Madziu, ty kiedyś byłaś taką miłą, wrażliwą dziewczynką – powiedziała mi babcia znad filiżanki kawy, jakby składała mi recenzję. „A teraz…?” zawisło w powietrzu. No cóż, teraz nie mówię już tym wyższym, grzecznym tonem, nie przytakuję, kiedy w środku się nie zgadzam, rechoczę na głos i – o zgrozo – jak chcę coś powiedzieć, to to mówię. Nawet gdy temat schodzi na politykę, to wolę kłótnię niż pogryziony język.
Wyrwanie się z roli, w której się utknęło, wcale nie jest łatwe. Zwłaszcza kiedy przez lata uczono cię, że „bycie miłą” to cnota, a nie pułapka.
Od dłuższego czasu próbuję zrozumieć, czym właściwie dzisiaj jest kobiecość. I dochodzę do wniosku, że nikt nie wie. Ale każdy ma opinię.
I powiem szczerze: czasem się tego trochę boję. Tego, że nie ma jednej definicji, że nie ma już instrukcji obsługi. Że wszystko jest możliwe, ale nic nie jest pewne. Że każda decyzja może zostać obrócona przeciwko tobie, jeśli nie wpisze się w czyjś cudzy plan na „prawdziwą kobietę”. A ja po prostu nie mam już do tego siły.
Masz być czuła i opiekuńcza, ale nie wkurzająco uczuciowa, ambitna – ale nie za bardzo, bo będziesz zagrażać, seksowna, ale broń Boże wulgarna, niezależna, ale nie zimna, uśmiechnięta, ale nie za głośna, pewna siebie, ale tak… subtelnie. Masz mieć dzieci, ale nie gadać tylko o nich, nie masz dzieci? Egoistka. Pracujesz? Karierowiczka, dzieci zaniedbane. Nie pracujesz? Utrzymanka, leniwa. Feministka? No wiadomo – krzykliwa, roszczeniowa. Tradycyjna? Wsteczna, patriarchat cię zjadł. I bądź tu mądra.
Wiem jedno – te buty są za ciasne i w końcu zaczynają obcierać. Można jeszcze przez chwilę w nich iść, zgrzytać zębami, robić dobrą minę do złej gry. Ale potem i tak przychodzi moment, kiedy trzeba je zrzucić. Iść boso, kulawo, byle w swoim kierunku.
Na litość boską, przestańmy w końcu wychowywać grzeczne dziewczynki, które zawsze się boją, że coś powiedzą nie tak. Ile jeszcze mamy o tym mówić, żeby dotarło. Od lat powtarzamy to samo, tłumaczymy na wszelkie możliwe sposoby. Naprawdę myślałam, że to już oczywiste. A mimo to, wciąż każdy ma coś do kobiet. Tak wiec raz jeszcze: świat nie potrzebuje więcej „grzecznych dziewczynek”. Potrzebuje kobiet pełnych.