Epoka węgla i siana (FELIETON)

Grafika: Pixabay
Rząd wymyślił nowe zadanie dla samorządów – dystrybucję węgla. Niech więc samorządy wymyślą nowe zadanie dla rządu – wyposażenie miast w dorożki i konie. Wtedy Orlen wreszcie będzie mógł zająć się dystrybucją siana, owsa i obroku. Wszak każdy ma takie innowacje, na jakie zasłużył.

Jarosław Kaczyński ma sentyment do przeszłości. Rzeczy przestarzałe, a często niepochlebne, o których wszyscy woleliby zapomnieć, za jego rządów wracają jako pożądane dobra. Kaczyński nie ma zaufania do rzeczy nowych, ponieważ czuje ich „odrębność kulturową”, jak sam opisał swoje traumatyczne doświadczenia z Wiednia sprzed 33 lat. Dla niego „swojskość kulturowa” to po prostu relikt przeszłości, przechowywany w formalinie kompleksów. Przykładów rzeczy starych, które dzięki PiS wracają do powszechnego, codziennego użytku, jest wiele, ale dwa są zasadnicze.

Pierwszy to węgiel, drugi to stan wojenny.

Węgiel – brudny i zatruwający powietrze surowiec miał zniknąć z naszego miksu energetycznego, głównie z powodu emisji gazów cieplarnianych. Ale nie tylko dlatego. Polskie złoża były mocno przetrzebione w epoce Gierka, górnicy wydobywali już węgiel z głębokości sięgającej 1.000 m., na granicy ryzyka. Co rusz ginęli w wypadkach i tąpnięciach. Coraz bardziej opłacało się importować węgiel z Mongolii, RPA czy Kolumbii. Był czas, żeby z tym skończyć.

Niestety, PiS, który rządzi od 7 lat, tego czasu nie wykorzystał. Unia Europejska 15 lat temu wprowadziła system handlu emisjami dwutlenku węgla (CO2) pomiędzy krajami członkowskimi. Elektrownie w krajach z dominacją węgla w miksie energetycznym, mogą nabywać na giełdzie więcej praw do emisji, by zmieścić się w limitach i ewolucyjnie przechodzić na mniej emisyjne źródła energii.

Zyski z handlu emisjami powinny być przeznaczane na rozwój odnawialnych źródeł energii w krajach członkowskich Unii. Niestety, PiS nie tylko nie rozwijał odnawialnych źródeł energii, ale wręcz wprowadził ustawowe ograniczenia w rozwoju energetyki wiatrowej. Mimo czczych obietnic, nie ruszył też z rozwojem energetyki atomowej, która nie emituje CO2.

Skutek jest taki, że dziś polska energetyka – jak za Gierka – wciąż opiera się na węglu. Ale na dodatek – węgla zaczęło brakować w kraju, który na węglu leży. Politycy PiS jeżdżą po pomoc do… Kijowa, a Ukraina, kraj ogarnięty wojną, ma nas ratować dostawami tego surowca, podczas gdy jeszcze rok temu Polska wyeksportowała 778 tys. ton węgla do Ukrainy. Jak w ponurym dowcipie – gdyby PiS rządził na Saharze, zabrakłoby tam piasku.

Teraz Kaczyński i jego poplecznicy zastawili pułapkę na gminy, proponując im zajęcie się dystrybucją brakującego i coraz droższego węgla. Samorządowcy w zdecydowanej większości nie chcą dać się zapędzić we wnyki Kaczyńskiego. Bo wiedzą, że wtedy całą winę za braki i wysokie ceny surowca, politycy rządu zrzucą na „niewydolnych” i „rozpasanych” wójtów, burmistrzów i prezydentów. Prorządowi propagandziści już piszą, że samorządowcy nie chcą sobie „brudzić rąk” węglem…

Kaczyński ma jednak w zanadrzu jeszcze jedno narzędzie, któremu próbuje – na razie po cichu –  przywrócić dawną świetność. To stan wojenny. Choć w projekcie przygotowywanej przez PiS ustawy jest nazywany stanem nadzwyczajnym lub stanem zagrożenia, by nie budzić narzucających się z Jaruzelskim skojarzeń.

Chodzi o projekt ustawy „o ochronie ludności”, który pod płaszczykiem rozmaitych zagrożeń, daje wojewodom szerokie uprawnienia w wydawaniu gminom poleceń, a potem w ich egzekwowaniu. To powrót do jedynowładztwa rządu za pośrednictwem namiestników partii – wojewodów. I oczywiście jest to sprzeczne z art. 15 Konstytucji, zapewniającym decentralizację władzy publicznej w Polsce. Ale do czego Kaczyńskiemu przydaje się Putin i stan niepewności wynikający z wojny w Ukrainie? Do tego, by potęgować zagrożenia wewnętrzne i uzasadniać wprowadzanie stanów nadzwyczajnych, ograniczających prawa i swobody obywatelskie. Prorządowi propagandziści – inspirowani rosyjskim wzorem – już rozpisują się jak powinna w Polsce wyglądać mobilizacja.

Oczywiście na ironię zakrawa fakt, że Kaczyński i jego ekipa, która swoją „martyrologię” usiłowała budować na etosie Solidarności, dziś posługuje się tymi samymi metodami co Jaruzelski, stając tam, gdzie wówczas ZOMO. A Lecha Wałęsę i Bronisława Geremka, którzy wprowadzili Polskę do europejskich i natowskich struktur bezpieczeństwa, odsądzają od czci i wiary.

Problem w tym, że jedynowładztwo prowadzi do ograniczania kreatywności, a ograniczanie kreatywności do emigracji najbardziej kreatywnych ludzi. A to zawsze prowadziło do zacofania scentralizowanych krajów. Może więc już dziś warto zaproponować, by rząd wyposażył samorządy w konie i dorożki, a stacje Orlenu w dystrybutory owsa i obroku…

Kilo owsa – przynajmniej na razie – jest tańsze niż litr benzyny.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Więcej artykułów

Z nowoczesnych aparatów USG cieszą się między innymi gorzowskie Amazonki od lat namawiającej lubuszanki do profilaktyki. Na zdjęciu z dr n. med. Piotrem Zorgą kierownikiem Klinicznego Zakładu Medycyny Nuklearnej.

Diagnostyka w gorzowskim szpitalu na nowym poziomie

Nowy Ambulatoryjny Zakład Diagnostyki Obrazowej, sfinansowany ze środków Krajowego Planu Odbudowy, został oficjalnie otwarty na terenie gorzowskiego szpitala. Inwestycja warta dziesiątki milionów złotych ma znacząco

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści