Zofia Mąkosa, dwukrotna laureatka Lubuskiego Wawrzynu Literackiego, opowiada w studiu LCI o drugim tomie serii „Pomiędzy”. Nowa powieść autorki bestsellerów pt. Bez miłości opowiada dalsze losy wyjątkowych kobiet, które żyją w wyjątkowych czasach – pomiędzy wojnami i narodami.
Wraca pani z drugą częścią serii Pomiędzy.
Tytuł jest nieco przewrotny i sugeruje, że bohaterki miłości nie spotkają, przynajmniej w drugim tomie. Opowiadam dalej o Weronice i o Joannie, o Trzcielu i Poznaniu, ale wybieram się też do innych miejscowości. W kolejnych dwóch tomach, bo będą cztery, chcę poświęcić więcej miejsca tym miasteczkom, wsiom na pograniczu, o których jeszcze niewiele pisałam. Bez miłości… Ona jest w tym tomie, ale nie jest taka wprost.
W tle jest historia, przemiany społeczne i to, jak oddziałują na ludzi.
Tak, to jest dla mnie ważniejsze. Pokazanie historii małych miejscowości, historii pogranicza, bo w każdej książce jestem na pograniczu i opowiadam o ludziach. Kreuję to pogranicze, oczywiście tak, jak ja sobie to wyobrażam na podstawie różnych wiadomości. Ta duża polityka wpływa na życie kobiet i Trzciel, wówczas niestety niemiecki, to historia widziana oczami Polki. Natomiast Joanna, też Polka, mieszka w Poznaniu, który odzyskał niepodległość razem z Polską. Tu pokazuje codzienne życie Poznania, bytowe problemy w okresie powojennym. Ten Poznań jest troszkę w moim wyobrażeniu zaściankowy w takim sensie, że jest przywiązany do pewnych wartości konserwatywnych i to bardzo wpływa na postawę Joanny. I mimo tego, że jest nowoczesną kobietą, ambitną, to liczy się z opinią otoczenia, przez co jest trochę nieszczęśliwa, samotna.
Pani bohaterki za to przekraczanie granic płacą dużą cenę.
To nie zawsze jest świadome działanie. Weronika płaci cenę za to, że przekroczyła granicę w pierwszym tomie. Jest Polką, zakochuje się w przyjacielu swego brata, w Żydzie. I żeby uciec przed napiętnowaniem jako matka nieślubnego dziecka, wychodzi za mąż za Niemca. Ale to przekroczenie granic w jej przypadku jest wielokrotne, bo ona przekracza też granicę wychodząc za mąż za kogoś, kogo boi się każda dziewczyna, dlatego, że jest chory na nerwicę frontową po I wojnie światowej. Weronika korzysta z okazji. Wychodzi za mąż i potem płaci tę cenę życiem z człowiekiem, który ma chorą duszę. Stara się mimo wszystko być dobrą żoną, bo tak została nauczona.
To jest ta “duża” historia, opowiedziana losami kobiet.
Zawsze tak jest, bo nie da się schować przed dużą historią, przed polityką. Ona przyjdzie do nas albo w postaci wojny, albo w postaci komplikacji życiowych. Dlatego słusznie mówią ci, którzy apelują, żeby brać udział w wyborach, nie rezygnować z zaangażowania, bo polityka przyjdzie, znajdzie nas i da po plecach. Jeśli nie zaangażujemy się, w jakiś sposób też płacimy za to czasem cenę. Ale warto.
Chciała pani gdzieś między wierszami ukryć też wątek współczesny?
Od “Wendyńskiej Winnicy” cały czas opowiadam historię współczesną. To jest gorzkie, że mogę opowiadać o czasach przed II wojną światową, o Niemczech, jak rodził się system autorytarny, totalitarny, i mogę czerpać garściami ze współczesności. Uważny czytelnik w każdej mojej książce znajdzie cytaty. Może nie dosłowne, bo trochę je zmieniam, po prostu zapamiętuję wypowiedzi polityków i kiedy mi są potrzebne, szukam w internecie – może akurat będzie pasowało do wypowiedzi mojego bohatera, niestety często negatywnego. Także na moje książki składa się wiele różnych okoliczności. i czytanie, i myślenie, i współczesność. Nie tylko historia. A jeśli chodzi o Trzciel, myślę, że wydarzyć mogło się wszystko.



