Gdyby prezes nagle oświadczył, że ziemia jest płaska i usytuowana na grzbiecie wielkiego żółwia, pewnie zebrałby wielką owację, bo skoro on tak mówi, to pewnie tak jest – pisze Andrzej Flügel w felietonie “Zakola i meandry”.
Pan Bogdan, oglądając ostatnią konwencję partii rządzącej, przypomniał sobie odległe relacje ze zjazdów PZPR. Działacze usadowieni według hierarchii, czyli partyjna góra w pierwszych rzędach, w dalszych ci pomniejsi. Wszyscy z niegasnącym wyrazem zadowolenia na twarzach. Obowiązkowo zespół ludowy z odpowiednimi pieśniami. Kolejni mówcy podkreślający, że partia zrobiła już wiele, a zrobi jeszcze więcej, żeby żyło nam się lepiej i dostatniej. Jeśli coś im nie wyszło, to nie z ich winy, bo oni chcieli i chcą najlepiej. Inflacja? Jest niemal wszędzie, dodatkowo doszła wojna i sankcje, które w nas też uderzają. Drożyzna? To też nie wynik ich niewłaściwego działania. Wręcz przeciwnie, bo oni robią wszystko, by ceny tak nie rosły. A przecież ich dokonania są widoczne jak na dłoni. Uszczelnienie podatków, ograniczenie bezrobocia to wielkie sprawy, z którymi kompletnie nie radzili sobie ich poprzednicy.
Węgla oczywiście nie zabraknie i będzie kosztował tyle, ile dotychczas. Oni więc rządzą dobrze, tylko dookoła zmieniły się uwarunkowania, no i ta wstrętna totalna opozycja, która nie mogąc pogodzić się z wyborczymi porażkami, ciągle sypie piasek w tryby.
Kwintesencją wszystkiego było przemówienie prezesa. Wspomniał o dokonaniach. Mówił o beczce miodu, jaką są ich rządy. Łaskawie wspomniał o łyżce dziegciu, na przykład o programie Mieszkanie Plus. On nie spełnił oczekiwań, to w stosunku do tego, jak w tym temacie radzili sobie poprzednicy, i tak okazuje się jakimś tam małym, ale zawsze sukcesem.
Pana Bogdana urzekła sala chłonąca każde zdanie prezesa, przerywająca mu oklaskami, aż musiał dobrotliwym gestem, jak kiedyś pierwsi sekretarze (by nie sięgnąć głębiej w historię) prosić o ich zakończenie. Twarze słuchaczy, szczególnie tych z pierwszych szeregów, wyrażały absolutną łączność ideową z wodzem, bezgraniczne oddanie i dyspozycyjność. Gdyby prezes nagle oświadczył, że ziemia jest płaska i usytuowana na grzbiecie wielkiego żółwia, pewnie zebrałby wielką owację, bo skoro on tak mówi, to pewnie tak jest.
Pan Bogdan, oglądając świecące, syte liczka wodzów naszego kraju, ich samozadowolenie, pewność siebie, kiedy dookoła wszystko trzeszczy, pomyślał, że to tak, jakby w czasie tragedii Titanica zamawiać obiad, kiedy kuchnia już dawno jest zanurzona…