Jak politycznie podsumować 2025 rok? Czy wynik wyborów prezydenckich spowodował, że przez najbliższe lata to konflikt na linii rząd-prezydent będzie modelował polską scenę polityczną? Rozmowa z prof. Lechem Szczegółą – socjologiem z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Koniec roku to czas podsumowań, również tych politycznych. Jeśli miałby pan opisać polską scenę polityczną w 2025 roku jednym słowem – co by Pan wybrał?
Jedno słowo nie wystarczy. Użyłbym dwóch: szkoda Polski. Bo szkoda, że znaleźliśmy się w politycznym pacie, który po wyborach prezydenckich kompletnie zablokował państwo.
Pat trwa i wygląda na to, że potrwa jeszcze wiele miesięcy. Być może do 2027 roku i wyborów parlamentarnych.
To jest polityczna „walka w błocie”. Jesteśmy świadkami zimnej wojny między rządem a prezydentem, wojny skazanej na brak współpracy. A to oznacza paraliż – brak możliwości podejmowania decyzji w kluczowych obszarach, od sądownictwa aż po kwestie finansów publicznych.
To efekt wyborów prezydenckich? One zdefiniowały scenę polityczną na lata?
Tak. Przy wszystkich słabościach Rafała Trzaskowskiego, jego prezydentura pozwoliłaby uporządkować wiele problemów po dwóch kadencjach Andrzeja Dudy. Tymczasem mamy kontynuację impasu. Rząd stara się działać, ale pole manewru jest ograniczone – ustawy trafiają na weto, a nawet funkcjonowanie służb czy planowanie budżetu może być sparaliżowane.
W takim razie kto ma rację – rząd czy prezydent? I czy konstytucja nie powinna tej kwestii rozstrzygać?
Ta sytuacja jest nowa, bo prezydentem został młody, ambitny polityk, który chce demonstrować sprawczość. Problem w tym, że ta sprawczość wykracza poza ramy konstytucji. A ta jest jednoznaczna: prezydent pełni funkcję głównie reprezentacyjną, a za bieżącą politykę odpowiada rząd. Prezydent może zabrać głos, ale nie powinien próbować współrządzić.
Jednak prezydent ma weto i korzysta z niego szeroko. Oczekuje też konsultowania ustaw jeszcze przed ich złożeniem.
I to jest problem. Domaganie się konsultacji wszystkich ustaw z prezydentem to pomysł wykraczający poza dotychczasowe standardy. Prezydent nie zamierza szukać kompromisu, bo jego celem jest – mówiąc wprost – doprowadzenie do porażki Donalda Tuska w kolejnych wyborach i upadku obecnego rządu. W takim układzie kompromis po prostu nie istnieje.
Kto na tym konflikcie zyskuje politycznie?
Nikt. Polacy będą coraz bardziej zmęczeni i zniechęceni. Pat potrwa, a jedyną widoczną zmianą będzie spadająca frekwencja. Opozycja i prezydent mówią o „moralnym prawie”, bo prezydent zdobył ponad 10 milionów głosów, ale to tylko retoryka. Ten rząd również ma świeży mandat i również reprezentuje milion wyborców.
Tymczasem minęły już ponad dwa lata rządów koalicji. Jak dziś wygląda scena polityczna?
Platforma jest względnie stabilna, choć korzysta kosztem koalicjantów. PiS słabnie, Konfederacja trzyma poziom, a rośnie Braun. Ale najważniejsze jest coś innego: nawet najlepsze sondaże nie gwarantują Platformie utrzymania rządów. Prawica – podzielona na trzy frakcje – może po wyborach stworzyć rząd z poparciem prezydenta. Koalicja demokratyczna ma cień szansy, ale tylko cień.
Platforma szuka sposobu na odbudowę siły, co odbywa się kosztem koalicjantów. Czy widzi Pan dla niej jakąś drogę?
Potrzebuje nowych twarzy i nowej energii. Starsi wyborcy mają już twarde sympatie, więc kluczowi będą młodzi – szczególnie ci, którzy dopiero uzyskają prawa wyborcze. Platforma musi wypromować młodych, rozpoznawalnych polityków i przedstawić pozytywną wizję, nieopartą wyłącznie na rozliczaniu PiS-u i sporach z prezydentem. Inaczej jej potencjał się nie zwiększy.
A czy dziś Polacy bardziej przejmują się sytuacją wewnętrzną czy zewnętrzną – ekonomią czy bezpieczeństwem?
Priorytetem pozostaną sprawy krajowe. Wojna w Ukrainie czy chaos w USA oczywiście mają znaczenie, ale Polacy są zmęczeni światowym zamieszaniem. Paradoksalnie agresywna polityka Trumpa i jego kolejne kompromitacje osłabiają obóz prezydenta Nawrockiego, który mocno eksponował swoją bliskość z Trumpem. To pomaga Platformie.
Czy kwestie ekonomiczne mogą zostać przykryte tematami bezpieczeństwa?
Rząd będzie próbował grać tą kartą, ale Polacy czują realne koszty życia. Ceny energii i gazu oraz rosnący deficyt – wynik m.in. szastania pieniędzmi przez rząd Morawieckiego – to pięta achillesowa polityki. Zima pogorszy nastroje. Rząd potrzebuje świeżego, realnego pomysłu, który choć częściowo odwróci uwagę od tych problemów.
Czy możemy liczyć na jakieś przełomowe wydarzenia?
Tylko coś naprawdę dużego – jak zakończenie wojny w Ukrainie albo poważny kryzys w relacjach USA–UE – mogłoby zmienić układ sił. W innych obszarach nie spodziewam się przełomów. Mamy przed sobą długi czas politycznego klinczu.



