Powoli chyba rację zaczynają mieć ci, którzy po wyborze stwierdzili, że kto wie, czy nie będziemy jeszcze tęsknić za poprzednikiem, który prezydentem był słabym, żeby nie powiedzieć fatalnym – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Pan Bogdan ze zdumieniem obserwuje zachowania pana prezydenta, któremu czasem się zdaje, że jest na ustawce albo w siłowni, a cały naród powinien go wspierać jak kibole.
O to, że lepiej czuje się na trybunach stadionu niż w teatrze, nie ma sensu się czepiać, ale już za zachowanie, okrzyki na spotkaniach czy wiecach, bezustanne atakowanie rządu – jak najbardziej. Do tego dochodzi wetowanie ustaw, brak zgody na nominacje oficerskie czy sędziowskie albo odznaczenia.
Chyba jako pierwszy spośród prezydentów po 1989 roku uważa się za kogoś większego niż jest i na co zezwala mu konstytucja. Nie wiem, czy nie widzi śmieszności w sugerowaniu sejmowej większości, żeby – zanim przystąpi do uchwalania nowej ustawy – konsultowała się z prezydentem. Co ciekawe, w drugą stronę, kiedy on, wykorzystując swoje uprawnienia ustawodawcze, występuje z nową ustawą, nie zamierza jej z nikim konsultować, bo przecież wie lepiej i zawsze może się powołać na to, że tak chce naród.
W polityce zagranicznej uważa siebie za ważniejszego niż Ministerstwo Spraw Zagranicznych z premierem włącznie. Ostatnio, chyba w czasie wizyty w Czechach, wypalił, że Polska powinna renegocjować traktat unijny, czym wprowadził w osłupienie naszych dyplomatów.
Słowem, powoli chyba rację zaczynają mieć ci, którzy po wyborze stwierdzili, że kto wie, czy nie będziemy jeszcze tęsknić za poprzednikiem, który prezydentem był słabym, żeby nie powiedzieć fatalnym. Biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatnich tygodni, to całkiem możliwe.
Ciekawą ekipą jest otocznie pana prezydenta. Są to w sumie zadeklarowani pisowcy, w tym kilku fighterów. Pomysł, by w tym gronie był ktoś, kto reprezentuje może nie zupełnie skrajny, ale chociaż odmienny pogląd na politykę i świat za oknem, nie miał przy tym prezydencie i towarzystwie, które go otacza, żadnych szans. Kiedy się posłucha jego doradców czy ministrów, gdy powtarzają jak mantrę utarte prawicowe tezy, albo gdy na jakieś zarzuty zaraz mówią „a Tusk to albo tamto”, od razu nasuwa się myśl, że to straszne, kto zajmuje najważniejsze stanowisko w państwie i kto mu doradza.
Ale cóż, ktoś go wybrał i ktoś ich powołał. Demokracja…



