Zakola i meandry. Wspólny cel i nadzieja (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Andrzej Flügel: Prezes Jarosław chce walczyć z Zielonym Ładem! Nie zająknął się oczywiście, że wszystkie, jak się okazało uciążliwe dla nas, elementy owego ładu, zaakceptował i podpisał premier Morawiecki
Nieważne, czy było ich 800 tysięcy, czy milion. Ważne, że byli razem, mieli cel i nadzieję, że nas, ludzi chcących, żeby Polska znów była normalnym demokratycznym krajem, jest aż tylu! – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan z żoną i dwójką przyjaciół byli w Warszawie na Marszu Miliona Serc. Wybrali opcję dłuższego pobytu, wcześniej odwiedzili teatr i operę, połazili po Warszawie, zachwycili się ogrodem Pałacu Królewskiego, który pierwszy raz odwiedzili po renowacji. Najważniejszy był jednak niedzielny marsz. Pewnie, że gdyby oglądali go w telewizorze, to zobaczyliby więcej i dotarłoby do nich każde słowo wypowiadających się polityków. W takiej masie ludzi nie byli też w stanie dojść do końca, bo kiedy czoło już znalazło się na finiszu i zaczęły się przemówienia, oni byli gdzieś na trzech czwartych dystansu.

Ale to nic! Pan Bogdan uważa, że musieli być tego dnia i o tej godzinie na ulicach warszawskich. Podobne zdanie miała masa ludzi. I nieważne, czy było ich 800 tysięcy, czy milion. Ważne, że byli razem, mieli cel i nadzieję, że nas, ludzi chcących, żeby Polska znów była normalnym demokratycznym krajem, jest aż tylu!

To daje nadzieję, że za niespełna dwa tygodnie ta fatalna władza, która w działaniu i gadaniu głupot dochodzi już do absurdu, odejdzie, zostanie rozliczona i będzie wspominana jako okrutna, dramatyczna pomyłka Polaków oraz wyraz ich podatności na puste obietnice i serwowaną obficie kiełbasę wyborczą.

Pan Bogdan ma nadzieję, że teraz, po największej manifestacji ostatnich lat w Europie, nikt nie uwierzy w to, co opowiadał podczas zamkniętego spotkania sympatyków partii rządzącej jej prezes, że marsz zgromadził zaledwie 60 tysięcy ludzi. Coraz mniej złapie się na kłamstwa telewizji o tym, że w Warszawie przeważała jakaś agresja, nie wspominając już drobniejszych kłamstw, bo trudno je nazywać przeinaczeniami.

Niech gadają dalej głupoty, tak jak ostatnio prezes, że oni w odróżnieniu od swoich przeciwników reagują na błędy w swoich szeregach, a ci, którzy dopuścili się jakichś niegodziwości, są natychmiast rozliczani. Mówił to, a za nim z hardą miną stał pewien lubuski poseł, bohater odrażającego procederu zarabiania na ludzkim nieszczęściu, który dziś jest na liście do Sejmu zatwierdzonej przez prezesa. Pan Bogdan ma nadzieję, że nawet wyborcy prawicy w jakimś poczuciu przyzwoitości nie dopuszczą, by ktoś taki znów zasiadał w parlamencie…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content