Bunkrów nie ma, ale nie jest tak z…upełnie fajnie. Co by się stało, gdyby Polska znalazła się w sytuacji, w której schrony byłyby niezbędne? Tego dalej tak do końca nie wie nikt.
Siedzieliśmy ostatnio z przyjaciółmi przy ognisku. Po marzannie został już tylko popiół, a że historie o duchach nam się skończyły, rozmowa zeszła na taki, ot, lekki temat. „Co byście zrobili? Gdzie byście poszli?” – zapytałam. To było trochę gdybanie, a trochę autentyczne zastanawianie się. Mieliśmy swoje pomysły – że może schować się w piwnicy, że może w starym, opuszczonym rosyjskim szpitalu musi przecież być jakaś pozostałość bunkru. Jednak finalnie stwierdziliśmy, że w sumie to nie wiemy.
Niby jest appka z mapą i zaznaczonymi punktami, ale oprócz mnie nikt nawet o niej nie słyszał. Zresztą, lokalizacje wymienione w naszej okolicy to miejsca doraźnego schronienia. To znaczy – bezpieczniej niż na ulicy czy w ogródku, ale na dłuższą metę i w przypadku poważniejszych zagrożeń (o ile ktoś w ogóle wie, gdzie ich szukać) – na niewiele się zdadzą. Schrony też niby są, tyle że ponoć – bo tu też pewności nie ma – dla mniej niż 4% z nas.
Trzy lata po tym, jak Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę, wygląda na to, że Polska nadal nie ma jasnego planu na zabezpieczenie obywateli. I wracając do kinowego klasyka – bunkrów nie ma, ale sprawa nie sprowadza się tylko do tego. Wiadomo, że z dnia na dzień, czy nawet z roku na rok, nie staniemy się drugą Finlandią. Z siłowniami, salami lekcyjnymi, lodowiskami do hokeja i miejscem dla niemal każdego obywatela – bo tak ponoć wyglądają fińskie schrony.
Te 4% jest właściwie adekwatne do naszego poziomu edukacji w zakresie obrony cywilnej. Bo pozostałe 96% i tak nie wiedziałoby, gdzie ich szukać. Dalej żyjemy w przekonaniu, że „to się nigdy nie stanie”. Albo że „mamy czas”. Już samo to, że ten temat na dobrą sprawę dopiero teraz nabiera rozgłosu, wiele o nas mówi. Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby nikt nie mówił, że to panika, że koszty, że to trudne do zorganizowania? Żeby takie podstawy jak posiadanie planu ewakuacji, zapasów wody, schronów i edukowanie w zakresie tego jak reagować stały się normą?
Jak coś, to mam już miejsce pod stołem w kuchni – zapraszam.