Wyobrażasz sobie wesele bez flaszek na stołach? Pępkowe bez wychylenia kilku mocniejszych za zdrowie bąbelka? Majówkowego grilla bez browara? Nie mówię, że to niemożliwe, ale – jak na polski rozum – wydaje się to trochę dziwne; dla wielu pewnie wręcz nie do pomyślenia. A już na pewno różni się od „standardu”. Alkohol jest przecież częścią naszej kultury, „polskości”. Kiedy częstowani odmawiamy, jest to prawie nieuprzejme – „Ze mną się nie napijesz?” – odpowiadają wtedy z wyrzutem. No, ewentualnie: „Jesteś autem?”, „Jesteś w ciąży?” albo po prostu grymasem czy kręceniem głową.
Widziałam ostatnio takiego mema, gdzie dziecko – w czasie szczepienia – zapytane, czy się boi, odpowiada: „Nie, wacik pachnie jak tata.” Nie powiem, że się nie zaśmiałam, ale jednak uśmiech szybko zniknął mi spod nosa. Bo dla każdego z nas ten wacik pachnie kimś – mężem, ciocią, dziadkiem. I to nie powinno być coś ani śmiesznego, ani normalnego.
A jakby to było – nie wypić ani kieliszka podczas imprezy, kiedy wszyscy piją? Albo zjeść w eleganckiej restauracji, nie zamawiając lampki dobrego wina? Czy życie bez piwa, drinków, whisky nie będzie po prostu nudne? Może to właśnie z takiej ciekawości powstało NoLo. „No alcohol, low alcohol” – to picie mniej albo wcale. I właśnie – przynajmniej w pokoleniu Z – to staje się nową normą.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam na półce coś, co nazywa się jak napój alkoholowy, ale ma na butelce 0,00%, stukałam się w czoło. Jednak, kiedy ostatnio wyszłam w piątkowy wieczór – opiłam go bezalkoholowym Aperolem. W dobrym towarzystwie wspomaganie atmosfery procentami nie było mi potrzebne. Właściwie bez tego elementu ten czas był dużo bardziej wartościowy, poświęcony z pełną uwagą i szczery. Sam napój… no, był praktycznie sokiem. Ale cała ta otoczka – kieliszek, przybranie, słomka – jednak podtrzymała atmosferę celebracji.
Nie chodzi o to, by zostać wojującym abstynentem, ale chociaż wziąć pod uwagę, że można inaczej. Że da się przełamać tę „tradycję” podlewaną od pokoleń – od chrztu po stypę. Może wtedy zdamy sobie sprawę, czy pijemy świadomie, czy robimy to automatycznie. Bo czasem przecież możemy akurat mieć ochotę. Ale w wersji NoLo „na zdrowie” wreszcie znaczy to, co powinno.