1 czerwca jest pierwszym dniem meteorologicznego lata. Z pozostałymi porami roku jest analogicznie. 1 września to jesień, a 1 grudnia meteorologiczna zima.
Pierwszą zagadkę mamy rozwiązaną. Bartek zaczyna mówić o drugiej i trzeciej wiośnie, która tym razem związana jest z temperaturą powietrza.

– Na własnej skórze odczuwamy inne oblicze wiosny kiedy temperatura w ciągu doby wynosi stabilnie między 5 a 10 °C. Wtedy mówimy o wiośnie termicznej, która z reguły trwa około 35 dni. No i jest też wiosna fenologiczna, dla mnie wiosna najpiękniejsza, czyli wiosna związana z kwitnieniem. Pojawiają się pąki, kwiaty, zieleni się trawa…. – mówi pogodynek.
Wspomnieliśmy już o trzech rodzajach wiosny. Teraz dochodzimy do tego, co wszyscy znamy prawdopodobnie jeszcze ze szkoły. Przyjęło się, że według kalendarza pierwszy wiosenny dzień to zawsze 21 marca, a wiosna trwa do 22 czerwca. W szkołach 21 marca świętuje się dzień wagarowicza z topieniem marzanny. W tym roku laba szykuje się w piątek.
Jędrzejak wymienia ostatnią z wiosen, która związana jest z tym, co znajduje się nad naszymi głowami.

– Mamy w końcu wiosnę astronomiczną, która zaczyna się wtedy, kiedy Ziemia jest odpowiednio ustawiona względem Słońca. Jeżeli nie spaliśmy na geografii, to wiemy, że wtedy nasza gwiazda znajduje się pozornie nad równikiem i gdybyśmy tam byli, to w południe świeciłaby dokładnie nad naszą głową, czyli w zenicie. W kolejnych dniach, prawie do końca czerwca, Słońce będzie się przesuwało nad półkulą północną do zwrotnika Raka i dni będą jeszcze dłuższe niż teraz. W Polsce początek astronomicznej wiosny przypadnie dokładnie 20 marca o godzinie 10:01 czasu środkowoeuropejskiego. Będzie to też dzień równonocy wiosennej.
Pory roku a astronomia

Oś Ziemi nachylona jest nieco ponad 23° i stąd różnice w długości dnia i intensywności oświetlenia promieniami Słońca w ciągu roku, kiedy nasza planeta przez 365 dni okrąża naszą gwiazdę. Teraz na biegunie północnym zacznie się dzień polarny i będzie trwał przez pół roku. Po drugiej stronie na południu odwrotnie. Antarktydę ogarnie mrok i zacznie się noc polarna.

To, co napisane w książkach, nie zawsze zgadza się w pogodzie….
Z perspektywy lat spędzonych przed mapami pogody Bartek zauważył, że pory roku niejako się zatarły.
– Kiedyś było więcej pór roku, było ich 8. Główne, czyli wiosna, lato, jesień, zima, ale także przedwiośnie, czyli pora przejściowa między zimą i wiosną. Tak samo było przed latem, jesienią i zimą. Teraz to się zaciera. Na przykład mamy takie sytuacje, jak kilka tygodni temu. Polska wypełnia się mroźnym arktycznym powietrzem i jednego dnia termometry wskazywały minus 18-19°C, czyli mróz, a za dwa dni mamy plus 10-12°C. Widzimy brak tych okresów przejściowych. Kończy się zima i momentalnie zaczyna się wiosna.
Mimo wszystko prezenter pogody uważa, że jednak nie są to wielkie anomalie.
– Często spaliśmy na lekcjach geografii i nie mamy świadomości, że mieszkamy w bardzo trudnej i wymagającej strefie klimatycznej, czyli strefie klimatu umiarkowanego, inaczej klimatu wymiennego. Jesteśmy w samym centrum i tak naprawdę mamy bardzo blisko i szybko, bo np. samolotem tylko przez Bałtyk do Skandynawii, a potem jeszcze kilkaset kilometrów w górę i to już bardzo zimne rejony Europy. Odwróćmy się teraz w drugą stronę. Relatywnie blisko i szybko, też samolotem, mamy do Włoch, do Grecji, do Hiszpanii do Portugalii, czyli do basenu Morza Śródziemnego, a stamtąd już kawałeczek: Gibraltar, Afryka i Sahara. My jesteśmy w środku!

Jesteśmy w klimatycznym ringu
– Blisko mamy do zimnych rejonów Europy, do tych zimnych mas powietrza, ale też bardzo blisko do tych ciepłych mas powietrza z południowych rejonów. Ja to zawsze określam jako ring bokserski. Wyobraźmy sobie to ciepłe i zimne powietrze, które zakładają rękawice bokserskie i się po prostu na tym ringu w centrum Europy boksują. Czasami wystarczy kilka godzin, żeby zmieniły się napływy i zaczyna płynąć zimno albo ciepło.
Wszystko to skomplikowane? No to jeszcze zwróćmy się w stronę Atlantyku.
– Niewiele osób wie, że ocean ma ogromny wpływ na pogodę w Polsce i Europie Środkowej. To tam głównie tworzą się te wszystkie fronty i chmury, które potem przez Półwysep Iberyjski, zachodnią część Europy wędrują do Polski. W gorące lato górne wody powierzchniowe się nagrzewają, a potem, kiedy jest zima, Atlantyk oddaje ciepło i te wszystkie fronty wędrują do Polski. Dlatego u nas zima przypomina ostatnio zimę wysp brytyjskich, gdzie jest trochę deszczu, trochę deszczu ze śniegiem, ale tam temperatura zazwyczaj jest na plusie, choć w Polsce zima potrafi zaskoczyć, kiedy nagle zaczyna napływać mroźne kontynentalne powietrze z drugiej strony czyli ze wschodu i mamy mróz po 20 stopni.
Ostatnio przekonaliśmy się, że wiosna może być przewrotna i uraczy nas temperaturami też po 20 stopni, ale na plusie. Wszyscy też ogólnie mówimy o ocieplaniu się klimatu i rzeczywiście padają rekordy. Dokładnie 6 marca termometry w Krakowie wskazały 23°C. Tak wysokiej temperatury nie było pod Wawelem od 175 lat cyklicznych, codziennych pomiarów. Tego dnia swoje rekordy pobiły także inne polskie miejscowości i był to jeden z najcieplejszych 6 marca w historii.

We wspomnianych dniach mieliśmy nad Polską też piasek znad Sahary, który przywędrował do nas wraz z ciepłymi masami powietrza. Podobna sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku i oglądaliśmy zamiast błękitu zamglone, żółtawe niebo, a na parapetach i samochodach pojawił się afrykański pył. To dowodzi, jak blisko mamy do ciepłych i zimnych rejonów i jak to wszystko w naszej strefie klimatycznej się kotłuje i jakie trudności występują w precyzyjnym przewidywaniu pogody z kilkudniowym wyprzedzeniem nie wspominając już nawet o okresach tygodniowych czy miesięcznych.
– Przez to zamieszanie my, prezenterzy pogody i meteorolodzy, mamy pełne ręce roboty. Australijscy synoptycy mówią, że mają właściwie dwie pory roku, zimę i lato, a u nas w zależności od siły układów wysokiego, niskiego ciśnienia czy też od napływu frontu cały czas to wszystko się zmienia. Pogoda jest naprawdę bardzo, bardzo dynamiczna i z tego powodu nie bardzo można wierzyć prognozom długoterminowym. Dla mnie taka najbardziej sprawdzalna pogoda, szczególnie w naszej strefie klimatycznej, jest na 5-7 dni. Jest jeszcze w stanie oddać to, co się będzie działo, ale nie zawsze się udaje. Te błędy nie wynikają z tego, że my źle prognozujemy pogodę, mamy złych synoptyków, mamy złych meteorologów, mamy złych prezenterów pogody. To, że czasami ta pogoda się nie sprawdza, wynika właśnie z tego, że żyjemy w bardzo specyficznej strefie klimatycznej. Sam pamiętam kiedyś święta wielkanocne, kiedy w czwartek wszystko wskazywało ze zdjęć satelitarnych, że sobota z Wielkanocą będą ciepłe i przyjemne. Mówiłem o tym, że będziemy wędrować z koszyczkami w krótkich rękawkach i w krótkich spodenkach, a w nocy przed Wielkanocą nagle zmieniły się napływy powietrza i przyszły do nas mroźne, arktyczne masy z północy znad Skandynawii. Do tego dołączyło dużo wilgoci i zaczął padać śnieg. Widzowie zaczęli przysyłać zdjęcia bałwanów, a właściwie zająców ulepionych ze śniegu. Czasami pogoda rzeczywiście zaskakuje i nie wynika to z tego powodu, że jesteśmy słabi czy mamy słaby sprzęt, czy specjalnie popełniamy błędy.
Musimy też pamiętać, że aura, jaką mamy za oknem, uzależniona jest też od ukształtowania terenu. Z jednej strony mamy morze z gigantyczną ilością wody i ogromną wilgocią, a z drugiej mamy góry, które czasami przytrzymują chmury na wierzchołkach przez kilka dni, co też wpływa na pogodę w całym kraju. Na różnice w temperaturach i ilościach opadów wpływ mogą mieć również uwarunkowania lokalne.
– Zielona Góra i okolice też są specyficzne, ponieważ przede wszystkim to teren bardzo zalesiony, ogromna ilość lasów, duża ilość jezior. Mamy rzeki, które płyną przez województwo lubuskie. Mamy Wał Zielonogórski, który przytrzymuje niekiedy mniejsze chmury i na przykład w Zielonej Górze pada, a w Sulechowie już nie. Lub na odwrót. To wszystko ma też wpływ na to, w jaki sposób wędrują te fronty, w jaki sposób kształtują się chmury w naszym regionie i jaka pogoda występuje lokalnie. Mówię specjalnie nasz region, bo Zielona Góra to moje miasto, Ziemia Lubuska to jest mój bardzo piękny region, o którym nigdy nie zapominam i bardzo często odwiedzam. Mam tutaj rodzinę i tutaj odpoczywam.
A zatem: byle do wiosny! Chociaż nie wiadomo, której…