W naszym kraju nie ma już właściwie miejsca na spokojną, rzeczową dyskusję, a politycy są tylko odbiciem i kwintesencją społeczeństwa. Bo wystarczy wejść do sieci, znaleźć jakiś wpis albo informację na temat polityczny i przeczytać wpisy pod tekstem – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Pan Bogdan od lat w niedzielny ranek oglądał polityków spierających się kolejno w dwóch stacjach telewizyjnych. Po śniadaniu, przy porannej kawce słuchał, co tam mają do powiedzenia.
Ostatnio jednak powoli zaczął mieć ich dosyć. Niemal w każdym temacie skakali sobie do oczu, przerywali wypowiedź interlokutora, gadali równocześnie, a czasem dołączał trzeci i kolejny. Jak się można domyśleć, powstawała kakofonia i praktycznie nic nie można było zrozumieć. Słynne „ja panu nie przerywałem” nie robiło na nikim wrażenia. Politycy przerywali sobie aż miło.
Ich pyskówki to jedno. Ktoś może powiedzieć, że nawet lepiej, jak trochę się kłócą, bo gdyby siedzieli jak mumie i odpowiadali rozwlekle i flegmatycznie, to nikt by tego nie oglądał. Niestety, jakość argumentów skłóconych stron jest żałośnie niska. Kiedy prowadzący dyskusję ogłasza temat, z góry wiadomo, co powiedzą obie strony. Niezależnie, czy rozmowa będzie o ataku Izraela na Irak, wojnie w Ukrainie, liczeniu głosów i protestach po wyborach prezydenckich, wiadomo, że jedni chórem skrytykują rządzących, połączą sytuację międzynarodową z błędami rządu. Oponenci szybciutko znajdą w działaniu rywali zamierzone i z góry zaplanowane wsadzanie kija w szprychy dobrze funkcjonującej maszyny, czyli rządu. Tamci obowiązkowo przypomną osiem lat rządów poprzedników, którzy niewiele zrobili w porównaniu z nimi. Ci z kolei w odpowiedzi wskażą błędy dzisiejszej władzy. W kolejnym etapie sporu, w sumie na każdy temat, jedni zarzucą drugim łamanie praworządności, kiedy rządzili. Gdy już będzie bardzo nerwowo, obiecają sobie jedni rozliczenia za to, co wyrabiali przez osiem lat, a drudzy postraszą prokuratorem i sądem, kiedy za dwa lata odzyskają władzę. Oczywiście prowadzący będzie próbować przebić się przez ten rozgardiasz, opanować kłótliwców. Raz mu się uda, innym razem niekoniecznie.
Pan Bogdan ma już dosyć takiej nawalanki. Z drugiej strony pomyślał sobie, że w naszym kraju nie ma już właściwie miejsca na spokojną, rzeczową dyskusję, a politycy są tylko odbiciem i kwintesencją społeczeństwa. Bo wystarczy wejść do sieci, znaleźć jakiś wpis albo informację na temat polityczny i przeczytać wpisy pod tekstem. Jakaś rzeczowa polemika to mniej więcej 20 procent, reszta to wyzwiska, osobiste wycieczki, komentowanie stanu zdrowia psychicznego kogoś o odmiennych poglądach, wszystko okraszone słowami, których cytować nie wypada.
Cóż, taka kraina…