Gościem Rozmowy Dnia w Lubuskim Centrum Informacyjnym był senator Koalicji Obywatelskiej Władysław Komarnicki. W szczerej, emocjonalnej rozmowie mówił o wyniku wyborów prezydenckich, przyczynach porażki Trzaskowskiego, potrzebie współpracy między rządem a prezydentem oraz roli młodego pokolenia w polityce.
Co poszło nie tak, że to nie Rafał Trzaskowski wygrał te wybory?
Nie obrażajmy się na wynik. Demokracja wygrała. Każdy obywatel ma prawo głosować, na kogo chce. Frekwencja była rekordowa – za co wszystkim bardzo dziękuję. To świadczy o tym, że ludzie coraz bardziej interesują się krajem. Ale dziś mamy nowe rozdanie. Rząd złożył obietnice i teraz musi się z nich wywiązać. Za 2,5 roku przyjdzie czas na rozliczenie.
Ale co konkretnie zawiodło w kampanii?
Podstawowy błąd to atakowanie kandydata Koalicji przez… koalicjantów. Przez osiem miesięcy zamiast mówić o sobie, swojej wizji, atakowali Trzaskowskiego. A gdzie kilku się bije – tam trzeci korzysta. Potem nagle złożyli deklaracje poparcia, ale było już za późno. Efekt? Słabe wyniki: Biejat – 4%, Hołownia – około 4%, Zandberg trochę ponad 5%. Młodzież dała się uwieść prostym rozwiązaniom Mentzena.
To może czas na wnioski? Premier mówił – czas wziąć się do pracy. Czy możliwe są przyspieszone wybory?
To byłby najgorszy możliwy scenariusz. Wybory przed czasem to wymówka: „chcieliśmy coś zrobić, ale się nie dało”. Nie. Trzeba zrealizować to, co obiecaliśmy narodowi. Tylko tak można być wiarygodnym.
A co pan sądzi o koncepcji rządu technicznego?
To śmieszna propozycja. Tylko dla politycznych niedoświadczonych. To się nigdy nie sprawdziło. Popieram premiera Tuska – trzeba wystawić ekipie rządzącej wotum zaufania i brać się do roboty. Tusk to pragmatyk. Znałem go 30 lat – on teraz zbuduje rząd, który będzie działał sprawnie, bez rozciągania decyzyjności. Koniec z rozmymłaniem.
Ale przecież waszym scenariuszem było zwycięstwo Trzaskowskiego. Teraz nie macie „swojego” prezydenta. Co dalej?
Pan Nawrocki musi zrozumieć, że nie ma innej drogi niż współpraca. Jeśli pójdzie drogą Dudy, to politycznie się wypali. Polityczne paliwo szybko się kończy. Jeśli chce realizować obietnice – musi współdziałać z rządem. A jeżeli nie, to nawet ci, którzy go dziś popierają, się odwrócą. Idealnie byłoby, gdyby stworzył z Tuskiem duet: on – relacje z Ameryką, Tusk – pozycja w Europie. Gdyby to się nie udało, to naprawdę trzeba będzie powiedzieć: „ten, kto sypie kamienie, jest idiotą”.
Czy to nie była żółta kartka od społeczeństwa?
Jeżeli już, to bardzo bladożółta. Trzaskowski miał porównywalny wynik. Ludzie chcą współpracy. Jeśli politycy się nie dogadają, to za 2,5 roku zostaną upokorzeni przy urnach.
Polska jest dziś podzielona. Czy bezpośrednie wybory prezydenckie to dobre rozwiązanie?
Pani redaktor, bardzo dobre pytanie. Ale czy jesteśmy jako społeczeństwo dojrzali do podejmowania takich decyzji? Jeśli dalej będziemy pogłębiać podziały, to może rzeczywiście lepiej byłoby wrócić do wyboru prezydenta przez parlament. Ale póki co – mamy wybranego prezydenta i jego obowiązkiem jest współpraca. W przeciwnym razie zafundujemy Polsce polityczne gruzowisko.
Część młodych poszła tłumnie do urn. Ale głosowali przeciw, nie za.
Zawsze tak było – młodzi chcą prostych odpowiedzi. Ale życie, zwłaszcza w demokracji, nie zna prostych rozwiązań. Pamięta pani Trumpa? Obiecał zakończyć wojnę w Ukrainie w 24 godziny. I co? Nadal trwa. Obiecać łatwo, wykonać – trudniej.
Podsumowując: co dalej?
Trzeba zrealizować wszystko, co obiecano. I jeszcze raz powtórzę: premier i prezydent muszą współpracować. Przyszłość Polski jest zbyt cenna, by ją przegrać przez polityczne ambicje.