Kot w piwnicy prawa

Podwórka, piwnice, śmietniki – to są „domy” kotów wolno żyjących. Paradoks polega na tym, że choć, prawo nadaje im status pełnoprawnych mieszkańców – ba, de facto nawet „dobra ogólnonarodowego” – żyją w zaułkach między paragrafami.

Jakiś czas temu regularnie wpadałam na jedną kotkę. Mówiąc delikatnie, wykorzystała już co najmniej siedem ze swoich dziewięciu żyć. Pełna naiwnej wiary, nie tyle w system, co w elementarną ludzką wrażliwość, rozpoczęłam… rejs po absurdzie. Już pierwsze telefony wciągnęły mnie w biurokratyczny Trójkąt Bermudzki: Straż Miejska, Urząd Miasta, Gmina. Poszłam więc osobiście, konsekwentnie płynąc z nurtem „spychologii”. Na koniec, od strażnika miejskiego usłyszałam, że w tej sprawie zrobią: nic. Oto, funkcjonariusz publiczny, którego obowiązkiem jest reagować w przypadkach zagrożenia życia zwierzęcia.

Oficjalnie nazywa się takie koty „wolno żyjącymi”. W Ustawie o Ochronie Zwierząt ten kontrowersyjny termin pojawia się w rozdziale poświęconym zwierzętom domowym i bezdomnym. Nie dzikim. Kot domowy, choćby najbardziej zdziczały, nie jest zwierzęciem dzikim (jak ryś czy żbik) – to gatunek udomowiony. Jakby nie patrzeć, dachowce powinny podlegać pod te same przepisy o ochronie, co weźmy na to psy.

Te trzy słowa z Ustawy to w rzeczywistości alibi dla obojętności. Dzięki „wolno żyjącym”, odpowiedzialni mogą znikać w tym biurokratycznym Trójkącie Bermudzkim, wciągając przy okazji w niego także tych autentycznie zaangażowanych. Tym nieobojętnym, regularnie wmawia się, że bezdomność to naturalny „stan wolny”, który nie wymaga interwencji. Od czasu do czasu, gminy rzucą ochłap w postaci dofinansowania sterylizacji, ale to nie rozwiązuje problemu. To nie jest całościowa opieka.

Oznacza to, że faktyczna odpowiedzialność bierze na swoje barki garstka wolontariuszy. To oni noszą ciężar karmienia, leczenia i ratowania. Taka luka w prawie, pozwalająca na egzystencję w warunkach permanentnego zagrożenia, jest wyrazem hipokryzji: z jednej strony zwierzę to “dobro narodowe”, z drugiej – ten sam status pozwala mu umierać w samotności, schowanemu między paragrafami a śmietnikiem.

Używajmy więc właściwego języka: one nie są wolno żyjące. To są koty porzucone.

Udostępnij:

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści