„Wszystkie szczęśliwe rodziny podobne są do siebie, każda zaś nieszczęśliwa jest nieszczęśliwą po swojemu.” To jeden z moich ulubionych wstępów w literaturze. I jeden z tych, które dobrze się zestarzały – nie tylko zachował aktualność, ale wręcz brzmi jak spisany szczególnie z myślą o erze online. W socialach prym wiodą sesje świąteczne, sesje jesienne, fotka przy piramidzie i fotka znad morza. Zawsze obraz pięknej rodziny, uśmiechy, czułe uściski – wszystkie jak od kalki. Jednak zawsze coś z tego obrazka jest wycięte. Nierzadko to nie kwestia filtrów, a już fotomontaż.
Myślę, że każdy z nas miał styczność z jakąś formą przemocy – bezpośrednio czy przez ścianę. Uświadomiłam sobie to, oraz to, dlaczego ten cytat tak wpisał mi się w pamięć, dopiero kilka lat temu. Ktoś, gdzieś na jakimś evencie z milionem różnych ulotek, podał mi „przemocometr”. W teorii wiedziałam, co to przemoc – w praktyce musiałam zobaczyć ten kawałek tektury, żeby dotarło do mnie, że zaczyna się znacznie wcześniej na skali, niż bym wskazała. Pokazałam ulotkę innym – młodszym, starszym, bardziej czy mniej doświadczonym. Nikt, powtarzam: nikt, nie zareagował inaczej.
Możecie się domyślić, że temat wyciągnęłam za fraki w związku z „Domem dobrym”. A jednak filmu nie obejrzałam. Nie dlatego, że mnie nie interesuje. Bardziej dlatego, że ten scenariusz jest tak często powielany – i to nie na ekranie. Przejrzałam jednak komentarze na jego temat. Mój ulubiony przykład to post pana Miłosza Tamulewicza. Lider Konfederacji na Dolnym Śląsku uznał, że przez film uderza nie problem przemocy domowej, a… demografię. Młodzi chłoną przekaz, że relacje są niebezpieczne, że mężczyzna to potencjalny oprawca, że rodzina jest pułapką, że męska obecność to dowód do przeprosin – tak to mniej więcej szło.
Najgorsze jest to, że za ludźmi o takich opiniach zawsze lata stadko papug. Mogą sobie twierdzić, że „film udaje, że realia wyglądają jak 10 lat temu”. Ale z pewnością: sama statystyka, która już i tak jeży włos, nie pokazuje skali problemu, gdy nie widzimy samego problemu. Inaczej nie dochodziłoby wciąż do sytuacji, gdy funkcjonariusz mówi: „Jest Pani pewna? Zrobi Pani przecież mężowi kłopoty. Lepiej to zostawić.”



