Wielkanoc to czasem wielki stres. Nierzadko zamiast cieszyć się czasem spędzonym z bliskimi fiksujemy się na myciu okien, utrzymaniu dobrej atmosfery, czy wyrzeźbieniu idealnego maślanego baranka. Rozmawiamy z Natalią Skrzyczewską z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Zielonogórskiego, o tym jak zadbać o siebie, kiedy święta zamiast radości przynoszą napięcie?
Co zrobić, kiedy czujemy, że musimy „zrobić wszystko” – posprzątać, ugotować, ugościć, zadbać o atmosferę… i jesteśmy już na granicy wyczerpania?
Powinniśmy przede wszystkim zatrzymać się na moment i zadać sobie pytanie: czy naprawdę wszystko musimy robić sami? Warto wyznaczyć sobie konkretne cele i zastanowić się, które zadania możemy przekazać innym. Jeśli ktoś nie potrafi gotować, nie oczekujmy, że zajmie się kuchnią – ale może za to umyć okna, posprzątać czy kupić kwiaty. Delegowanie obowiązków w zależności od umiejętności, ale też wieku, ma sens – bo nawet dzieci mogą włączyć się w przygotowania do świąt.
Co jeśli czujemy się źle z tym, że czujemy się źle ? Kiedy mamy poczucie winy, że zamiast odczuwać radość, jesteśmy spięci i zdenerwowani ?
Odczuwanie presji czy napięcia przed różnymi wydarzeniami jest czymś zupełnie naturalnym. Zwłaszcza gdy po raz pierwszy organizujemy święta we własnym domu i spodziewamy się teściów albo większej liczby gości – odczuwany stres czy niepokój to normalna reakcja. Jednak jeśli takie emocje powtarzają się za każdym razem, gdy ktoś nas odwiedza, warto przyjrzeć się bliżej tym relacjom. Być może w rodzinie istnieją niewyjaśnione konflikty czy trudne sytuacje, które wpływają na nasze samopoczucie. Jeśli lęk i napięcie pojawiają się regularnie, dobrze byłoby zastanowić się, co dokładnie je wywołuje – i podjąć jakieś działania: ograniczyć czas spotkań, zmienić ich formułę, a może po prostu szczerze porozmawiać z daną osobą.
Czy da się przeprowadzić taką rozmowę bez zagęszczania atmosfery ?
Tak, to jak najbardziej możliwe, ale kluczowe jest, abyśmy pozostali otwarci, życzliwi i jednocześnie spokojni. Jeśli na przykład poczuję, że coś jest dla mnie za dużo, że ktoś przekracza moje granice, warto, abym wyraziła to w sposób szanujący drugą stronę. Chodzi o to, by nie dopuścić do sytuacji, w której sprawa przeradza się w poważną awanturę przy świątecznym stole – bo wiele takich spraw można było załatwić wcześniej, spokojnie porozmawiać, zgłosić swoje obiekcje czy prośby.
Wspomina Pani o granicach. Czy w sytuacji świątecznego natłoku lepiej jest odłożyć swoje potrzeby na bok na te kilka dni, czy raczej powinniśmy i w święta dbać o ich respektowanie ?
Zawsze będę podkreślać, że powinniśmy bronić swoich granic i dbać o siebie, ponieważ to my najlepiej wiemy, co się z nami dzieje. Nikt nie ma wglądu do naszej głowy ani nie zna naszych uczuć. Granice to jednak nie mury, a sposób komunikacji – kiedy je wyrażamy, pokazujemy, co jest dla nas w porządku, a co nas przerasta, co jest za dużo. Chodzi o to, by nie dopuścić do eskalacji konfliktu, dlatego mówimy „stop”. To ważne, by dbać o siebie. Można na przykład powiedzieć: „Czuję się przeciążony, potrzebuję chwili spokoju. To nie dotyczy Was, jeśli chodzi o rodzinę, ale w tej chwili potrzebuję czasu, by odpocząć, i czegoś innego na te święta”.
A co z tymi, którzy świadomie rezygnują z rodzinnych świąt?
Wiem, że to wciąż u nas temat dość delikatny, powiedziałabym: grząski grunt. Wyobraźmy sobie, że ktoś mówi wprost: „Nie chcę spędzać świąt w tradycyjny sposób. Mam własną wizję – chciałabym wyjechać, pobyć sama albo po prostu w tym roku nie organizować świąt.” Taka decyzja wciąż bywa niezrozumiana, bo w naszym społeczeństwie ogromną wagę przykłada się do tradycji i perfekcyjnego przygotowania świąt – często kosztem troski o siebie. Zapominamy o własnym zdrowiu – fizycznym i psychicznym – o potrzebie odpoczynku i o tym, że wolny czas można wykorzystać naprawdę dla siebie. Zbyt często robimy rzeczy na pokaz.