Podziemny smak wina

Ciepło, ale nie upalnie, słonecznie, zielono, ludzie wędrujący z kieliszkiem uliczkami malowniczego miasta, przysiadający w ogródkach, na ławkach, schodzący do chłodnych winiarskich piwnic… Włochy? Nie. Francja? Nie. To lubuski Festiwal Otwartych Piwnic i Winnic.

Dwaj goście z Poznania na pytanie, czy lubuski festiwal w Zielonej Górze im się podoba, z żalem pokazali, jak niewiele pozostało im naklejek upoważniających do degustacji trunków.

– Fantastyczna impreza – mówi jeden z nich. – Tutaj gra wszystko: pogoda, urocze miasto z charakterystyczną zabudową pełną wąskich uliczek i zaułków. Doskonałe jest to, że część z nich zamknięta jest dla samochodów, stąd wrażenie podróży w czasie. I w tym otoczeniu wino smakuje jeszcze lepiej.

– O Paryżu mówi się, że jest gigantycznym małym miasteczkiem – wtóruje mu towarzysz. – Zielona Góra jest dużym małym miasteczkiem. A wino? Mówi się, że działa na wszystkie zmysły i tutaj o tym się przekonujemy. Najpierw dotyk, gdy czujemy temperaturę kieliszka. Później wzrok i smak, a na końcu… słuch. Tak, słyszy się, jak anioły śpiewają w niebie.

Tradycja ze smakiem

Jednak goście, a nawet zielonogórzanie słuchali raczej głosu Szymona Płóciennika z Fundacji Tłocznia, który tradycyjnie oprowadzał  chętnych po winiarskiej Zielonej Górze.

– Każda piwnica jest interesująca i jedyna w swoim rodzaju – tłumaczy, zapytany o tegoroczne atrakcje. – Polecam tę, do której wejść możemy po raz pierwszy, przy ul. Jedności 5. To przykład bardzo dużej, bo mającej 110 metrów powierzchni piwnicy mieszczańskiej. Na mnie wielkie wrażenie w tym roku robi liczba gości, którzy przyjechali z różnych regionów Polski i nie tylko.

Ludzie z kieliszkami, charakterystycznymi zawieszkami i mapami wędrowali ulicami całego miasta, bo i chcieli dowiedzieć się, dlaczego nazywane jest Winnym Grodem. Pod wrażeniem była nawet pani Patrycja, która przyjechała na festiwal z Podkarpacia, które ma również winiarskie ambicje. Na co dzień prowadzi restaurację i jak przyznaje tych piwnic Zielonej Górze zazdrości.

– Przyjechaliśmy z podgłogowskiej Jerzmanowej i jesteśmy pod wrażeniem – mówi inny z festiwalowych gości. – Wspaniała koncepcja imprezy, ale dla mnie ważne jest, że wasz region wraca do korzeni, odbudowuje tradycję i macie już wina, których nie musicie się wstydzić.

Warszawa, Szczecin, Lubin, Kraków… To tylko kilka osób, które zapytaliśmy. Są po raz pierwszy, ale i wracają, przywożąc z sobą kolejnych znajomych. I co nie jest normalne w naszym kraju, nie spotkaliśmy nikogo, kto narzekałby na imprezę. Nawet na ceny trunków, które do symbolicznych nie należały.

– Cudze chwalicie, swego nie znacie i właśnie z lekkim poczuciem wstydu odebrałam komplet degustacyjny – przyznaje pani Monika. – Wstydzę się, że jestem zielonogórzanką i po raz pierwszy biorę udział w tej imprezie. Jest się czym pochwalić.

Dumę ze swojego miasta czują również trzy zielonogórzanki spotkane w piwnicy, w której gospodarowała winnica Marcus. Mówią, że są lokalnymi patriotkami, a takie imprezy tylko to przywiązanie pogłębiają.

– I jestem dumna z tych naszych winiarzy – dodaje jedna z nich. – Wiele z nimi rozmawiamy i czujemy ich pasję, miłość do tego, co robią. To naprawdę niezwykli ludzie.

Witamy i smacznego

Gościom rewanżują się komplementami winiarze, którzy przyznają, że z każdym rokiem przybywają goście, którzy mają coraz większe pojęcie o winie i udowadniają, że rośnie kultura winiarska w narodzie. A oni podczas majowej imprezy mają więcej czasu, aby rozmawiać z gośćmi. Podczas Winobrania bardziej goni ich czas.

– Impreza cieszy się coraz większym powodzeniem, wpisała się już w kalendarz winiarskich wydarzeń – tłumaczy winiarz Marek Bandiak – Goście przyjeżdżają również dla naszych win, chcą przypomnieć sobie znane smaki, spróbować nowych. Bardzo ważne jest, że podczas dyskusji pozwalają się otworzyć na nowinki.

– Przypominam sobie  pierwszą imprezę, gdy staliśmy w jakimś policyjnym garażu na Matejki – dodaje Paweł Trojan. – Dziś wygląda to już imponująco, mnóstwo gości. Niestety to nie był dobry rok dla winiarzy, przymrozki pozbawiły nas jakichś 90 proc. zbiorów i już z przerażeniem czekamy na tegorocznych tzw. zimnych ogrodników.

Również lubuski wicemarszałek Grzegorz Potęga wiele mówi o pasji winiarzy, którzy wypracowali markę, którą dziś szczyci się cały region.

– W tej imprezie postawiliśmy właśnie na piwnice i stwarzamy winiarzom szansę, aby tchnęli w nie duszę, aby powstały niesamowite miejsca przesiąknięte aromatem trunku, ale i tradycji – mówi. – Goście to doceniają, wykupiono wszystkie zestawy degustacyjne. Fenomen polega na tym, że przybysze są kuszeni winem, ale spacerują po mieście, poznają historię, ale i współczesność Zielonej Góry i regionu, poznają jego smak. Bo przecież to nie tylko trunek, mamy również nasze potrawy i produkty regionalne. Stąd gościom wypada powiedzieć: witamy i… smacznego.

Udostępnij:

Więcej artykułów

Z nowoczesnych aparatów USG cieszą się między innymi gorzowskie Amazonki od lat namawiającej lubuszanki do profilaktyki. Na zdjęciu z dr n. med. Piotrem Zorgą kierownikiem Klinicznego Zakładu Medycyny Nuklearnej.

Diagnostyka w gorzowskim szpitalu na nowym poziomie

Nowy Ambulatoryjny Zakład Diagnostyki Obrazowej, sfinansowany ze środków Krajowego Planu Odbudowy, został oficjalnie otwarty na terenie gorzowskiego szpitala. Inwestycja warta dziesiątki milionów złotych ma znacząco

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści