Prof. Leszczyński: Mamy Polskę dwublokową

Profesor Paweł Leszczyński był gościem LCI.
Profesor Paweł Leszczyński był gościem LCI.
Profesor Paweł Leszczyński, politolog i członek Polskiego Towarzystwa Historycznego w Gorzowie, komentuje wynik drugiej tury wyborów prezydenckich, wskazuje możliwe scenariusze polityczne i przestrzega przed pogłębiającym się podziałem społecznym. Czy grozi nam polityczny pat? Jakie wyzwania stoją przed prezydentem i koalicją rządzącą?

Panie Profesorze, czy wynik drugiej tury wyborów w 2025 roku przypomina Panu sytuację z 2010 roku?

Tak, przypomina – choć nie do końca. W 2010 roku wieczorem prezydentem-elektem był Bronisław Komorowski, w środku nocy prowadzenie objął Jarosław Kaczyński, a rano znów wygrywał Komorowski. Teraz sytuacja jest podobna, bo mieliśmy „kampanię na żyletki” – różnica około 320 tysięcy głosów to zaledwie wielkość miasta pokroju Bydgoszczy. Każdy głos miał znaczenie.

Co ten wynik mówi o Polsce? I co nas czeka dalej?

Przede wszystkim pokazuje, że mamy dwublokowy układ polityczny. Druga tura to w Polsce zawsze plebiscyt „przeciwko komuś”, nie „za kimś”. Teraz pytanie brzmi: na ile mandat z wyborów parlamentarnych z 2023 roku jest nadal aktualny w świetle nowego mandatu prezydenckiego? A kolejne pytanie: jak będzie wyglądać czyli współistnienie rządu z jednej opcji i prezydenta z drugiej?

Czy to oznacza spowolnienie reform?

Możliwe. Oczekiwano, że wybór Trzaskowskiego przyspieszy zmiany obiecane przez koalicję. Teraz mamy trudniejszą sytuację. Koalicja już mówi o rekonstrukcji rządu, ale nie wiadomo, czy będzie miała wystarczającą większość. Trzecia Droga – Polska 2050 i PSL – stoi pod znakiem zapytania. Szczególnie PSL, który nie przekonał wystarczająco swojego elektoratu do poparcia Trzaskowskiego.

Czyli grozi im polityczna marginalizacja?

Dokładnie. Jak mówiłem ostatnio: „odróżnij się albo zgiń”. Jeśli mniejsze partie nie pokażą własnej tożsamości, przepadną w cieniu silniejszego koalicjanta. Przed PSL-em kongres i kluczowe decyzje – iść dalej razem czy osobno?

Jak to wszystko wpływa na przyszłość koalicji rządzącej?

To zimny prysznic. Mandat z 2023 roku wymaga teraz odświeżenia – może nawet przedterminowych wyborów. Mniejsze partie będą robiły chłodną analizę: czy im się dalej opłaca uczestniczyć w tej koalicji? Jeśli nie, mogą próbować samodzielnej gry. Ale ryzyko zniknięcia ze sceny politycznej jest duże.

A jaka będzie rola prezydenta w tej trudnej sytuacji?

Kluczowa. Prezydent musi próbować „posklejać” społeczeństwo. Artykuł pierwszy Konstytucji mówi jasno: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. To trudne zadanie, ale konieczne. Aleksandrowi Kwaśniewskiemu udało się to w latach 90., choć zaczynał z podobnie spolaryzowaną sytuacją.

Czy jednak nie czeka nas ciąg dalszy wojny polsko-polskiej?

Niestety, są na to duże szanse. Logika dwublokowości to napęd dla dalszych konfliktów. Ale dziś mamy inną sytuację geopolityczną niż w 1995 roku. Nie możemy sobie pozwolić na wewnętrzne spory – to osłabia naszą pozycję, szczególnie wobec wojny za wschodnią granicą.

Czy jest coś, co może napawać optymizmem?

Frekwencja. To cieszy. Wyraźnie widać, że obywatele się zmobilizowali, także niezdecydowani. Choć geograficzny podział głosów się utrzymuje – wschód i zachód głosują inaczej – to potwierdza tylko, że nasza scena polityczna, mimo zmian szyldów, trwa w historycznych liniach podziału.

Czyli Polska wciąż w dwóch kolorach?

Tak, linia Wisły wciąż jest granicą symboliczną. To, co się zmienia, to partie, ale nie miejsca, gdzie mają poparcie. Platforma weszła tam, gdzie dawniej była lewica. PiS utrzymuje bastiony dawnej prawicy. Nic nowego – ale dobrze, że Polacy chcą decydować. To daje nadzieję.

Udostępnij:

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści