Ks. Kazimierz Małżeński kustosz Sanktuarium Rodzin Kresowych: – Byliśmy na Kresach, teraz Kresy są w nas.

Ks. Kazimierz Małżeński Fot. Dariusz Chajewski/LCI
O planowanym ogłoszeniu roku 2024 Rokiem Kresów rozmawialiśmy z senatorem Platformy Obywatelskiej Władysławem Komarnickim oraz kustoszem skwierzyńskiego Sanktuarium Rodzin Kresowych ks. Kazimierzem Małżeńskim. – To bardzo dobry czas, aby rozmawiać o naszej bolesnej przeszłości – mówią.

Czy w dobie tego, co dzieje się za wschodnią granicą, gdy podkreślamy, że Ukraińcy walczą za wolność naszą i waszą, to dobry czas, aby rozmawiać o polskich Kresach, o rzezi wołyńskiej, rozliczać rachunek krzywd?

Władysław Komarnicki: Czas jest wręcz wymarzony. O podjęciu tematyki kresowej myślałem już w momencie, gdy ta zawierucha na wschodzie się rozpoczęła. Proszę zwrócić uwagę, że agresja Rosji wywołała masowy exodus Ukraińców na zachód. Wiadomo, że o podjęciu podobnej decyzji przez moich rodziców także zadecydowało poszukiwanie bezpieczeństwa i jestem im dziś wdzięczny, że opuścili ojcowiznę w okolicy Lwowa, że taką decyzję podjęli. Ja podróżowałem w bydlęcym wagonie jako niemowlę i wiele razy słyszałem o tzw. białym szlaku, szlaku bezimiennych mogił noworodków grzebanych przy torach… One tej podróży nie przeżyły.

Ale myśląc o historii polsko-ukraińskich stosunków automatycznie pojawia się temat rzezi wołyńskiej. Wielu Polaków, którzy chociaż otarli o tę kresową tragedię, zadaje pytanie o pamięć. Dlaczego nie pamiętamy, dlaczego nie wymusimy na Ukrainie uznania tych wydarzeń za zbrodnię wymierzoną w Polaków.

W.K.: Nie wiem, czy wielu jest ludzi, którzy bardziej mają prawo występować z taką inicjatywą niż ja. Wyciągać rękę na zgodę. Podczas tych dramatycznych dni zginęło trzy czwarte rodziny mojego ojca. Od dziecka byłem karmiony krwawymi opowieściami, nienawiścią do tego narodu. Ale nie powinniśmy na tej drodze pojednania nieustannie się cofać. To okazja do historycznego zbliżenia. Oczywiście, musimy wreszcie te zaszłości sobie wyjaśnić, ale zakładam, że nasi ukraińscy przyjaciele mają na razie na głowie inne sprawy, ale kiedyś przyjdzie na to czas. Na oczyszczającą dyskusję o prawdzie. Dla mnie taki modelowy przykład wyjaśniania sobie przeszłości to wszystko to, co podziało się między Niemcami i Francuzami.

Ks. Kazimierz Małżeński: Rzeczywiście, podczas spotkań w sanktuarium wiele osób porusza temat historycznych zaszłości, pełno tutaj dramatycznych scen i łez. Słyszałem też wiele razy, że „na Ukraińców trzeba uważać”, że nie można do końca wierzyć w relacjach z nimi w dobre intencje. To jedna strona medalu. Z drugiej strony w każdy piątek się spotykamy, palimy świece, modlimy się za tych, którzy walczą na wschodzie Ukrainy. Jak za jakieś bliskie nam osoby.

Nie obawiacie się panowie, że przypominanie historii polskich Kresów trącić może rewizjonizmem i wpisywać się w rosyjską propagandę, która twierdzi, że chcemy przesuwać granice na wschód? Że marzy nam się powrót na Kresy?

W.K.: A czy dziś nie śpi pan po nocach, bojąc się, że do naszego regionu wrócą Niemcy? Nie. Trzeba pokonywać stereotypy i duchy przeszłości.  Krok po kroku nauczyliśmy się współpracować z zachodnim sąsiadem, a co ważniejsze z szacunkiem podchodzimy do skomplikowanej historii regionu, wspólnej kultury. Jestem przekonany, że również na wschodzie podzieje się to samo, gdzie nasi sąsiedzi docenią urok wspólnej kresowej kultury, która smakuje różnorodnością.

Osią wydarzeń podczas tego kresowego roku stałoby się Sanktuarium Rodzin Kresowych w Skwierzynie…

Ks. K.M. Wiara stanowi istotny element kresowej tradycji. Dla mnie istotą kresowej przeszłości i ducha Kresów są losy obrazu „Matki Bożej Klewańskiej” Jej życiorys poznałem, pielgrzymując z tym obrazem i spotykając ludzi, którzy związali z nim swój los. Ludzi, którzy wielbili Ją w czasach pokoju, którzy zawdzięczają Jej życie podczas rzezi wołyńskiej, którzy wieźli Ją potajemnie w pociągu zmierzającym na zachód i którzy ukrywali Ją przed komunistami. Była z nimi w czasach najtrudniejszych, gdy płonęły ich domy i lała się krew ich braci. Uciekli pod Jej opiekę, a ona ich przygarnęła. Wyruszyła z nimi i wreszcie tutaj, w Skwierzynie, jak matka, przekazała, iż tutaj teraz jest ich miejsce, tutaj zbudują dom…

W.K.: Proszę zwrócić uwagę, że na czele grup uchodźców przybywających z Kresów stali często duchowni, którzy sprawiali, przybywały i osiadały w jednym miejscu całe wspólnoty. Przywozili z sobą religijne symbole, jak chociażby obraz „Matki Bożej Klewańskiej”, który jest osią kultu w sanktuarium. Te wspólnoty sprawiały, że udawało się przez te dekady utrzymać kresową pamięć, ale i kulturę. Skwierzyna, ale zależy mi na tym, aby Lubuskie grało jedną z głównych ról. W końcu w naszym regionie najwięcej ludzi przyznaje się do kresowych korzeni. Kresy funkcjonują w naszej świadomości, a nie są jedynie miejscem urodzin dziadków. Zobaczmy, ile funkcjonuje u nas zespołów prezentujących kulturę różnych kresowych krain, ile potraw o kresowych smakach stało się naszymi potrawami regionalnymi… To wszystko trzeba pokazywać, smakować, gdyż jest to recepta na budowę naszej regionalnej tożsamości.

Jaki jest rozkład jazdy tego kresowego roku?

W.K.: Jestem po rozmowach z senatorami z różnych stron politycznej sceny i po spotkaniu z marszałkiem Senatu. Myślę o inaugurującej obchody wystawie i cyklu imprez, które byłyby ściśle związane z kresowymi rocznicami. A mamy ich sporo, jak chociażby wielka wywózka na Sybir, wkroczenie Rosjan na polskie Kresy, lipcowa krwawa niedziela… Wiem też, że dużo dzieje się w skwierzyńskim sanktuarium i mam nadzieję, że do tej kresowej ofensywy uda mi się zrekrutować armię ludzi, którym Kresy są bliskie.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content