Święto lubuskiego produktu regionalnego w Ochli stanowiło swego rodzaju podsumowanie tego, co zrobiliśmy w ciągu kilku lat dla zyskania kulinarnej tożsamości. Teoretycznie nie było to łatwe w sytuacji, gdy nasi rodzice i dziadkowie przyjechali z różnych części przedwojennej Polski. Jednak to okazało się naszym atutem.
W niedzielę kolejny raz mogliśmy przekonać się, jak bardzo stajemy się patriotami kulinarnymi. Parking przy skansenie w zielonogórskiej Ochli pękał w szwach i wcale nie jest to efektowna przenośnia. Organizatorzy przyszłych wydarzeń kulinarnych w tym miejscu będą musieli się zastanowić, co z tym fantem zrobić, bo staną się ofiarami własnego sukcesu. Pytani o motywy wizyty goście I Święta Produktu Regionalnego Województwa Lubuskiego mówili z jednej strony o chęci kupienia zdrowych produktów, z drugiej chęci poznania nowych smaków. Czy to naprawdę są to lubuskie smaki?

Regionalne menu
– Oczywiście, nasze produkty są doskonałym materiałem, bazą do komponowania lubuskiej kuchni, do tworzenia regionalnego menu – mówi szef kuchni Tomasz Proc, który stara się budować markę lubuskiej kuchni. – Kiedyś rozmawiałem z Robertem Makłowiczem, który zapytał mnie, dlaczego szukam jakichś nowych przepisów i smaków, skoro tutaj mam to, co jest najlepsze na miejscu. Mamy produkty najwyższej jakości.
Szef Proc zademonstrował gościom imprezy, jak sporządzić chłodnik lubuski. Niby nic nadzwyczajnego, ale lokalne produkty mleczarskie, warzywa, zioła sprawiły, że chłodnik rzeczywiście był inny. Wśród swoich ulubionych “materiałów” kucharz wymienia pstrągi z Pliszki, indyki, grzyby…
– Produkt regionalny to smak, to zdrowie, ale też znak rozpoznawczy z ogromnym potencjałem turystycznym – mówi lubuski wicemarszałek Grzegorz Potęga. – Dziś turystów wabią nie tylko zabytki i widoki, ale również atrakcje dla podniebienia. To święto odbywa się w znakomitym momencie, mamy przełom sierpnia i września, w całym regionie odbywają się dożynki, co pokazuje, jak ogromne mamy możliwości, aby mówić o lokalnej żywności.

Anna Chinalska, członkini zarządu województwa podkreśla, że w naszych lokalnych produktach kryje się duch regionu, a przysmaki powinniśmy cenić nie tylko dlatego, że są nasze, ale dlatego, że są naprawdę dobre. Czym smakuje lubuskie? Wielokulturowością, grzybami i dziczyzną.
Koniec wieńczy dzieło
– Można powiedzieć, że koniec wieńczy dzieło – tłumaczy Marta Forszpaniak, p.o. dyrektor LCPR. – Pomysł zorganizowania takiego wydarzenia kiełkował od początku naszej działalności. Mamy degustacje, warsztaty, pokaz kulinarny, ale przede wszystkim szeroką gamę produktów, o których możemy powiedzieć, że są regionalne i tradycyjne. Dziś prezentuje się około 80 producentów, ale w swojej bazie mamy ich blisko 500.
Funkcjonowanie LCPR i regionalną politykę promocji lokalnych smaków chwalą sami producenci i dodają, że przez lata udało się wyedukować wielu konsumentów, pokazać, jak powstają konkretne przysmaki i dlaczego warto po nie sięgać.

– Skąd przepisy? – odpowiada pytaniem na pytanie Jarosław Szlachetko z Salcum-Fixum. – Zbudowaliśmy je na opowieściach mojego ojca i dziadka. Niestety, nie zapisywałem ich, nie doceniałem, jak ważna jest to wiedza, ale dzięki kontaktom z dalszą rodziną udało się dopracować szczegóły. Mamy również dwa specjały oparte na recepturach pochodzących od autochtonki, naszej sąsiadki.
Podróż ze smakiem
Święto zorganizowano na bogato. Było coś dla ciała, ale i dla ducha. Od zielonego targu i degustacji, przez jogę i warsztaty nie tylko kulinarne, po ucztę muzyczną. Okazało się też, że można odbyć również kulinarną podróż po naszym regionie. Podczas święta zaprezentowano dwa spośród 18 szlaków – Lubuskie winem i miodem płynące oraz Lubuskie opowieści i Magdalena Świderska zapewnia, że dzięki takiej podróży goście mają szansę poznać prawdziwy smak i aromat naszego regionu.

W niedzielę goście mogli odbyć taką podróż w godzinę, nie pokonując więcej niż sto metrów. Jedni zachwalali flaki z boczniaków, inni czarny salceson, kozi ser i miód akacjowy.
– Mimo że jestem z Zielonej Góry, pierwszy raz tu przyjechałem z rodziną, tak na zakończenie wakacji – mówi, wsiadając do samochodu z torbami zakupów Norbert Wałek. – I wiecie co, to naprawdę była dla mnie dość egzotyczna wyprawa. I trochę z tego powodu mi wstyd. Cudze chwalicie…




