Przypadek 6-latka zmagającego się z błonicą zelektryzował Polaków. Z tą chorobą ostatni raz polscy lekarze mierzyli się dziesiątki lat temu, bo wyeliminowały ją obowiązkowe szczepienia. Niestety wyszczepialność spada, co tworzy drogę dla takich dawno zapomnianych chorób. Sprawdzamy, jak wyglądają lubuskie statystyki.
W obiegu istnieje definicja odporności grupowej, nazywanej także populacyjną. Mówiąc krótko, chodzi o taki poziom zaszczepienia wśród społeczeństwa, że nawet osoby, które nie przyjęły szczepionki, pozostają odpowiednio chronione. Nie ma też dużego ryzyka, że dojdzie do zakażeń na większą skalę. Sporo zależy od rodzaju choroby, ale ogólnie można przyjąć, że do uzyskania odporności grupowej potrzeba 90-95 proc. wyszczepialności.
Niestety dane przedstawione przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego są co najmniej alarmujące. W skali Polski między rokiem 2019 a 2023 aż dwukrotnie zwiększyła się liczba uchyleń od obowiązkowych szczepień. W 2019 r. przyjęcia szczepionek odmówiło niespełna 49 tys. rodziców, a w 2023 r. niezaszczepiono już aż 87 tys. maluchów. Z tego prawie 2 tys. przypadków dotyczyło województwa lubuskiego.

– To są alarmujące liczby, bo przez ten wzrost uchyleń od szczepień, straciliśmy już jakiś czas temu bezpieczny, procentowy poziom wyszczepienia ludności, który nam gwarantował jakąkolwiek odporność zbiorową – wyjaśnia profesor Anna Mania, specjalistka chorób zakaźnych.
– Prawdopodobieństwo przywleczenia do Polski tych dawno zapomnianych chorób, jak to jest np. w przypadku błonicy w Dolnośląskiem w tej chwili, staje się niestety coraz większa. Jeśli osoba wrażliwa, niezaszczepiona pojedzie gdzieś w rejony występowania choroby, to bardzo łatwo przywieźć ją ze sobą do domu jako niechcianą pamiątkę z wakacji – dodaje lubuska konsultantka ds. chorób zakaźnych.
W Lubuskiem obowiązkowych szczepień dzieci i młodzieży do lat 19 odmawia średnio co 8-12 rodzic. To plasuje nas mniej więcej w połowie krajowej stawki. Najlepiej statystyki wyglądają w Świętokrzyskiem i Kujawsko-Pomorskiem. Na czerwono świecą się za to województwa: zachodnio-pomorskie, pomorskie, wielkopolskie, opolskie, śląskie, podlaskie i lubelskie. Lekarze obawiają się, że do Polski powrócą choroby jeszcze do niedawna uważane za zapomniane.
– Więcej odry obserwujemy ostatnimi czasy, ta błonica teraz, do tego lokalne ogniska innych zakażeń. Myślę, że żywimy jakąś taką głęboko zakorzenioną niechęć do szczepień ochronnych, co też widać w kontekście zachorowań sezonowych m.in. grypy, gdzie nie jesteśmy w stanie przekroczyć kilkuprocentowych wskaźników, jeżeli chodzi o wykorzystanie szczepionek. Chodzimy, prychamy, kichamy i żadnych wniosków na kolejne sezony infekcyjne nie wyciągamy – wskazuje profesor Anna Mania.

Zdaniem lekarzy obecna sytuacja wynika z wielu powodów. Jednym z nich pozostają braki w edukacji, co ułatwia rozprzestrzenianie się ruchów antyszczepionkowych. – Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego większą popularnością cieszą się takie opowieści wyssane z palca, szerzone droga mediów społecznościowych oraz innymi pozaoficjalnymi kanałami, a nie opinie osób posiadających odpowiednie kwalifikacje ku temu. Szerzą się teorie spiskowe, pracownicy ochroni zdrowia są zawsze posądzani o związki z przemysłem farmaceutycznym. Jest to trudne do wytłumaczenia, ale to niestety tacki mechanizm samonapędzający się – uważa Mania.
A wszystkie niezbędne informacje o szczepieniach znajdziecie na rządowych stronach Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Wystarczy kliknąć [TUTAJ].