Zakola i meandry. Sikanie do basenu (FELIETON)

Zakola i Meandry. Andrzej Flugel
Zakola i Meandry. Andrzej Flugel
Szczytem bezczelności jest to, że przedstawiciele władzy, która przez lata rozwalała demokrację, wykręcała bezpieczniki praworządności, napychała kieszenie swoim, weszła na nieznany dotąd szczyt nepotyzmu, mogą dziś nazywać swoich następców oprawcami – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan, śledząc ostatnie wydarzenia w naszym kraju, doszedł do wniosku, że można by z nich napisać całkiem fajny scenariusz na film albo nawet serial kryminalny. Oto prokuratura wystawia list gończy za do niedawna ważnym urzędnikiem pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Jego niegdysiejszy szef, czyli były premier, mówi, że ów urzędnik to najuczciwszy człowiek na świecie, gość, który w czasie pandemii swoją działalnością nie tylko nie popełnił żadnego przestępstwa, ale jeszcze uratował wiele istnień ludzkich. W sumie należy mu się medal, a nie jakieś ściganie, szykany, bo to pewne, że jak go zatrzymają, dojdzie do tortur, tak jak z aresztowanym wcześniej innym bohaterem – księdzem, któremu bardzo długo nie pozwalano iść do ubikacji.

Co ciekawe, ów urzędnik, skoro taki święty i niewinny, nagle niespodziewanie zniknął. Nie ma gościa, nie stawia się w organach ścigania, a prokuratura nie może mu nawet przedstawić zarzutów. Mógł zostać kolejnym męczennikiem byłej partii rządzącej. Gdyby go przymknięto, znów mogłyby się pojawić demonstracje przed aresztem, a parlamentarzyści PiS mogliby domagać się wejścia za mury z kontrolą poselską, żeby sprawdzić, czy męczennik ma dostęp do wody i toalety.

Mógł, ale nie skorzystał. Zaszył się gdzieś i można tylko domniemywać, że niedługo pojawi się w kraju nie mającym umowy ekstradycyjnej z Polską. Dla organów ścigania będzie to dowód, że facet jest winny, bo gdyby był krystalicznie czysty, stanąłby przed prokuratorem. Dla byłego premiera i całej tej reszty gość zrobi słusznie, bo przecież obecny „reżim” i „patowładza”, dysząc zemstą polityczną, zamyka uczciwych, prawych urzędników, niewygodnych polityków. Słusznie uciekają spod topora „oprawców Bodnara i Tuska” – jak pięknie ministra sprawiedliwości i premiera rządu nazwał Mateusz Morawiecki.

Pan Bogdan uznał za szczyt bezczelności, że przedstawiciele władzy, która przez lata rozwalała demokrację, wykręcała bezpieczniki praworządności, napychała kieszenie swoim, weszła na nieznany dotąd szczyt nepotyzmu, mogą dziś nazywać swoich następców oprawcami. Panu Bogdanowi bardzo spodobało się ironiczne podsumowanie czasów pisowskich. Otóż każda władza zawsze sikała do basenu, ale PiS robił to z trampoliny.

Nić dodać, nic ująć…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content