Kult pamięci o zmarłych towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. W różnych kulturach i epokach przybierał rozmaite formy, ale zawsze łączył się z potrzebą zachowania więzi między światami żywych i umarłych. Dziś, gdy zapalamy znicze i odwiedzamy groby, kontynuujemy tradycję, której korzenie sięgają tysięcy lat. Realizujemy potrzebę, która człowiekowi towarzyszy od zawsze.
Ślady kultu zmarłych naukowcy znaleźli już u zarania dziejów. Konkretnych kształtów nadały mu wielkie cywilizacje. W starożytnym Egipcie pamięć o zmarłych była nierozerwalnie związana z wiarą w życie po śmierci. Grobowce faraonów, pełne bogactw i rytualnych przedmiotów, miały zapewnić im dostatek w zaświatach. Egipcjanie wierzyli, że dusza powraca do ciała, dlatego dbano o jego nienaruszenie poprzez mumifikację.

W Grecji zmarłych wspominano podczas świąt zwanych Anthesteria i Genesia. Ofiarowywano im wino, mleko i miód, a ich dusze uważano za obecne wśród żywych przez te kilka dni. Z kolei w Rzymie obchodzono Parentalia — dziewięciodniowe święto poświęcone przodkom. Rodziny odwiedzały groby, składały ofiary z kwiatów, wina i zboża, a atmosfera miała charakter raczej zadumy niż żałoby.
Chrześcijaństwo początkowo unikało powielania pogańskich zwyczajów, ale z czasem zaczęło je przekształcać. Już w IV wieku w Kościele wschodnim obchodzono wspomnienie wszystkich męczenników. W Kościele zachodnim święto Wszystkich Świętych ustanowił papież Bonifacy IV w 609 roku, gdy poświęcił Panteon w Rzymie na cześć Matki Bożej i wszystkich męczenników. W IX wieku papież Grzegorz IV przeniósł obchody na 1 listopada, by objąć nim wszystkich świętych — znanych i anonimowych.

Dzień później, 2 listopada, przypada Dzień Zaduszny – czas modlitwy za dusze zmarłych, które oczekują zbawienia. Święto to zapoczątkował opat Odylon z Cluny w 998 roku, wprowadzając je najpierw w swoich klasztorach, a potem w całym Kościele. Często zapominamy o różnicy między tymi dwoma dniami. Tymczasem 1 listopada czcimy świętych – ludzi zbawionych, którzy są już w niebie. 2 listopada wspominamy zmarłych, modląc się o ich wieczne odpoczywanie.

Skąd zatem Halloween? Współczesne Halloween ma korzenie w celtyckim święcie Samhain, obchodzonym w nocy z 31 października na 1 listopada. Dla Celtów był to koniec roku i czas, gdy granica między światem żywych a umarłych stawała się cienka. Palono ogniska, składano ofiary i zakładano maski, by odstraszyć złe duchy. Zwyczaj ten przetrwał w kulturze ludowej Wysp Brytyjskich, a w XIX wieku wraz z emigrantami trafił za ocean, gdzie przekształcił się w znane dziś przebieranki, dyniowe lampiony i słynne „trick or treat”. Choć dziś to głównie zabawa, jego korzenie sięgają dawnych rytuałów ku czci zmarłych.
Co kraj, to obyczaj, czasem dla nas dość szokujący. W Meksyku Día de los Muertos to jedno z najbardziej barwnych świąt na świecie. Groby zdobi się kwiatami, przygotowuje ofiary z jedzeniem i słodyczami, a całe rodziny świętują razem, wierząc, że dusze wracają tego dnia do domu. W Japonii podczas Obon (w sierpniu) zapala się lampiony, by przywitać dusze przodków i potem symbolicznie odprowadzić je do świata duchów. Z kolei na Filipinach Undas to święto podobne do polskiego Dnia Zadusznego, ale obchodzone bardziej radośnie: rodziny spędzają czas przy grobach, jedzą, śpiewają i wspominają zmarłych. I wreszcie Madagaskar. W trakcie rytuału Famadihana wyjmuje się z grobowców szczątki przodków, owija w nowe tkaniny i tańczy z nimi w rytm muzyki. Dla Malgaszy to wyraz szacunku i utrzymania więzi z przodkami.

Niezależnie od miejsca i czasu, wszystkie te obrzędy mają wspólny mianownik – potrzebę pamięci, wdzięczności i trwania więzi z tymi, którzy odeszli. Zapalony znicz, modlitwa, wspomnienie – to nie tylko gest tradycji, ale i sposób, by powiedzieć: pamiętamy.
Wszystkie zdjęcia pixabay



