Rząd wymyślił nowe zadanie dla samorządów – dystrybucję węgla. Niech więc samorządy wymyślą nowe zadanie dla rządu – wyposażenie miast w dorożki i konie. Wtedy Orlen wreszcie będzie mógł zająć się dystrybucją siana, owsa i obroku. Wszak każdy ma takie innowacje, na jakie zasłużył.
Jarosław Kaczyński ma sentyment do przeszłości. Rzeczy przestarzałe, a często niepochlebne, o których wszyscy woleliby zapomnieć, za jego rządów wracają jako pożądane dobra. Kaczyński nie ma zaufania do rzeczy nowych, ponieważ czuje ich „odrębność kulturową”, jak sam opisał swoje traumatyczne doświadczenia z Wiednia sprzed 33 lat. Dla niego „swojskość kulturowa” to po prostu relikt przeszłości, przechowywany w formalinie kompleksów. Przykładów rzeczy starych, które dzięki PiS wracają do powszechnego, codziennego użytku, jest wiele, ale dwa są zasadnicze.
Pierwszy to węgiel, drugi to stan wojenny.
Węgiel – brudny i zatruwający powietrze surowiec miał zniknąć z naszego miksu energetycznego, głównie z powodu emisji gazów cieplarnianych. Ale nie tylko dlatego. Polskie złoża były mocno przetrzebione w epoce Gierka, górnicy wydobywali już węgiel z głębokości sięgającej 1.000 m., na granicy ryzyka. Co rusz ginęli w wypadkach i tąpnięciach. Coraz bardziej opłacało się importować węgiel z Mongolii, RPA czy Kolumbii. Był czas, żeby z tym skończyć.
Niestety, PiS, który rządzi od 7 lat, tego czasu nie wykorzystał. Unia Europejska 15 lat temu wprowadziła system handlu emisjami dwutlenku węgla (CO2) pomiędzy krajami członkowskimi. Elektrownie w krajach z dominacją węgla w miksie energetycznym, mogą nabywać na giełdzie więcej praw do emisji, by zmieścić się w limitach i ewolucyjnie przechodzić na mniej emisyjne źródła energii.
Zyski z handlu emisjami powinny być przeznaczane na rozwój odnawialnych źródeł energii w krajach członkowskich Unii. Niestety, PiS nie tylko nie rozwijał odnawialnych źródeł energii, ale wręcz wprowadził ustawowe ograniczenia w rozwoju energetyki wiatrowej. Mimo czczych obietnic, nie ruszył też z rozwojem energetyki atomowej, która nie emituje CO2.
Skutek jest taki, że dziś polska energetyka – jak za Gierka – wciąż opiera się na węglu. Ale na dodatek – węgla zaczęło brakować w kraju, który na węglu leży. Politycy PiS jeżdżą po pomoc do… Kijowa, a Ukraina, kraj ogarnięty wojną, ma nas ratować dostawami tego surowca, podczas gdy jeszcze rok temu Polska wyeksportowała 778 tys. ton węgla do Ukrainy. Jak w ponurym dowcipie – gdyby PiS rządził na Saharze, zabrakłoby tam piasku.
Teraz Kaczyński i jego poplecznicy zastawili pułapkę na gminy, proponując im zajęcie się dystrybucją brakującego i coraz droższego węgla. Samorządowcy w zdecydowanej większości nie chcą dać się zapędzić we wnyki Kaczyńskiego. Bo wiedzą, że wtedy całą winę za braki i wysokie ceny surowca, politycy rządu zrzucą na „niewydolnych” i „rozpasanych” wójtów, burmistrzów i prezydentów. Prorządowi propagandziści już piszą, że samorządowcy nie chcą sobie „brudzić rąk” węglem…
Kaczyński ma jednak w zanadrzu jeszcze jedno narzędzie, któremu próbuje – na razie po cichu – przywrócić dawną świetność. To stan wojenny. Choć w projekcie przygotowywanej przez PiS ustawy jest nazywany stanem nadzwyczajnym lub stanem zagrożenia, by nie budzić narzucających się z Jaruzelskim skojarzeń.
Chodzi o projekt ustawy „o ochronie ludności”, który pod płaszczykiem rozmaitych zagrożeń, daje wojewodom szerokie uprawnienia w wydawaniu gminom poleceń, a potem w ich egzekwowaniu. To powrót do jedynowładztwa rządu za pośrednictwem namiestników partii – wojewodów. I oczywiście jest to sprzeczne z art. 15 Konstytucji, zapewniającym decentralizację władzy publicznej w Polsce. Ale do czego Kaczyńskiemu przydaje się Putin i stan niepewności wynikający z wojny w Ukrainie? Do tego, by potęgować zagrożenia wewnętrzne i uzasadniać wprowadzanie stanów nadzwyczajnych, ograniczających prawa i swobody obywatelskie. Prorządowi propagandziści – inspirowani rosyjskim wzorem – już rozpisują się jak powinna w Polsce wyglądać mobilizacja.
Oczywiście na ironię zakrawa fakt, że Kaczyński i jego ekipa, która swoją „martyrologię” usiłowała budować na etosie Solidarności, dziś posługuje się tymi samymi metodami co Jaruzelski, stając tam, gdzie wówczas ZOMO. A Lecha Wałęsę i Bronisława Geremka, którzy wprowadzili Polskę do europejskich i natowskich struktur bezpieczeństwa, odsądzają od czci i wiary.
Problem w tym, że jedynowładztwo prowadzi do ograniczania kreatywności, a ograniczanie kreatywności do emigracji najbardziej kreatywnych ludzi. A to zawsze prowadziło do zacofania scentralizowanych krajów. Może więc już dziś warto zaproponować, by rząd wyposażył samorządy w konie i dorożki, a stacje Orlenu w dystrybutory owsa i obroku…
Kilo owsa – przynajmniej na razie – jest tańsze niż litr benzyny.



