Często w Lubuskiem słyszymy, że w naszym regionie każdy jest skądś. Jednak w Dąbrówce Wielkopolskiej wszyscy są stąd, nawet jeśli przyjechali z innych regionów Polski. Tradycja, duma i przeszłość spotykają się w miejscowej izbie pamięci, która właśnie obchodzi 60. urodziny. Tutaj również spotyka się przeszłość z przyszłością.
Gdy ze sceny padła prośba o powstanie z miejsc i zespół Dąbrowszczanka zaśpiewał swoją pieśń, goście spoza Dąbrówki Wielkopolskiej poczuli się nieswojo. Hymn? Czyj? Okazuje się, że to wybrzmiał Hymn Rodła. To pieśń tzw. Polactwa Walczącego, śpiewana na uroczystościach i zjazdach Związku Polaków w Niemczech.
“Nam Bóg powierzył Ojców ziemicę, pruskie jeziora śląskie kopalnie oraną sochą zroszoną krwią”.
Znak rodła zdobił scenę, która znajdowała się w szkole Pomnik Rodła. Stąd nic dziwnego, że izba pamięci znalazła tutaj swoje miejsce, po przeprowadzce z miejscowego pałacu. Nic też dziwnego, że urodzinowa widownia przypominała zgrupowanie zespołu folklorystycznego. Bardzo wiele osób przyszło w strojach z Dąbrówki. Bo tutaj rocznic jest bez liku, gdyż na wiele dekad rozpisana jest historia strażaków ochotników, koła gospodyń wiejskich, szkoły… Jednak jak zgodnie podkreślano, izba pamięci jest pomostem, który łączy przeszłość i przyszłość.

– Zgromadzone tu pamiątki to nasza tożsamość, tożsamość ludzi, którzy przez 170 lat pod zaborem pruskim zdołała utrzymać mowę, tradycję, kulturę, stroje – mówi Benedykt Kugielski, przewodnik oprowadzający po izbie. – Ta wytrwałość ludzi, którzy nawet w dobie II wojny światowej potrafili przeciwstawić się tak silnej presji. Jednym z symboli jest dla mnie postać niemieckiego księdza Leona Bindera, który po przybyciu do Dąbrówki zorientował się, że jeśli nie nauczy się polskiego, straci wiernych. Nauczył się, spolszczył się i zapłacił za to pobytem w obozie koncentracyjnym.
Gospodarzem spotkania był Marek Pych, społeczny opiekun izby pamięci. To on sprawił, że cytując fachowców, Izba Pamięci w Dąbrówce nie musi wstydzić się konfrontacji z muzeami. Jednak okazuje się, że przywdziewając strój dąbrowecki stroi się w cudze piórka.
– Rzeczywiście jestem stroniorzem, czyli, delikatnie mówiąc, obcym – mówi ze śmiechem. – A sprawiła to miłość. Najpierw zakochałem się w dziewczynie z Dąbrówki, a później w tradycji tej niezwykłej miejscowości, w tych ludziach. Całym serduchem. Bowiem tutaj poznałem prawdziwy sens słów “patriotyzm”, “ojczyzna”.

Zazwyczaj izby pamięci w mniejszych miejscowościach traktowane są jak ubodzy, bardzo ubodzy krewni muzeów. Krótki spacer po izbie sprawi, że zrozumiemy jej fenomen. Po pierwsze powtarzające się na dokumentach, eksponatach nazwiska. Tutaj widać ciągłość i następstwo pokoleń. Po drugie nowoczesność, wykorzystanie tutaj niebanalnych rozwiązań multimedialnych.
– Zapewniam, że każdy, kto tutaj przyjedzie i spodziewa się większego schowka na szczotki, bardzo się zdziwi – zapowiada Małgorzata Bukiel z Instytutu Zachodniego w Poznaniu. – To, co zrobiła tutaj lokalna społeczność, to coś niesamowitego. To bardzo profesjonalna ekspozycja, która jak machina czasu prowadzi nas przez dzieje, ale i pozwala budować poczucie tożsamości. I wiem, że ekspozycji towarzyszy wiele niebanalnych działań. Cóż, krótko mówiąc, gratulacje.
Na spotkaniu stawili się wicemarszałek lubuski Grzegorz Potęga i Zbigniew Kołodziej. Obaj zgodnie pogratulowali konsekwencji w pielęgnowaniu tradycji oraz udoskonalaniu treści tej niezwykłej lekcji historii. Lekcja została przyswojona idealnie, bowiem rozmawialiśmy z grupą młodych ludzi odzianych w tradycyjne stroje. Dla nich ludowy uniform i instrumenty w dłoniach to powód do dumy.

Adam: Pielęgnujemy tradycję, która teraz w nas żyje i przeżyje, bo przekazujemy ją dalej. Gram na koźle i miłość do tego instrumentu zaszczepił we mnie nieżyjący już pan Jaś Prządka.
Zosia: Chcemy pokazać, skąd jesteśmy.
Anastazja: Tradycja, to chociażby to, że na naszym stroju musi być określona liczba zakładek. W naszych zwyczajach jest historia.
Piotr: Zainspirowała mnie rodzina, która zawsze działała w ludowiźnie. Nie było wyjścia.
Antonina: Moja rodzina jest bardzo muzyczna, mama tańczyła w zespole ludowym i ja też tańczę i śpiewam od dziecka. To tradycja.
W chwilę później młodzi dali, posługując się współczesnym językiem, czadu. Udowodnili, że ta muzyka wcale się nie starzeje, bo także ona pozwala na podróż w czasie… Tutaj połączyła pokolenia.
