Co nam nie przeszkadza

Zakola i meandry. Andrzej Flügel
Andrzej Flügel: A nieprzyznawanie odznaczeń, awansów i nominacji, bo prezydent się obraził?
Teraz dopiero zacznie się jazda bez trzymanki. Ciekawe, czego sztaby dwóch pozostałych w boju kandydatów doszukają się w ich przeszłości – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan dziwi się, jacy jesteśmy. Wielu z nas nie przeszkadza to, że kandydat na najwyższy urząd w państwie wyłudził od starszego człowieka mieszkanie, co dyskwalifikowałoby go na znacznie niższych stanowiskach wymagających zwykłej przyzwoitości. Tutaj, jak się okazuje, jest akceptowalne, skoro jest „nasz”. Z kolei ponad milion ludzi oddało głos na faceta, który szalał w Sejmie z odpaloną gaśnicą i stale wygłasza haniebne teksty antysemickie. To prawda, że w każdym kraju zdarzają się tacy zawodnicy i gdyby gość otrzymał kilkanaście tysięcy głosów od podobnie nawiedzonych, byłoby to politycznym folklorem, marginesem, który zdarza się wszędzie. Z kolei kandydat, który ze swoją partyjką nie ma szans, by znaleźć się w Sejmie, jeśli nie trafiłby na wspólne listy lewicy, zamiast poprzeć jedyną teraz możliwą opcję, czyli kandydata koalicji, bezczelnie twierdzi, że poparcie to nie puchar przechodni i on nie zamierza swoich zwolenników do niczego przekonywać. Zresztą to, jak kandydaci związani z koalicją rządzącą szczypali w czasie kampanii wyborczej kandydata ze swojej opcji, było bardzo dziwne, żeby nie powiedzieć niesmaczne. Niewiele to im dało, bo poparcie rzędu pięciu procent. Do tego wszystkiego doszedł dziennikarz, który kandydował, jak to się mówi, dla jaj, mając na uwadze zasięgi w internecie i kasę, jaka do niego spływa. Dodatkowo udawał bezstronnego, a w sumie cały czas aktywnie wspierał i wspiera jedną stronę.

Tymczasem ta druga strona się mobilizowała, nakręcała. Mamy taki efekt, że gdyby dziś zliczyć głosy tych, którzy są jakby przypisani (choć to w sumie nic pewnego) do prowadzącego po pierwszej turze, a także sumując tych zapisanych do drugiego w kolejności, to formalnie wygrywają tamci. Byłoby to wielkim nieszczęściem, ale Polacy, jak widać, lubią być nieszczęśliwi.

Pan Bogdan uważa, że teraz dopiero zacznie się jazda bez trzymanki. Ciekawe, czego sztaby dwóch pozostałych w boju kandydatów doszukają się w ich przeszłości. Sztab Grzegorza Nawrockiego ma lepiej, bo skoro jego kontakty z gangsterami i słynna sprawa przejętej kawalerki nie zrobiła na jego wyborcach żadnego wrażenia, to co musiałoby wyjść na jaw, żeby pomyśleli, czy warto na kogoś takiego głosować?

Udostępnij:

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Przejdź do treści