Puszcza Tarnowska, czyli królestwo Czerwonej Małpy

Czerwona Małpa / Fot. Jan Wojtasik
Lubicie przyrodę i historię? Jeśli tak, Puszcza Tarnowska jest miejscem, które koniecznie trzeba odwiedzić. Tu ślady minionych czasów przeplatają się z przyrodniczymi osobliwościami, a wszystko to doprawione szczyptą legend i podań.

Lubuskie to w połowie lasy i żadne inne województwo w kraju nawet nie zbliża się do takiego stopnia zalesienia. Nic więc dziwnego, że las w życiu dawnych mieszkańców regionu odgrywał bardzo istotną rolę. Ślady tamtych czasów do dziś ukryte są między drzewami.

Na południu województwa, między Odrą na zachodzie i jeziorem Sławskim na wschodzie, rozciąga się Puszcza Tarnowska, choć przez część regionalistów forsowana jest też nazwa Karolacka, od dawnej nazwy wsi Siedlisko – Carolath. To zresztą bezpośrednia kalka językowa nazwy przedwojennej.

Aleja Kasztanowców we wschodniej części puszczy / Fot. Jan Wojtasik

Puszcza, dziś zdominowana przez sosnę, była kiedyś bujnym, mieszanym lasem. Jej dzisiejszy wygląd, to efekt trwające wieki eksploatacji. Puszcza niemal od zawsze była ważnym elementem życia dla mieszkańców miejscowości ulokowanych na jej skraju. Las dostarczał pożywienia i materiałów budowlanych, służył jako miejsce wypoczynku i rekreacji, z drugiej strony wśród drzew wznoszono też budowle o przeznaczeniu militarnym.

Ślady związku człowieka z puszczą widać do dziś, choć wiele z nich można minąć nie będąc świadomym ich istnienia.

Mapa i encyklopedia

Jan Wojtasik, to prawdopodobnie największy znawca Puszczy Tarnowskiej. Od lat przemierza jej ścieżki, fotografując i opisując puszczańskie osobliwości. Efekty swoich badań zamieszczał na stronie internetowej, ale w końcu zebrało się tego tyle, że wspólnie z Mirosławem Wojtczakiem ze Stowarzyszenia Wspierania Rozwoju Letniska Jodłów zdecydowali się przelać najważniejsze informacje na papier. Najpierw wydano mapę puszczy, później małą, kieszonkową encyklopedię.

Oba wydawnictwa szczegółowo opisują najważniejsze atrakcje przyrodniczo-historyczne ukryte wśród drzew. Ich tworzenie było wyjątkowo trudnym zadaniem, wymagającym zarówno analizy starych map jak i badań w terenie.

– Mamy na przykład starą osadę, po której ewidentnie nie ma żadnych śladów, ale jak zaczyna się szperać w dokumentach, to nagle okazuje się, że tam był obóz jeniecki, zabudowania, gospoda, która, zanim zniknęła, funkcjonowała aż 500 lat – wyjaśnia pan Jan.

Jedna z dębowych oaz, na sosnowej pustyni / Fot. Jan Wojtasik

– Inna sprawa, że można po elementach innej roślinności, a nawet po innym tonie i nasileniu śpiewania ptaków, natrafić na jakieś szczególne miejsce – przekonuje. – Mam tu na myśli dawne zabudowania gospodarcze czy miejsca rekreacyjne sprzed 200 czy 300 lat – opowiada.

Kolejką przez las

O tym, jak istotna była puszcza, nich świadczy fakt, że funkcjonowała tam nawet wąskotorowa kolejka gospodarcza. Sieć torów zaczęto tworzyć prawdopodobnie krótko po I wojnie światowej. Kolejka łączyła folwarki należące do rodziny Schönaichów i w szczytowym momencie, który przypadł na początek lat 20. XX wieku, łączna długość torów wynosiła aż 90 kilometrów.

Jej północna część rozgałęziała się po puszczy i łączyła z koleją normalnotorową na przystanku w Lipinach.

Dziś w lesie można trafić jeszcze na nasypy pełniące kiedyś funkcję rampy oraz ogrodzenia zrobione ze starych torów.

Podpowiedź od żurawi

– Jest też takie miejsce, które nazywa się Cegielnia. Na skrzyżowaniach ważnych, starych dróg, funkcjonowała przez przynajmniej kilkadziesiąt lat cegielnia, istniało leśnictwo, był też domek myśliwski – wylicza pan Jan. Surowiec do cegielni pozyskiwano kilkaset metrów dalej. Miejsce to, opisane dziś jako babrzysko, pan Jan odkrył dzięki… żurawiom. – Przejeżdżałem kiedyś w pobliżu i żurawie robiły tam straszny hałas. Popatrzyłem na mapę, dość dokładną i zacząłem się zastanawiać, co one mogą tu robić w tym suchym lesie, bo dookoła sama sosna, a jedyny zbiornik wodny w okolicy jest właśnie na Cegielni – opowiada. Rzut okna na stare mapy dał odpowiedź. Nerkowaty kształt porośniętego stawu, otoczonego lasem mieszanym do dziś wyraźnie kontrastuje z sosnową monokulturą.

Dębowe oazy i głazy ze Szwecji

Ale puszcza to przede wszystkim przyroda. Wyjątkowych miejsc, za które odpowiada natura, znajdziemy tam wiele. Bliźniaki, Krzywy Dąb, Sosny Zroślaki, Wodna Góra, Głaz Andrzej – to tylko niektóre intrygujące nazwy, pod którymi kryją się niecodzienne przyrodnicze osobliwości.

Głaz Andrzeja, który przywędrował do puszczy wraz z lądolodem ze wschodniej Szwecji / Fot. Jan Wojtasik

Charakterystyczną cechą wielu pięknych miejsc ukrytych pośród drzew, jest odmienna szata roślinna. – Puszcza niestety została ogarnięta monokulturą sosnową. To jest już dzieło niemieckie, zwłaszcza wiek XIX, kiedy ruszyły papiernie, górnictwo, kolej – wyjaśnia pan Jan. – Kiedyś puszcza była większa i przede wszystkim bardziej zróżnicowana. Przed wiekami to były dębowo-sosnowe lasy. Dziś mamy ponad 90 proc. sosny. Dębu jest zaledwie półtora do dwóch procent – mówi. – To są takie oazy i to są najładniejsze miejsca – dodaje.

Choć na mapie puszcza może wydawać się stosunkowo płaska, to w rzeczywistości pośród drzew można natknąć się na kilkanaście moren. Przed wiekami było też wiele głazów narzutowych, ale dziś są one prawdziwymi rarytasami. W przeszłości większość zabrano i wykorzystano jako fundamenty budynków.

Na szczęście jest jeszcze co zobaczyć. W okolicy Jodłowa znajduje się grupa głazów, których pochodzenie udało się zidentyfikować. – Okazało się, że pochodzą z określonych regionów Szwecji – wyjaśnia pan Jan. – Bardzo zainteresowało to młodych Szwedów, których gościło wschowskim liceum im. Tomasza Zana w ramach programu Erasmus – mówi.

Król jest czerwony

O pomnikach historii i przyrodniczych osobliwościach ukrytych w Puszczy Tarnowskiej można pisać długo. Nie zmieni to jednak faktu, że najsłynniejszą atrakcją tych lasów, która funkcjonuje w świadomości mieszkańców od dekad, jest Czerwona Małpa.

Nie chodzi oczywiście o zwierzę, a o głaz narzutowy, który zdobi dziś wizerunek czerwonej małpy. Aktualny malunek to najpewniej dzieło leśnika z początku lat 90. Jest to jednak poprawka po naturalnym „rysunku”. W Encyklopedii Puszczy czytamy: „Podanie głosi, że obraz ujawnił się po rozbiciu głazu na dwie części przez robotników pozyskujących materiał na budulec. Naturalny rysunek wykreowany przez skalne kryształy musiał zrobić na nich spore wrażenie, gdyż na zabranie skały już się nie zdecydowali”.

Co ciekawe, na niemieckich mapach nie znajdziemy Czerwonej Małpy, a Czerwonego Człowieka. Skąd więc małpa? – W czasie jednego z rajdów rowerowych pewien młody człowiek bardzo ładnie wyeksponował etymologię nazwy – opowiada pan Jan. – Otóż w obrysie samej skały widać czaszkę małpy. I nawet ta charakterystyczna nawiertka odgrywa rolę linii dzielącej górną i dolną szczękę. Powiem szczerze, że ja wtedy pierwszy raz to zobaczyłem! – wyjaśnia.

Na przedwojennych mapach widnieje “Roter Mann”. Dopiero później czerwony człowiek stał się małpą.

Warto też dodać, że małpą wiąże się kilka legend. Jedna mówi o funkcjonującej tu karczmie, inna o zabójstwie leśniczego za pomocą igły, kolejna, że to podobizna rozbójnika z Saksonii, a jeszcze inna, że wręcz przeciwnie, że to pamiątka po mężczyźnie w czerwonym surducie, który uratował zagubioną księżniczkę.

Dziś szlaki w puszczy są oznakowane, a mając w telefonie GPS, naprawdę trudno się zgubić. Ale jeszcze 20 czy 30 lat temu odnalezienie Czerwonej Małpy zajmowało leśnym odkrywcom nawet kilka dni. Z kolei dla osób lepiej znających puszczę, ten charakterystyczny głaz był punktem orientacyjnym, pomagającym w wędrówkach po leśnych bezkresach.

Wrzesień to dobra pora, by odwiedzić Puszczę Tarnowską, bo można natrafić na kwitnące wrzosy. Choć, jak donosi pan Jan, pierwsze zauważył już na początku sierpnia.

Udostępnij:

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści